10

2.2K 129 6
                                    

W ostatnim momencie odwracam głowę w stronę telewizora, który jest wyciszony, ale nadal włączony. Nie mogę się pozbyć wyrzutów sumienia, które we mnie uderzają. Jestem tylko pijana - powtarzam w głowię. Zerkam na Lauren, która wsłuchuję się w kroki Shawna w przedpokoju i patrzy na mój profil. Uśmiecha się do mnie i puszcza mi oczko po czym wstaję i udaje się do kuchni, jak gdyby nigdy nic.

- Hej Lauren. Jest Camila? - pyta ją chłopak a ja panikuję.

- Ta, ale coś łeb ją boli, chyba za dużo wina. - odpowiada mu a ja w duchu jej dziękuję.

- Jesteś głodna? Mam spaghetti, wziąłem też dla ciebie. - mówi jej a ja wstaję aby udać się do nich.

- Ja chcę. - wtrącam się i biorę pudełko, które leży na blacie.

- Skarbie, jutro musimy pojechać do mojej mamy. - mówi bez szczegółów, ponieważ Lauren wciąż stoi obok i grzebie widelcem w makaronie. Nie chcę na nią spoglądać.

- Nie chcę mi się. - wzdycham. - Nie możesz już jej zastrzelić czy coś? - uśmiecham się do Shawna, który odpowiada mi tym samym.

- Chyba za dużo alkoholu. - mówi, kiedy podchodzi aby mnie pocałować. W międzyczasie Lauren kaszle, ale nie zwracam na nią uwagi. Jeżeli piśnię słówko to nie żyje.

- Nie. - kręcę - No może troszkę.

- Śmierdzicie, jakbyście właśnie oszmuglowały całą butelkę. - śmieję się Shawn.

To prawda, pusta butelka wciąż leży na stole. Shawn żegna się z Lauren a ja kieruję się do łazienki. Wybieram gorący prysznic, ponieważ nie chcę mi się czekać aż wannę wypełni woda. Szoruje sie, tak jakbym chciała zmyć zapach Lauren z siebie. Przesiąknęłam jej perfumami. Dopiero po kilku minutach dociera do mnie, że prawie ją pocałowałam. Gdyby ktoś stanął obok i mnie teraz zobaczył, stwierdziłby, że jestem niepoczytalna. Co jakiś czas klepię się w czoło lub przygryzam słuchawkę prysznicową będąc tak bardzo zażenowana, tym co prawie miało miejsce. To wszystko wina tych drinków. Po kąpieli owijam głowę ręcznikiem i zakładam szlafrok. Ruszam do kuchni po wodę, ponieważ wiem, że będzie mi bardzo potrzebna nad ranem. W kuchni panuje półmrok i gdy otwieram lodówkę zauważam Lauren siedzącą przy krześle z batonem w ręce. Zajada się nim i intensywnie mi się przygląda.

- Jutro o tym porozmawiamy. - mówię jej szeptem.

- O czym? - odzywa się głośno a ją otwieram szerzej oczy, ostrzegając ją palcem.

Schylam się po wodę i kiedy wstaje na nogi ona już stoi za mną.

- O czym? - szepcze.

- O niczym, nic się nie wydarzyło, przecież. - odzywam się.

- No właśnie. - Lauren szepcze. - Jeszcze nic się nie wydarzyło. - dodaję i odchodzi zostawiając mnie w osłupieniu. Bezczelna.

Następnego dnia wstaję z ciężką głową, pragnieniem i ciężarem na sercu. Ubieram się w proste spodnie i różową koszulę. Nie mam zamiaru konfrontować się z Lauren i Shawnem. Po prostu mam kaca i nie mam ochoty na żadne rozmowy z kimkolwiek. Przed wyjściem pakuje spaghetti do torby i zerkam do pokoju Lauren, czy aby na pewno się w nim znajduje. Śpi, jak zabita z lekko rozchylonymi ustami. Zamawiam taksówkę i czekam na nią pod blokiem. Jest zimno, dlatego przeklinam się w myślach za nie wzięcie kurtki. W biurze czeka mnie papierkowa robota, o którą muszę prosić, ponieważ dziś powinno mnie tu nie być.

- Sprawdziłem tą dziewczynę. Tą od narkotyków Gings, co siedzi teraz w więzieniu. Może nie znała ofiar, ale na pewno znała Lauren. - mówi Richard z jakąś fotografią, którą trzyma w ręce.

- Skąd wiesz?

- Przeszukałem ich portale. To zdjęcie było bardzo dawno temu zrobione, ale wiemy że się znają. Poza tym mafia odpuściła sobie tereny Hawany i znów są w pobliżu. Wczoraj jeden z nich wszedł za Shawnem na stację benzynową. Nie wiem, czy ci mówił. - Richard pochmurnieje.

- Nie zdążył, spałam nim wrócił. - odpowiadam.

- Prokuratura znów ma kolejne dowody na Lauren. Te zdjęcia, które dołączyłaś do akt i faktura. Chcą ją zamknąć.

- Jest dużo niewiadomych.

- Ludzie gadają, morderca na wolności, chcą już uciszyć to i zatuszować. Nic nie możemy zrobić. To nie potrwa długo, bo nic się dzieje. Na nikogo nic nie mamy.

- Wiem, ale jeżeli nie mamy stuprocentowej pewności, nie możemy pozwolić, żeby ją zamknięto.

- Oczywiście. Spróbuj cokolwiek z niej wyciągnąć.

- Sprawdzam aktualnie tego Jacoba. Wiem, że w bazie nie ma nic o nim, ale sądzę, że jest to jego ksywa. Musimy go złapać i przywlec do muru. Posadzić za cokolwiek.

- Spróbuj Lucy Vives. Wczoraj złapano ją ze sporym towarem. - odpowiada mi Richard.

- Czemu mówisz dopiero teraz?

- Ponieważ, dopiero, co się dowiedziałem. Z resztą chciałem tam właśnie jechać.

- Ubieraj się, zaczekam. - mówię mu zarzucając sweter i torebkę na ramię.

W korytarzu aresztu, dla tymczasowo zatrzymanych śmierdzi, jakby ktoś oblał podłogę wybielaczem. Przez kaca i brak siły zaczyna mi się robić niedobrze. Lucy Vives, była dziewczyna Lauren siedzi właśnie na przeciwko mnie i udaje, że piłuje swoje paznokcie mając mnie w poważaniu.

- Lauren Cię przysłała? Ta siksa niech nie śmie mi się na oczy pokazywać. - mówi drażliwym głosem. Nie mam dziś ochoty na podchody.

- Skąd miałaś dragi?

- Od pewnej kobiety.

- Imię i nazwisko. - moja twarz jest bez wyrazu a jej głupi uśmieszek zaczyna mnie irytować.

- Lauren Jauregui.

- To nie możliwe, przesiaduje w więzieniu w Atlancie.

- Możliwe, kochaniutka.

- Znasz ksywkę Jacob? Mówi ci to coś? - pytam, jej mina na ułamek sekundy staje się przerażona.

- Nie wiem, to chyba ten barman, co się ostatnio z nim przespałam. A nie! To sklepikarz, taki stary z supermarketu. Albo wiem! Prowadzący programu! - naśmiewa się.

- Co łączyło Cię z Lauren? - pytam, nim myślę.

- A co? Zainteresowana? Przed tym, jak zarąbała tych dwóch typów okazyjnie zabawiałyśmy się. - informuję mnie.

- Potwierdzasz swoje alibi? Była u ciebie tamtego dnia? - pytam.

- Nie, oczywiście, że nie. Kłamałam. To na pewno ona i nic więcej nie mam zamiaru powiedzieć paniusiu. Zrobiłabyś coś z tymi włosami. - mówi z obrzydzeniem a ja wstaję i z impetem kopię ją w klatkę piersiową.
Jej ciało ląduje razem z krzesłem pod metalowe drzwi.

- Co jest?! - wydziera się i łapie za głowę.

Podchodzę pewnie i biorę w ręce garść jej włosów. Ciągnę je tak, aby spojrzała na moją twarz.

- Przyrzekam, że spędzisz tu resztę swojego życia. - mówię przez zęby i uderzam ją w szczękę z pięści.

Pada na ziemię a ja wychodzę z sali.

- Nic nie powiedziała, wygrzeje się z tego. - mówię jednemu z policjantów i ruszam w stronę samochodu Richarda. Nerwy zżerają mnie od środka. Potrzebuje wyciszenia.






Prison LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz