Która to była?
Siódma? Ósma? Czy może już południe?
Leżałem na wersalce, w salonie, przykryty kocem, nie wiem jak ale sie tu znalazłem, moja biedna łepetyna pamiętała niewiele z powrotu od przyjęcia, u Klarentego, tylko wyrywki,
Po chwili sięgnąłem pod wersalkę, szukając mojej porannej "kawy" ale moja ręka znajdowała jedynie kłęby kurzu i papierki po słodyczach. Niezbyt dobry początek dnia, przyznam, ale moja herbata jest dla mnie jak leczący eliksir.
Wstałem powoli, zauważając również, iż spałem w koszuli i spodniach wyjściowych, chyba musiałem za dużo wypić. Na fotelu siedział Felix, zgarbiony w śnie, wyglądało to boleśnie według mnie, ale nie miałem... serca, tak serca, żeby go budzić, więc postarałem się jak najciszej przejść do kuchni.
W głowie jedynie mi się kręciło, nie wiedziałem co robić, postawiłem na gaz czajnik i usiadłem na krześle, nie potrafiłem w tym momencie myśleć, jedną ręką powędrowałem do tacy zostawionej wczoraj, ale była nieco pusta, ciekawe czemu...
Powoli schyliłem sie do szafki i wyjąłem paczkę herbaty, najlepsza jaką miałem, nasypałem ją do wysokiego kubka i odetchnąłem głęboko, myślami znowu starając się przypomnieć co sie wczoraj stało. W tym samym momencie poczułem coś gorzkiego w przełyku, ojejku, musze sie dziś umyć, dokładnie.
Nagle usłyszałem głośny kaszel i kichanie w salonie, Felix najwyraźniej sie obudził. w tym samym momencie czajnik zaczął dźwięczeć, wydając moją pozycje. Po kilku chwilach Lis zjawił się w kuchni, o dziwo, uśmiechnięty i mocno kaszląc.
-Witam, jak Pan spał? - Felix zasiadł po drugie stronie stołu, mogłem zauważyć, że z jego kieszeni na piersi, wystawał jakiś przedmiot.
-Jakbym spadł z nieba na wieże Eifla...- spojrzałem na Felixa, zaraz po zalaniu herbaty-... ale boje się, że pan spał gorzej. Czy ma pan ochotę na herbatę?
-Bardzo chętnie, ale powiem panu, że spałem świetnie! Gdybym mógł, spałbym cały dzień!
Zdziwiony podniosłem brew, poczym szybko przygotowałem herbatę dla Felixa.
-Ale jak, ten fotel ma chyba 10 lat, był tu zanim ja się tu przeprowadziłem- zaśmiałem sie lekko.
-A co to oznacza? Moja ostania noc odbyła się na starym znoszonym materacu, cokolwiek jest lepsze niż to.
-Widzę... musiał pan przejść przez wiele trudności.
-Każdy kiedyś cierpiał, a jeżeli nie cierpiał to dopiero będzie cierpieć-Felix wypił odrobinę herbaty i uśmiechnął się szeroko, aż chciałem mu przywalić...
Następnie przez kilka sekund siedzieliśmy cicho, z szafki obok wyjąłem cygara i zapaliłem jedno, szybko zapychając pomieszczenie dymem, Felix szukał przez kilka chwil papierosów, poczym dołączył do mnie.
-Czy może pan podać te pudełko za panem?- ręką pokazałem na srebrną puszkę obok cukiernicy.
-Oczywiście.
W środku przetrzymywałem mały dzienniczek, z datami przyjęć na których musze się zjawić, szybko zapisałem na 18lipca przyjęcie pani Rozaliny, w nawiasie dopisałem Felixa do daty.
Niestety coś zauważyłem w tym tygodniu...Oprócz problemów zdrowotnych, wczorajsza noc była udana.
Po powrocie Pado położył się na wersalce i poprosił mnie o koc, z szafy, w pokoju obok. Następnie coś zaczął mruczeć pod nosem
-mmmm... czemu... gdzie... mmm...
-Panie Pado?- zapytałem zdziwiony.
-Podaj mi wieszak... - zatrzymał sie na chwilkę i odkaszlnął głośno-... ten na krześle.
Szybko podałem wieszak poczym usiadłem na fotelu, naprzeciw wersalki, ale po chwili Pado znowu zaczął kaszleć.
-Felniks...
-Felix, albo Fell, jeżeli ci to nie przeszkadza...
-Felix... brzmi znajomo, nieważne- Pado odkaszlnął i prawie zwymiotował, ponownie- Przepraszam, ale, proszę, odwieś to, gdziekolwiek, do szafy, czy na krzesło...
-Oczywiście, czy jest pan ok?
-Nie martw sie... Feeee... - Pado zamyślił się i rozluźnił muszkę- ....eeelllo...ja mam sie doooobrze...
Nie odpowiedziałem, trochę zdziwiłem sie i pochyliłem się do tyłu, wyjmując z kieszeni papierosa, zapalając go szybko i zamykając oczy.
-Eeeeej.. nie podzielisz sie?
-Co?- wypuściłem z ust gęstą chmurę dymu.
-Musze zapalić, nie zasnę bez dymu...
-Nie pali pan cygar?
-E tam...- Pado zawisł o krawędź i powoli zdjął muszkę- Pale co sie da, nie ma co wybrzydzać.
Wyciągnąłem papierosa i podałem go Pado, a on, uśmiechnięty włożył go do ust i zaczął się śmiać.
-Zabawnie wyglądasz...
-Cóż.. dziękuje.
-Lubisz spotkania na mieście? -zapytał się dziwnie, trochę zmieszany i pijany, mocno pijany.
-Osobiście nie przeszkadzają mi w żaden sposób...
-Dobrze słyszeć... w tym mieście to norma, codzienność...rutyna prawie.
-Nie brzmi najgorzej, prawdę mówiąc.- odpowiedziałem, poczym zauważyłem jak Pado wciskał resztkę papierosa w doniczkę obok.
-Może, ja ich niestety nie lubię, ani wyjazdów... i obozów, nie cierpię ich...
Niemiałem czasu odpowiedzieć, ponieważ Pado wpadł w typ jakiegoś transu długich wypowiedzi, praktycznie monologu.
-Nie rozumiem jak można wyjeżdżać z miasta, w końcu jest tu wszystko!- jego ręce zaczęły latać na lewo i prawo- Praca, wikt i mieszkania. Dla mnie idealnie! Chociaż... czy jest?- Pado przewrócił się na brzuch i odkaszlnął- Jest tu pięknie, prawda? Nie ma sie czego bać, prawda? Wiem, jest dużo naprawy, ale staram sie... wszyscy sie staramy, prawda?- Pado spojrzał na mnie, widać było, że jest ledwo przytomny, alkohol, czas i jego choroba, na cokolwiek by nie chorował, malowały na jego twarzy obraz smutku, cokolwiek bym przez to chciał powiedzieć- Fellixi...
-Felix..-odpowiedziałem lekko zmęczony.
-Wybacz... uważaj, nie wiesz co sie może w tym mieście stać, ok? - Pado ledwo dokończył zdanie i upadł twarzą na wersalkę.
Byłem zmęczony, więc nie odpowiedziałem, ale w myślach ta wypowiedź utkwiła gdzieś wewnątrz mojej czaszki.
Ale przy herbacie Pado wydawał się całkowicie w porządku, ostry wzrok, głośny głos, jakby wczoraj nic sie nie stało. Po podaniu jego notesu, Pado złapał sie za włosy i westchnąłem głęboko.
-Czy wszystko w porządku?- zapytałem lekko zmęczony.
-Nic, nic...- Pado oparł się o krzesło i dopił herbatę duszkiem- musze za chwile wyjść, mam spotkanie w jednej z kawiarni...
-Rozumiem, ale osobiście, nie polecam panu dzisiaj wyjść.
-Hm?- Pado odkaszlnął i wyjął z szafki małą butelkę podpisaną "Crystala".
-Był pan wczoraj w gorszym stanie, potrzebuje pan odpoczynku, wakacji - Pado otworzył buteleczkę i nalał odrobinę do kubka , poczym zalał ją ciepłą wodą z czajnika.
-Niestety obawiam sie, że dla osób takich jak ja odpoczynkiem musi być sen, jeżeli takowy jest nawet możliwy- ciecz przyjęła kolor granatowy, a kuchnia zapachniała owocami.
-Wie pan, nie jestem lekarzem... nie oficjalnie, ale czytałem nieco, myślę, że powinien pan odpocząć.
Pado spojrzał sie na mnie z lekkim smutkiem na twarzy i wypił odrobinę napoju.
-Wiem, wiem, nie widuje lekarzy często, ale ostatnim razem też dostałem przypis do odpoczynku... cokolwiek by to nie znaczyło...- po pierwszym łyku napoju na twarz pojawił się uśmiech- Musimy również dopełnić obietnice którą złożyłem Pani Salave, a pan ma za tydzień występ!
Od razu złapałem sie za głowę.
-Na Boga... zapomniałem...
-Fiu fiu, przed panem nie lada zadanie, ale!- Pado znowu wypił odrobinę- Ale... wierze w pana, pański występ wczoraj pokazał... coś niesamowitego, od dawna tak niesamowitego występu nie słyszałem!- na twarzy Pado pojawił sie szeroki uśmiech, nie wiem czemu, ale było w tym coś ciepłego i przyjaznego.
-Cóż, dziękuje, ale nie wiem czy jest to powtarzalne...
-Oczywiście, takie występy są jak płatki śniegu, jest tylko jeden taki na całym świecie...- Pado spojrzał na mnie i uśmiechnąłem się- ... lecz każdy płatek jest wyjątkowy.
-A nasze życie jest wielką śnieżycą... znam to powiedzenie...
Pado zrobił szybko dość zdziwioną minę i posmutniał na chwile, ale wydawało mi sie, że nie potrafił być smutny, zawsze sie uśmiechał, zawsze umilał atmosferę.
-Felin...przepraszam, Felix, czy możesz nikomu nie mówić o tym powiedzeniu?
-No cóż, jak Pan woli- nagle zadzwonił telefon.
Pado odkaszlnął i obrócił sie do telewizora, podnosząc szybko słuchawkę od telefonu... trzeciego telefonu w tym domu...
Niestety przez następne kilka minut Pado załatwiał coś przez słuchawkę, wyłapywałem tylko kilka słów, ale to niegrzeczne podsłuchiwać, nieprawdaż?
-Tak... tak.. oczywiście.. za sekundę zapisze...
Pado, jak każdy porządny człowiek, zapisał, cokolwiek musiał zapisać, wiadomość w dzienniku i odłożył słuchawkę.
-Felix... Przygotuj się, na podróż- Pado zapalił cygaro i uśmiechnął się.
-Czy wolno, jeżeli pan pozwoli, zapytać się czemu?- odłożyłem kubek i odkaszlnąłem.
-Mam przesyłkę pod miastem, proszę sie nie martwić, ja prowadzę- Pado wyrzucił z ust kłęb siwego dymu.
W sekundę przemknął mi obraz wczorajszej jazdy pana Pado.
-Jeżeli pan pozwoli... ja poprowadzę.
-Hm? Jak wolisz- Pado uśmiechnął się i wstał szybko.
Postanowiłem również wstać, ale nie miałem zbyt wielu ubrań, więc czekałem w salonie.
Czekając, zerknąłem do szuflady od komody, ale nie znalazłem wiele, jedynie papiery, zapalniczki.
Jednak, na dnie jednej z szafek zauważyłem pudełko, w złotej oprawie i oznaczone wygrawerowaną literą "M", ciekawe, nieprawdaż?
Niestety, usłyszałem otwierające się drzwi, Pado skończył się przygotowywać.
-Ah, czy mówiłem Panu dokładniej o prośbie Pani Salave?
-Nie, myślałem, że to tajemnica pomiędzy Panem, a panią Salave.
-Fiu fiu, dość trudno wykonać prośbę... tej wagi, musze pana "wtajemniczyć"- Pado podniósł brwi i założył buty.
-Cóż, mam nadzieje, że, to zadanie, nie zajmie zbyt dużo czasu.
-Zależy to tylko od pana, ale porozmawiamy podczas podróży.
YOU ARE READING
Cylinder
General FictionWitaj w Mieście, jedynym miejscu w którym możesz zakwitnąć jako kwait w pieknym ogrodzie sztuki, nauki i filozofi, i wydać owoc który da innym szanse równierz zakwitnąć! Pewnego dnia Pado Rail spotyka bardzo ciekawego jegomościa, kto wie co to zmien...