vingt et un

84 7 0
                                    

Minął kolejny miesiąc pełen różnych nowości. Buru zaczął częściej wychodzić na dwór z Léą, gdyż był już czerwiec i na dworzu świeciło słonczeko. Czasami dołączała do nich Eliza z synkiem. Razem spacerowali jak rodzina, co sprawiało, że każdy z nich miał dobry humor. Patricia była dumna z Buru. Poznała jego dziewczynę, którą nauczyła zajmować się Léą. Eliza wcale nie przestraszyła się obowiązków związanych z jej niepełnosprawnością, a co więcej wydawało się, że polubiła nastolatkę i być może ją pokochała, co podniosło dziewczynie jej własną wartość.

Tego ranka Buru wydawał się bardziej poddenerwowany niż zwykle. Nasypał Kido jedzenie, nakarmił Léę, ale sam nic nie zjadł. Wypił tylko kawę, po czym zapalił papierosa. Tym razem nie zawracał sobie głowy otworzeniem okna.

- Oświadczę się jej - oznajmił nastolatce siedzącej naprzeciw niego.
- Super. Jestem za. Dzisiaj? - posłała do niego swój uśmiech.
- Tak. Tylko muszę skoczyć jeszcze po pierścionek.
- Mam iść z tobą?
Mężczyzna długo nie odpowiadał. Léa martwiła się, że zadała jakieś złe pytanie, ale on chyba po prostu na chwilę odleciał do swoich przemyśleń.
A rozmyślał nad tym czy faktycznie oświadczyć się Elizabeth. Była kobietą jego marzeń, ale wciąż nie do końca był pewny. Poza tym bał się, że ona mu odmówi. Zaciągnął się i wypuścił dym. Spojrzał na nastolatkę, która nadal na niego patrzyła. Postanowił przerwać ciszę.
- Chciałabyś pójść na lody?
- Mogę.
- To świetnie. Znam dobrą miejscówkę.
Mężczyzna wstał, zgasił papierosa na popielniczce przy oknie i przeniósł dziewczynę z kanapy na wózek.
- Stój. Jak wyglądam?
Spojrzał na nią. Miała na sobie fioletową bluzkę z nadrukiem kostki rubika i napisem: „umiem ułożyć jedną stronę, a ty?" i czarne jeansy. Mężczyzna nie pamiętał czy to ubranie z wczoraj czy z dzisiaj, ale uśmiechnął się, po czym wyraził zdanie.
- Wyglądasz pięknie, chodźmy.
- Niezamierzona gra słów?
- Tak - odparł, otwierając drzwi.

Poszli razem do budki, która stała sobie w parku i otwierana była już od czerwca zazwyczaj do końca sierpnia, czasami aż do połowy września. Oboje wzięli czekoladowe kulki skierowali się na ławkę umiejschowaną naprzeciw starej fontanny. Buru usiadł na jednym końcu ławki, obok którego pozostawił wózek dziewczyny. Oprócz swojego loda trzymał też jej loda, tak by ona również mogła go jeść.
- Dziękuję, że dałeś mi dom i swoją miłość.
- Dziękuję, że sprawiłaś, że moje życie nabrało sensu - mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech.

Po lodach poszli do jubilera, gdzie Buru miał zamówiony już pierścionek zaręczynowy. Odebrał go i pokazał Léi, która orzekła swoje zdanie. Podobał jej się. Odprowadził ją do domu, w którym najpierw ją wykąpał, by później móc zostawić ją na kanapie i pójść do kwiaciarni po kwiaty. Elizabeth uwielbiała hortensje, dlatego je właśnie zakupił. Nie miał żadnego planu ani wcześniej przygotowanej scenerii. Chciał po prostu się jej oświadczyć i uważał, że im prościej, tym lepiej. Ostatnim razem oświadczał się w samym centrum Paryża przy wieży Eiffla i nie skończyło się to dobrze, a sama wieża teraz kojarzy mu się ze zdradą jego dawnej narzeczonej i sam jej widok przyprawia go o smutek. Po drodze do domu Elizy zakupił również jej ulubione czekoladki i butelkę wina.

Będąc prawie u celu, przywitał się przed wejściem z Davidem i jego ekipą. Nie zdradził im jednak swoich zamiarów. Nie chciał zapeszać. Poza tym Eliza dopiero wróciła z pracy, więc mogła mieć zły dzień i nie zgodzić się od razu, ale uważał, że tak będzie lepiej. Oświadczyny nie musiały być dla niego czymś magicznym. Może zaręczyny? Nie. Wychodził z założenia, że im skromniej, tym bardziej komfortowo dla niego i dla niej, jeśli się nie uda. To było jego zabezpieczenie.

Wszedł do środka. Nie musiał pukać ani dzwonić. Od jakiegoś czasu traktował to mieszkanie jak własne, bo spędzał w nim więcej czasu niż w swoim, ku niezadowoleniu Léi, ale ona nie narzekała, bo cieszyła się jego szczęściem i polubiła Patricię. Zastał Elizabeth przyrządzającą posiłek. Zaskoczył ją kwiatami i czekoladkami, a jeszcze bardziej faktem, że później ukląkł, wyjmując pierścionek. Kobieta zgodziła się od razu ze łzami w oczach. Nie spodziewała się tego i niemal wcale nie przeszkadzało jej to, że były to skromne oświadczyny bez żadnych fajerwerków i przy kuchennym stole. Bo właśnie taki w jej oczach był Buru. Prosty człowiek z nieco zagubioną duszą i szczerym sercem.

OpiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz