Tristan nie był na tyle miły, by odpowiedzieć na pytanie Iwo, a wręcz czerpał swego rodzaju radość z milczenia i patrzenia, jak wyższy chłopak próbuje coś z niego wydusić. Gdyby Isifebe miał teraz przy sobie swój miecz, jego ostrze na pewno już byłoby wycelowane w gardło rudego.
— Cisza! — krzyknęła nagle Tina, obracając się w powietrzu tak, by lewitować w pionie. Jej złote buty prawie dotykały ziemi. Kobieta niespokojnie obejrzała się dookoła. Jej wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego. — Szanowna wycieczki, uprasza się o najwyższą ostrożność — nastraszyła ich i zmieniła się w dym ze złotymi drobinkami, który schował się w lampie, ciągle zawieszonej przy boku Iwo. Brunet znowu zaczął na poważnie zastanawiać się, czemu Tina oddała swoją lampę, tudzież przenośny dom w ręce nieuzbrojonego arystokraty, zamiast powierzyć ją Tristanowi, który miał i broń, i mapę, czyli dwie najpotrzebniejsze rzeczy.
Oboje stanęli, a zielonooki wyjął mapę zza swojej koszulki. Oczywiście słowa „uprasza się o najwyższą ostrożność" wypowiedziane przez przestraszonego dżina — najsilniejszą istotę na Ziemi, która nie powinna obawiać się niczego, nie skłoniły Tristana do wyjęcia miecza z pochwy.
— Tutaj nie ma niczego strasznego. Tylko pająki... — powiedział rudy, marszcząc brwi.
— Pff, kobiety — prychnął Iwo, rozluźniając się nieco. — Zawsze dramatyzują.
— ...wielkości koni — dodał Tristan, przez co Iwo na nowo się spiął.
— To jaki masz plan na obejście ich? — zapytał, mając nadzieję, że tym razem ów plan zadziała i nie pojawi się nagle przed nimi jakaś magiczna bariera. Rudy pokręcił jednak głową.
— Spójrz — zaczął, pokazując na jakiś punkt.
— Cóż za zaszczyt — wpadł mu w słowo Iwo, teatralnie łapiąc się za serce. Rudzielec wysłał mu podirytowane spojrzenie, więc brunet skończył z wygłupianiem się i spojrzał potulnie na kawałek papieru.
— Jesteśmy tutaj, a terytorium tych pająków ciągnie się, aż dotąd — powiedział, przejeżdżając palcem po prawie jednej trzeciej mapy. — Obejście tego zajęłoby nam wieki. Musimy iść środkiem.
— Chcesz nas wystawić na pewną śmierć czy jak? — zapytał Iwo. — A nie, czekaj, nie możesz, bo już i tak to zrobiłeś! — warknął na niego ozięble. Gdyby nie Tristan, nie tkwiliby teraz tutaj w tej jaskini, która rzuca im pod nogi jakieś głupie próby i przeszkody. Ugh, jak Iwo nienawidził tego miejsca.
— Cii — syknął na niego, zakrywając mu usta ręką. Do nozdrzy wyższego chłopaka dostał się zapach słodkich owoców i piachu, co nie było najprzyjemniejszym do wąchania zestawieniem, dlatego strącił jak najszybciej jego dłoń ze swojej twarzy i zmrużył na niego oczy. Nie odezwał się jednak w cichej kapitulacji. — Te pająki nienawidzą dwóch rzeczy: hałasu i niszczenia ich pajęczyn. Nie powinny zatem zwrócić na nas uwagi, dopóki pozostaniemy cicho i nie dotkniemy ich sieci. Zrozumiałeś? — zapytał, na co Iwo skinął głową. — Na pewno? Chodzi mi głównie o ten fragment z nie dotykaniem. — Jego wzrok na chwilę spoczął na złotej lampie Tiny, a później z powrotem przeniósł się na Iwo.
Brunet prychnął i obrócił się na pięcie. Przeszli ostrożnie jeszcze kilka metrów. Las zgęstniał i wszystko nagle stało się nieco ciemniejsze. Przed nimi zaczynały wyłaniać się pierwsze pajęczyny. Z początku łatwo było im je omijać, lecz im głębiej w las, tym więcej ich było. Po pewnym czasie młodzieńcy stanęli przed prawdziwą plątaniną białych nici.
— Patrz i ucz się, jak należy z klasą nie dotykać innych rzeczy — powiedział wyniośle Iwo, splatając palce i rozciągając ramiona. Zapiął swój frak i sprawdził, czy lampa na pewno jest dobrze przymocowana (chociaż nie pogniewałby się, gdyby przypadkowo ją zgubił) i ruszył. Z początku badał teren i rozgrzewał się, lawirując zwinnie pomiędzy pajęczynami, ale gdy już wyczuł, jakie to proste, zaczął się popisywać przed Tristanem, robiąc gwiazdy, salta i inne mniej lub bardziej skomplikowane sztuczki.
Rudy jedynie uśmiechnął się na to i mrucząc pod nosem coś, co brzmiało bardzo jak: „dzieciak", dołączył do zabawy. Bardzo szybko oboje zapomnieli o grożącym im niebezpieczeństwie, zbyt skupieni na swojej rywalizacji. Nie była to jednak zacięta, poważna walka; oboje cicho śmiali się i dobrze bawili przy kimś, kto mógł dotrzymać im kroku.
W pewnym momencie, gdy Iwo przeskakiwał nad jedną z luźniejszych pajęczyn, uderzył lampą o gałąź. Przystanął na moment, otrząsając się z rozbawienia. Rudy nie wiedział, co zatrzymało bruneta, jednak dla bezpieczeństwa i on się zatrzymał. Oboje przez moment nasłuchiwali, jednak w lesie panowała głucha cisza. Luźniejsze nitki delikatnie poruszały się w nieregularny sposób i był to — jak na razie — jedyny ruch.
— Pff, Isifebe — powiedział nagle rudy, przybierając nonszalancką pozycję i protekcjonalny ton głosu. — Zawsze dramatyzujesz.
Iwo zmrużył na niego oczy. Nieśmieszne — pomyślał. Rudzielec roześmiał się, obrócił i znowu ruszył. Brunet od razu dołączył do niego. Bez problemu przedostali się na drugą stronę lasu. Po tej stronie krajobraz nie wyglądał już tak samo. Zniknęła zieleń i łąki, zastąpione twardym gruntem i wyblakłymi kępkami trawy gdzieniegdzie. Było tutaj jednak znacznie ciemniej, niż w ogrodzie, co zmartwiło Iwo.
— Robi się późno — zauważył Tristan, patrząc na niknące w mgiełce sklepienie jaskini. — Chyba. Brak słońca jest dezorientujący — przyznał. — Myślę, że jeżeli odejdziemy jeszcze kawałek od terytorium pająków, to spokojnie będziemy mogli się położyć i przespać... Co o tym sądzisz? — Przeniósł swój wzrok na Iwo, który wzruszył ramionami.
— Może być, skoro jesteś zmęczony — odpowiedział, chociaż w głębi duszy teraz zastanawiał się, skąd wezmą jakieś źródło światła na noc. Mogliby rozpalić ognisko, ale potrzebne do tego było drewno na opał, a dookoła panowała niemal całkowita pustka. Czy Tina byłaby skłonna im pomóc? Sprawdził z odruchu, czy lampa nadal jest przytwierdzona do jego pasa (była). — Jak myślisz, dżiny męczą się? — zapytał.
Tristan wyszczerzył się tajemniczo do niego.
— Może ona ci na to odpowie? — zaproponował, podbródkiem wskazując w stronę lasu. Ze względu, że był on za plecami Iwo, chłopak musiał się obrócić, by zobaczyć zirytowaną Tinę. Miała skrzyżowane ramiona i wysyłała mu wściekłe spojrzenie. Jej włosy były w lekkim nieładzie.
— Czemu mną tak bujało? — wypaliła ze złością.
— No wiesz, musiałem czasem podskoczyć lub się schylić, żeby uniknął pajęczyn. Chyba nie chciałaś, żebym sprowokował pająki, żeby do mnie przyszły i połknęły twoją lampę? — zadrwił. — One nie lubią, gdy dotyka się ich pajęczyn — zakomunikował.
Kobieta nie wyglądała na ani trochę udobruchana taką odpowiedzią, jednak nieco złości uleciało z niej, a kiedy przejechała dłonią po swoich włosach, czarne pasma na nowo stały się idealnym końskim ogonem. Po rozwiązaniu sprawy z dżin, młodzieńcy chcieli znowu ruszyć, jednak Tina nagle przyczepiła się do nowej rzeczy.
— A to co?! — krzyknęła oburzona, podlatując z prędkością światła do Iwo. Król Ataku był pewny, że dobierze się ona swoimi długimi pazurami do jego gardła, jednak kobieta pochwyciła w swoje dłonie złotą lampę i oderwała ją od pasa, nie czyniąc mu żadnej szkody. Przystawiła sobie przedmiot pod sam nos i aż uderzyła stopami o ziemię.
— Ale o co ci chodzi? — zawołał Iwo, dla bezpieczeństwa odskakując od Tiny i zbliżając się dzięki temu trochę bardziej do miecza w pochwie Tristana. Poczuł się niestety tylko odrobinę bezpieczniej. Nadchodząca ciemność, gigantyczne pająki gdzieś w lesie obok nich i rozemocjonowany dżin nie były czymś, co działało kojąco na nerwy.
— Moja lampa — zapiszczała, podlatując do nich i pokazując im błyszczące naczynie — porysowana!
— Ojej, wielkie mi rzeczy, to tylko drobna skaza — powiedział Iwo, wypuszczając z płuc powietrze, gdyż istotnie była to prawda. — Zrób swoje czary-mary i po sprawie, tak?
— To tak nie działa. To magiczna lampa. Niezniszczalna dla śmiertelników i ich narzędzi, ale bardzo delikatna na magię. Jaskinia ma zostawić na was blizny, które będą wam przypominały o tym miejscu. Ja takich nie chciałam — wyznała zezłoszczona. Gdyby zachowała trochę trzeźwości umysłu i uspokoiła się przed wygłoszeniem tej tyrady, na pewno nie wymsknęłaby się jej ta drobna słabość. Uciec i zapomnieć — skomentował w myślach Iwo.
— To mała rysa, takie coś przecież nie może robić różnicy — upierał się jednak na głos.
Tristan milczał, chociaż po jego wyrazie twarzy można było zauważyć, że uważał całą sytuację za przesadzoną i irracjonalną.
— Tak sądzisz? — zapytała Tina nagle zbyt spokojnym i kontrolowanym głosem. Uniosła wyniośle podbródek i wzbiła się ponownie w powietrze. — Zatem zademonstruję na przykładzie — powiedziała.
— Tino, nie rób głupstw — nagle odezwał się rudy, który wyczuł nadciągające zagrożenie zdecydowanie szybciej, niż Iwo.
CZYTASZ
Osiem cudów
MaceraHistoria dwóch rywali zmuszonych walczyć jako jedna drużyna, złośliwy dżin i potwornie trudna droga do skarbu. Król Ataku i Mistrz Uników I Okładka w wykonaniu cudownej @neverwinternight