Ze względu na niezapowiedzianą wizytę milicji na terenie areny Szefa, przerwa pomiędzy spotkaniami z dni zmieniła się w tygodnie. Iwo chodził przez to szalenie zły i rozkojarzony, nie umiał sobie znaleźć ani zajęcia, ani rywala godnego umiejętnościom, jakie zasmakował w walce z Drugim Narcyzem, ani samego rudowłosego chłopaka.
Ugh, jak jego drażniło to, że wtedy pozwolił mu uciec, że dał się tak łatwo wykiwać. Po zielonookim chłopaku nie było śladu i nawet to, że wiedział, jak wygląda, nie pomagało mu w poszukiwaniach anonimowego mieszkańca Trylu. Osada nie liczyła sobie wiele rudych osób, właściwie, to Iwo nie potrafił sobie żadnej przypomnieć, dlatego myślał, że będzie to łatwiejsze, jednak okazało się to równie trudne, jak szukanie igły w stogu siana — niewykonalne bez masy czasu i szczęścia. To drugie nie dotyczyło niestety Iwo w ostatnich dniach.
Przyjaciele chłopaka po pewnym czasie zaczęli się przejmować jego stanem i wymyślili sobie nawet grę pod tytułem „Kto szybciej poprawi humor paniczowi Isifebe". Szli łeb w łeb, gdyż każdemu wychodziło to tak samo źle.
— Słyszałeś, o czym Tryl gada od kilku dni? — zapytał go pewnego dnia Konrad — jego „przyjaciel", jak sam lubił się nazywać. Siedzieli obaj na ceglanym murze oddzielającym posiadłość Oktawiana Isifebe od piaszczystej drogi. Dookoła było cicho, gdyż był to jeszcze zaledwie poranek. Iwo spotkał Konrada, wracając właśnie z treningu i przysiadł obok niego, uznając, że zasługuje na chwilę odpoczynku na świeżym powietrzu, zanim schowa się znowu w swoim pokoju.
— Przed chwilą przebiegłem pół Trylu i słyszałem tylko „wstawaj, nierobie, i do pracy!" — odparł, prawdopodobnie żartując, ale przez to, że nie miał na twarzy swojego wiecznie drwiącego uśmiechu, Konrad miał trudność z oceną, czy jest to na pewno żart.
— Dobra, to wiesz, co mówi druga połowa Trylu? — poprawił się.
— Co mówi? — zapytał Iwo bez zainteresowania, wpatrując się w drzewa przed nim. Po drugiej stronie drogi rozciągał się sad jego sąsiada. Brunet mógł bez zawahania zrywać z niego owoce, gdyż jego ojciec miał dobre stosunki z właścicielem sadu, który w osadzie uchodził raczej za skąpca i maniaka przyrody, który więcej czasu poświęcał drzewom owocowym, niż ludziom.
— Że gdzieś niedaleko ukryty jest skarb, a mapę posiada jeden z mieszkańców. — Konrad wydawał się uradowany tą informacją, a gdy wzrok Iwo spotkał się z tym jego, zdobył się nawet na wredny uśmiech i powiedział: — Ale z twoim szczęściem do szukania zaginionych rzeczy, wątpię, czy masz jakieś szanse.
Iwo wysłał mu podirytowane spojrzenie i poprawił włosy. Była zbyt ładna pogoda, by dać się sprowokować.
— A jak idzie tobie? O ile mnie pamięć nie myli, też miałeś zająć się szukaniem tego rudzielca — przypomniał, kładąc się na murze, z jedną nogą zwisającą niedbale, a drugą zgiętą i opartą przy biodrze Konrada.
— Taa — chłopak podrapał się po szczupłym karku. Konrad był typowym bogatym dzieciakiem, który nie zaznał nigdy trudu życia ani pracy. Miał wątłą budowę ciała, bladą skórę i czarne, proste włosy, które były zadbane i lśniły na słońcu niczym pióra kruków.
— Poza tym nikt nie ma żadnych szans na zdobycie tej mapy — dodał Iwo po krótkiej chwili milczenia.
— Tak? — zdziwił się drugi chłopak. — A to niby dlaczego?
— Bo strzeże jej najlepszy szermierz Trylu i okolic — odpowiedział brunet, zabarwiając głos swoją zwykłą arogancją, nie pozostawiając wątpliwości, o kogo mu chodzi.
— W sensie ten rudy? — zapytał Konrad, a chwilę później już jęczał z bólu, gdy został brutalnie zrzucony kopniakiem z muru.
— W sensie ja — odburknął wściekle Iwo.
CZYTASZ
Osiem cudów
AventuraHistoria dwóch rywali zmuszonych walczyć jako jedna drużyna, złośliwy dżin i potwornie trudna droga do skarbu. Król Ataku i Mistrz Uników I Okładka w wykonaniu cudownej @neverwinternight