Do oczu Erena napłynęły łzy z niewiadomego dla niego powodu. Kapitan Levi miał oczy szeroko otwarte, widocznie nie spodziewając się takiego gestu ze strony Erwina. Po chwili z całej siły odepchnął od siebie wyższego blondyna, zamachnął się, a po korytarzu rozniósł się odgłos plaśnięcia w zetknięciu bladej dłoni z policzkiem. W kobaltowych tęczówkach zapłonął ogień. W momencie, w którym tamten rejestrował co się właściwie wydarzyło, Ackermann obrócił się na pięcie i bez słowa ruszył szybkim krokiem w stronę trójki przyjaciół, mijając ich. Mikasa i Armin spojrzeli po sobie zaskoczeni, natomiast młody Yeager puścił się biegiem w stronę schodów na wieżę. Dziewczyna krzyczała za nim, lecz ten nie reagował. Wbiegł na górę, zatrzasnął za sobą klapę i usiadł pod ścianą, obejmując kolana ramionami. Dlaczego tak bardzo przejął się widokiem Smitha całującego bruneta? Widział, że mężczyzna tego nie chciał. Gdyby było inaczej, nie odepchnąłby dowódcy. Nagle, klapa otworzyła się ponownie, a oczom chłopaka ukazał się czarnowłosy we własnej osobie z butelką wina w dłoni. Patrzyli na siebie przez kilka następnych minut, nie odzywając się ani słowem.
– H-heichou... – zaczął cicho nastolatek.
– ...Ty ryczysz, dzieciaku? – uniósł brwi.
– J-ja... – przetarł oczy, natomiast Levi usadowił się obok niego w odpowiedniej odległości.
– Widziałeś. – bardziej stwierdził, niż zapytał otwierając butelkę i upił spory łyk.
– D-dlaczego dowódca...
– Gówno mnie to obchodzi. Ja mu już kiedyś coś na ten temat powiedziałem, ale chyba ma problemy ze zrozumieniem niektórych rzeczy. – ledwo zauważalnie się wzdrygnął upijając kolejny łyk trunku.
Sam nie wiedział, dlaczego miał ochotę wygadać się temu dzieciakowi. Było w nim coś takiego... Cholernie różnił się od wszystkich innych. Z jednej strony był nieśmiały. Aż zbyt nieśmiały. Z drugiej natomiast potrafiła obudzić się w nim dzika pewność siebie. Na przykład wtedy, kiedy nazwał go idiotą. Dwa razy.
– Czyli to... to nie b-był pierwszy raz...?
– Nie. Ale jakie to ma teraz znaczenie? – patrzył cały czas w horyzont.
– W-wydaje mi się, że... że duże... – wymamrotał. – Nie czuje się pan... źle...?
– Czuję się chujowo, szczerze mówiąc. – odruchowo przetarł usta rękawem, po czym westchnął.
– D-dowódca... dowódca pana kocha...? – nastolatek zerknął niepewnie na swojego przełożonego.
– Zdaje się, że tak. – odstawił na bok pustą butelkę z cichym hukiem. – Ale bez wzajemności. – warknął pod nosem. – Wkurwia mnie to, że zachowuje się, jakbym należał do niego.
Eren zacisnął oczy, przełknął głośno ślinę, przybliżył się do Ackermanna i niezbyt pewnie, ale mocno... przytulił go. Brunet aż rozchylił lekko wargi zaskoczony, lecz nie odepchnął od siebie chłopaka. Najnormalniej w świecie pozwolił mu się obejmować zastanawiając się, co mu strzeliło do głowy, żeby wyżalać się temu bachorowi. Może chodziło tu o to, że kurewsko przypominał mu Isabel? Cóż, może. Gdy kilka chwil później Yeager odsunął się od niego, za wszelką cenę starając się nie patrzeć na jego twarz zażenowany swoim czynem, natomiast jego policzki przybrały lekki odcień czerwieni.
– J-ja... ja przepraszam, heichou... – wydusił, zaciskając powieki.
– ...Powiedziałem ci coś o przepraszaniu mnie, szczylu. Co prawda mam ochotę ci jebnąć za odwalenie czegoś takiego, ale jednak stwierdziłem, że tego nie zrobię. Tylko na następny raz trzymaj łapy przy sobie. Wystarczy mi, że Smith tego nie potrafi. Nie przepadam za byciem dotykanym w taki sposób. Ogólnie tego nie lubię. – mruknął beznamiętnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/165786555-288-k477059.jpg)
CZYTASZ
Oczy Koloru Nieba | Riren
Fanfic(Opis prawdopodobnie ulegnie zmianie) Opowieść o tym, jak drogi dwóch kompletnych przeciwieństw: brutalnego, chłodnego kapitana i empatycznego, uśmiechniętego dzieciaka tytana, złączyły się w jedną. Cudowna okładka autorstwa kochanej Agaci, której d...