douze

165 12 11
                                    

Buru był na nogach już od rana. Po zjedzeniu śniadania wraz z dziewczyną, którą naprawdę zaczął traktować jak córkę przeszukał szafę. Dawno nie był na żadnej imprezie. Zdecydował się na bluzkę, którą dostał na urodziny od Léi oraz czarne dresy. W końcu nie szedł na bal. Mógł ubrać, co tylko chciał. Wydało mu się, że tylko Patricia będzie niezadowolona z jego wyboru, ale postanowił się tym nie przejmować. Wszedł do salonu. Usiadł na krześle i spojrzał na uśmiechniętą blondynkę.

- Idziesz w tym na imprezę? - usłyszał jej głos.

- Tak.

- Ewidentnie nie zrozumiałeś o co chodzi Patrici. Będzie zawiedziona, jeśli wrócisz sam.

- Ona musi zrozumieć, że miłość przyjdzie sama. Po za tym nie wrócę sam. Będę z Remy'm.

Dziewczyna westchnęła w odpowiedzi. Natomiast James zamyślił się, by następnie podzielić się spostrzeżeniami na głos.

- To krzesło jest twarde. Kupię fotel bujany i będzie mi wygodniej. Ej, pograjmy w coś, póki tu jestem.

- W co takiego?

- No nie wiem. W mafię?

- Nie. W dwóch nie da się w to grać.

- A no tak. Hmm... W historyjki?

- A jak w to się gra?

- Ja opowiem jakąś historię, która mi się przytrafiła albo nie, a ty musisz zgadnąć czy kłamię czy mówię prawdę. W sensie czy ona jest prawdziwa czy nie.

- Dobra. Zacznij.

- No dobra. Wiesz, że boję się kaczek, co nie? Miałem raz śmieszną sytuację z tą fobią związaną. Wtedy jeszcze starałem się znaleźć sobie pracę sam. Oj, jak to dawno było. Trafiłem na rozmowę kwalifikacyjną w MacDonald's. Wszystko szło dobrze, ale nagle zobaczyłem tego ich klauna. Mój mózg zaczął wyobrażać go jako kaczkę. Krzyknąłem. Wstałem i wybiegłem z tej restauracji. Więcej moja noga tam nie powstała. Co o tym sądzisz?

- Hmm... Powiedziałabym, że to prawdziwa historia, ale trudno uwierzyć mi w ostatnie zdanie, dlatego zarzucam ci kłamstwo.

- A niech to. Rozgryzłaś mnie. Kłamałem. Nigdy nie poszedłbym na rozmowę do Maca. Za dużo tam smacznego jedzenia. - Oboje się zaśmiali.

Następne kilka godzin zanim rozległ się dzwonek do drzwi spędzili na wspólnej grze. Później Buru zamienił kilka słów z koleżanką, a ta zawiodła się jego strojem, co było do przewidzenia i wyszedł na zewnątrz, gdzie czekał na niego przyjaciel.

- Witaj, James! - został radośnie powitany przez kolegę.

- Cześć, LeBeau. Idziemy?

- Nie. Dziś jedziemy. Chodź. Zobaczysz wreszcie mój wóz.

- Chętnie.

Nie minęło dużo czasu, a już oczom czarnoskórego ukazał się srebrny mercedes benz. Poklepał z uznaniem Remy'ego po plecach.

Droga do klubu minęła na rozmowach o francuskich piłkarzach i dyskutowaniu, który z nich najlepiej gra. Po wejściu do klubu każdy z nich udał się w swoją stronę. James poszedł zamówić drinka. Odkąd wrócił do sprzedaży narkotyków, przestał narzekać na brak środków do życia. Jego przyjaciel poszedł natomiast za potrzebą.
W pewnym momencie imprezy do siedzącego mężczyzny przy barze podeszły dwie kobiety. Uśmiechnęły się.

- Znam cię - oznajmiła blondynka.

- Czyżby? Obawiam się, że mnie pani z kimś pomyliła.

- Nie. Masz na imię James, prawda?

- Tak, ale przykro mi. Nie znam panią.

- Naprawdę mnie nie poznajesz? Chodziliśmy razem kiedyś do szkoły. Przez całe lata nauki zwracałam się do ciebie Jim, co czasem cię irytowało, gdyż starałam się naśladować przy tym głos Jokera.

- Tiffany? - przypomniał sobie czarnoskóry.

- Tak, Jim - zaśmiała się w odpowiedzi blondynka. - Poznaj Tamarę, moją kuzynkę.

- Hej - przywitała się brunetka.

- Cześć. Pamiętam cię. Z tej ostatniej wspólnej imprezy.

- Ach, tak.

- Witam - rzekł, podchodząc Remy. - I jak tam życie wam mija, drogie panie?

- Znośnie, a tobie?

- Nadwyraz przyjemnie, choć bywa trudno.

- Czy zechcieliby panowie spędzić ten wieczór w naszym towarzystwie? - spytała blondynka.

- Pewnie.

Tak oto Buru spędził najlepszą imprezę w swoim życiu, bawiąc się z dawnymi koleżankami i najlepszym przyjacielem.

OpiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz