Rozdział 4.

15 3 0
                                    

Sceneria dookoła nich powoli ulegała zmianie. Ze ścian zaczęły znikać prymitywne obrazki, a coraz częściej pojawiały się na niej jakieś korzenie lub mech. Nie wiadomo skąd pod ich stopami zaczęły pojawiać się kępki trawy i jakieś maleńkie kwiatki. Iwo przysiągłby, że słyszał nawet ćwierk ptaka, ale był to dosyć odległy i pojedynczy dźwięk, więc mógł się przesłyszeć. Poza tym, co robiłby ptak w jaskini kilometry pod ziemią?

Drogę nadal oświetlały połyskujące kamienie, jednak po zniknięciu jaskrawej farby ze ścian, zrobiło się trochę ciemniej. Nieprzyjemne malunki, które tak irytowały Iwo, okazały się jednak przydatne i brunet zaczynał za nimi tęsknić.

— Czy to ogród? — zapytał Isifebe, nie dowierzając, że faktycznie widzi najprawdziwszy, zadbany ogród pod ziemią w jakiejś zapomnianej jaskini.

Tristan wyjął mapę, co robił przez cały marsz bardzo często. A im częściej tak robił, tym bliższy Iwo był do zadania mu kluczowego pytania, czy nie zna już tej mapy na pamięć.

— Na to wygląda — odrzekł w końcu rudy, chowając mapę. — Ale może to być też kolejna pułapka — przestrzegł.

Wyższy chłopak skinął głową i sięgnął do pochwy po miecz, żeby w razie nagłego ataku lub konieczności zaatakowania, być przygotowanym, jednak bardzo szybko przypomniał sobie, że jego miecza nie ma przy nim. Zmarkotniał, spoglądając na nadal schowaną broń rudowłosego. Czemu on nie wyjął miecza, skoro sam zasugerował, że to może być kolejna śmiercionośna pułapka? Chociaż w sumie, gdy Iwo sięgnął pamięcią, to przy ich pierwszym starciu na arenie Szefa Tristan też bardzo długo nie wyciągał swojej broni.

Pewny siebie i lekkomyślny — zawyrokował Iwo, przyśpieszając nieco, by zrównać się z Mistrzem Uników.

Oboje przystanęli przed drewnianym łukiem ogrodowym, który miał służyć za wejście. Był przyozdobiony przez czerwone róże z kolcami i maleńkie figurki wesołych elfów w zielonych kubraczkach.

— To mi wygląda na ten labirynt — powiedział Tristan, znowu z nosem w mapie. Jego palec wodził po kłębku narysowanych linii.

— Ciekawe, ile trupów robi za kompostownik tutaj — odparł Iwo.

— A ilu z nich zostanie pozbawionych kości — rzucił lekko rudy, wysyłając mu wredny uśmieszek i chowając mapę. Młody Isifebe skrzywił się.

— Daj mi miecz, a nie będę musiał korzystać z kości obcych trupów — rzekł.

— Po prostu trzymaj się blisko mnie — polecił Tristan, ruszając. — I zerknij sobie na tabliczkę — dodał, nie obracając się.

Iwo prychnął, jednak spojrzał w bok, żeby zobaczyć małą, białą tabliczkę, gdzie dekoracyjnymi, złotymi literami było napisane: „Kradzież nie istnieje, za wszystko się płaci.". Zaraz po przeczytaniu, brunet ruszył za Tristanem, udając, że złoty napis nie przejął go wcale.

Nie podobało mu się to miejsce.

***

Przemieszczanie się w labiryncie szło im bardzo gładko, co rudowłosy tłumaczył tym, że już od dłuższego czasu zwracał uwagę na ten fragment mapy i to jego tak pilnie studiował, by szybko odnaleźć wyjście. Jak dla Iwo ten labirynt w ogrodzie nie miał w ogóle sensu, bo można było przecież łatwo oszukiwać, zbaczając z kamiennych ścieżek i po prostu przeciskając się pomiędzy krzaczkami dzikiej jagody lub innymi żywopłotami, dostać się do wyjścia. Tristan jednak uparł się, żeby przejść labirynt w tradycyjny sposób, bez oszukiwania i trzymał się tego postanowienia, puszczając mimo uszu narzekania bruneta.

Osiem cudówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz