9. Dokumenty

1 0 0
                                    

Zza ekranu telewizora zobaczyłem pomarańczowe chmury, musiała być już osiemnasta.
Wstałem na sekundę, potrzebuje niedługo sie zebrać, ostatnia "wizyta" na dzisiaj. Dopiłem moją kawę i wyszedłem z kuchni, telewizor nadal grał w tle, musi grać.
Z pokoju Felixa, mojego starego "gabinetu", słyszałem rozmowę, oczywiście nie powinienem, ale ściany są cienkie, więc jedynie stałem i czekałem.
-Oczywiście... oczywiście... teraz? - usłyszałem jak Felix zamyka okna- Tak, tak... nie, oczywiście, 23, Oktawia... już jadę.
Felix szybko wyszedł, łapiąc swój stary płaszcz, i złapał za swoją walizeczkę.
-Bez pośpiechu...- zatrzymałem Felixa w salonie- gdzie ci tak śpieszno?
-Ah, mam... wizytę- Felix założył płaszcz, a z jego kieszeni wypadł dziwny przedmiot- przepraszam...
Felix schylił się, próbując podnieść ten przedmiot, ale szybko przytupnąłem go butem i przeciągnąłem go za mnie.
- Wizytę? Ciekawe, nie powiem, gdyż ja również kogoś zamierzam odwiedzić- Patrzyłem na Felixa, ale ten, starał sie nie patrzeć na mnie, świetnie, tak jak chciałem.
-Oh, więc lepiej zamknę okna, rozumie pan, przeciągi... złodzieje... - Felix wycofał sie do kuchni, a ja powoli podniosłem przedmiot który mu wypadł. Było to cienkie pudełko, z przodu napisana nazwa firmy "Wysokiego Napięcia", większa firma zajmująca sie dostarczaniem prądu, Felix to utalentowana osoba, ale na pewno nie elektryk, ni menadżer, najwyraźniej stary biznes nadal krzepnie...
-Ojejku, jak późno... musze uciekać -Felix założył znoszone buty, ale zatrzymał się jak tylko usłyszał mój głos, bał się czegoś, może sam nie wiem czego dokładnie, ale strach to jedyne co chciałem wykrzesać.
-Chyba mamy ten sam cel do odwiedzenia, chętnie zabiorę sie z tobą- uśmiechnięty, oddałem Felixowi jego zapałki, zgniecione, chyba poczuł sie urażony, ale bał sie pokazać.
-Oczywiście... - Felix spuścił głowę i wyszedł szybko, ja zanim, ale zanim wyszedłem, zobaczyłem moje leki... niepotrzebne mi, za mało czasu mi zostało.
Po kilku minutach byłem już w "bryczce", na miejscu gościa, Felix nie lubi kiedy prowadzę, ciekawe czemu? Nie wiem, naprawdę, ale to miło z jego strony, przedstawia tym coś co naprawdę mi sie podoba, kiedy chce coś zmienić, zmienia, wchodzi do akcji, a jego sposób mowy jest piękny, kwieścisty i delikatny jak jedwab, mógłby być świetnym speakerem w radiu, lub leaderem.
-Czy... może pan otworzyć okno? - Felix miał w ustach już trzeciego, czy czwartego papierosa.
-Oczywiście- uchylone okno szybko wywietrzyło wnętrze i wpuściło zimną bryzę, uwielbiam zimno.
Ulice były puste, jak zawsze, auta nie są codziennością, rzadko kiedy widzi sie więcej niż pięć na raz, słońce chowało sie za horyzontem, plamiąc niebo w czerwieni, niedługo zapadnie piękna noc.
Ulica Schoya, albo "Fabryczna", była sercem handlu Kapitolu, "Wysokie Napięcie", "Syrena", "Podziemne Imperium" i wiele więcej, od warzyw do własności miejskich, węgla do diamentów, czego dusza zapragnie, a mimo wszystko tak mało władzy, nad miastem, a przynajmniej mniej niż my, "śmietanka miasta". Oczywiście, były tu ważni, ci których historia sięga ponad trzydzieści lat w przeszłość, głównie "Wysokie Napięcie", gdyż, niebyła to zawsze firma zajmująca się energią, ale o tym opowiem kiedy indziej.
Czysty budynek w pobliżu doków, biało- złotawy, zachód słońca nadał mu piękny odcień. Felix wyszedł, wraz ze mną, i natychmiast udał się na bok, wchodząc w ulice Oktawia, było tam wejście boczne, dla pracowników.
-Obawiam się, że nie może pan iść dalej - Felix odpowiedział, zanim się oddalił. Poczułem lekki powie zadowolenia i dumy z jego planu, ale szybko jego uśmiech zniknął.
-Proszę sie nie martwić, będę czekać w środku- uśmiechnąłem się złośliwie, uderzyłem laską o chodnik i obróciłem się na pięcie, szybko zwracając głowę zauważyłem jak Felix wyjmuje pęk kluczy- Kto ostatni ten zgniłe jajo!- Jego grymas powiększył się, z nutą zażenowania.
-"Toś odwalił tekst!"- powiedziałem sam sobie i przyśpieszyłem lekko kroku, główne wejście nie było strzeżone, za drzwiami znajdowała się recepcja ozdobiona złotawymi akcentami, młody mężczyzna za komputerem właśnie odłożył słuchawkę na miejsce, na mój widok mało nie wypadł z krzesła, musi być nowy.
-Pan Pado!- z zadowoleniem podniósł sie z krzesła i lekko ukłonił, był nieco niski, a w kieszeni posiadał okulary, prawie mu wypadły- Jakże miło mi pana poznać, uwielbiam pańską inicjatywę w pomoc publiczną, w czym mogę panu pomóc?
-Pana również miło poznać- ukłoniłem sie lekko również, i podałem mu rękę, którą uścisnął szybko, całą miał spoconą...- Proszę mnie połączyć z pańskim szefem- czystą ręką wskazałem na telefon, mokrą wytarłem w chustkę leżącą na blacie.
-Przepraszam... co?
-"Fose naprawdę powinien szukać lepszych pracowników"- pomyślałem, ale byłem ciągle uśmiechnięty, najważniejsze to sie uśmiechać.
-Panie Pado, Pan Fose jest aktualnie zajęty, ma ważna rozmowę telefoniczną!
-Tym lepiej!- podniosłem słuchawkę do ucha, a drugą łapą zakryłem usta i dolną część słuchawki, moja ulubiona część wizyt...
-Wieża, wieża, tu kopiec, czekam na sygnał, czekam na sygnał, wieża, wieża, czy mnie słyszysz?- mówiłem głośnym, grubym głosem, prawie od razu usłyszałem odpowiedź.
-Kopiec, kopiec od... Pado, wystraszyłeś mnie!- Fose krzyczał zza słuchawki- Kiedyś za to zapłacisz!... Nie, nie pan, proszę... tak, oddzwonię....
-Będę za sekundę, przyjacielu!- odpowiedziałem i odłożyłem telefon, recepcjonista patrzył na mnie zmieszany i zdziwiony- Proszę sie nie martwić, znam drogę- udałem się wewnątrz kompleksu, ale po chwili byłem przed gabinetem Fose, po wejściu, zobaczyłem lekko pod denerwowaną twarz mojego znajomego, ale brak Felixa, dobrze.
-Pado... kiedy cie złapie na tym telefonie...- Fose był zbudowany lekko, przez co jego ręce i nogi wyglądały na nieco za długie, ale nikt na to nie patrzył, był w końcu właścicielem największej firmy dostarczającej prąd w tym mieście, a była to jedynie jedna z niewielu placówek w większych miastach, wokół kapitolu.
-Kiedy będę sie przewracał pod ziemią, wtedy, może- żartobliwie rzuciłem ręce w górę- ale nie po to tu jestem...
-A po co?- Fose nalał mi herbaty, znał mnie bardzo dobrze i wiedział, że nigdy nie odmówię- chyba nie na pogaduchy?
-Za sekundę zobaczysz...
Usłyszałem kroki w holu i od razu wiedziałem co za chwile sie stanie.
Drzwi powoli się uchyliły, a zza nich wyszedł Felix.
-Panie Dyrektorze... oh...wrócę za chwile- Felix już chciał sie wycofać, ale go powstrzymałem.
-Nie martw sie, Pado... wejdź, "Dyrektor" na pewno nie będzie mieć nic przeciwko temu...- twarz Fose była warta miliony, pewnie myślał, że śni!
-Ekhem... oczywiście, Pan Pado to nasz stały pomocnik, dawna twarz naszej firmy... nic nie musimy przed nim ukrywać nic.
-Rozumiem...- Felix wszedł do środka, był inaczej ubrany niż wcześniej, miał na sobie białą, wyprasowaną koszule, z czerwonym krawatem i jeansowe spodnie, czyste jak łza, w rękach trzymał plik dokumentów, nowo wydrukowanych- to tylko formalności... czy ma pan dla mnie zadanie, na najbliższe tygodnie?
-Nie nie, na razie ma pan czekać na telefon... dziękuje.
Felix lekko sie skłonił i powoli odszedł do drzwi.
-Czekaj na mnie przy aucie, za chwile będę- powiedziałem mu szybko, nie odpowiedział ale wiedziałem że mnie usłyszał.
"Dyrektor" westchnął.
-A więc, mój pracownik jest twoim znajomym?
-Wymuszonym... ale tak... dlatego potrzebuje twojej pomocy- Zapaliłem cygaro i oparłem nogi o pobliskie krzesło- Mam braki w pamięci... pomożesz chyba koledze w potrzebie- uśmiechnąłem sie i zadymiłem powietrze wokół siebie.
-Pado, wiesz, że to niezgodne z zasadami firmy!- Fose zasmucił sie lekko- Mam nad sobą dyrektora naczelnego... co jak sie dowie.
-Nikt sie nie dowie, będzie tak jak wcześniej- nosem poszedł kolejny sznur dymu-wyślij mi je pocztą, nie musisz nawet ekspresowo, mogę poczekać.
-Nie Pado, nie zrobię tego, zbyt wiele razy nadstawiałem karku dla ciebie.
-Nadstawiałeś karku? To ty wybrałeś tą robotę, fakt, iż zamiast powoli awansować, postanowiłeś użyczyć sobie mojej osoby i przekupić dyrektora to- przerwał mi.
-Nie miałem wyboru! Musiałem wpaść na pomysł z reklamą, a inne gwiazdy niebyły zainteresowane tą rolą!
-Masz zamiar nie dotrzymać obietnicy?- Usiadłem prosto i pochyliłem sie do przodu, ponieważ, nie było mnie już prawie widać zza dymu.
-Mam w nosie obietnice! Nie masz prawa mnie zmusić tak, czy inaczej.
-Oczywiście... ale nie chcemy przecież, żeby prasa dowiedziała sie co do...- złapałem za filiżankę i dopiłem herbatę-... kilku incydentów...
-Nie odważysz sie!- Fose powiedział lekko przestraszony, ale grał twardego.
-Czemu nie założymy sie? Jeżeli wygram, ty stracisz prace, jeżeli przegram, to znajdę nowego "przyjaciela"...
-Możemy również...- Fose wyciągnął spod biurka rewolwer, skierowany w moją stronę-...zamkniemy tą dziurę...- jego ręka trzęsła sie nieubłaganie, szok z przeszłości działa pełną parą.
-Oh nie... co ja pocznę...- żartobliwie zdjąłem cylinder i podłożyłem głowę pod lufę- może opowiem Lucy o tobie w zaświatach? Na pewno jest ciekawa co u ciebie...
-Zamknij sie albo strzelę!- ręka "dyrektora" już ledwo podtrzymywałem jego broń.
-Mocny jesteś, nie powiem, w gębie, to znaczy, nie na umyśle, ani w rękach...- podniosłem s powrotem głowę i zabrałem spokojnie rewolwer z jego rąk- ale samą gębą to daleko nie zajdziesz...
Schowałem broń do kieszeni wewnętrznej garnitur, Fose tymczasem wyjął butelkę wódki.
-Nie zasmucaj się!- poklepałem go po plecach- Kiedyś sie na mnie odegrasz i kto wie, może nawet oboje sie uśmiechniemy?
-Zamknij tą niedźwiedzią mordę proszę...- powiedział, a ja w tym czasie już stałem przed drzwiami- Czemu taki jesteś?
-Bo tak sie wygrywa, wiemy oboje o tym...- odpowiedziałem i uśmiechnąłem- ...ale robimy to dla większego dobra, prawda?
Fose jedynie napił się wódki i machnął w moją stronę.
-Wyśle to za godzinkę... powinno być u ciebie za kilka dni, maksymalnie za tydzień, pasi?- powiedział i odkaszlnął.
-Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, przyjacielu- wyszedłem i przeszedłem koło recepcji, szybkie "dobranoc" i byłem na zewnątrz, następnie w aucie, gdzie Felix czekał, znowu w swoich starych ubraniach, ale wydawał sie lekko zawstydzony, może nawet zasmucony?
-Czy wszystko w porządku Felix?- spojrzałem na niego, ciekawy co mu chodziło po głowie.
-Czy w niebie są grzesznicy?
-Nie rozumiem... ale podejrzewam, że tak.
Felix wypalił papierosa i wyruszył ze mną z powrotem do domu. Nie wiem co chciał mi tym przekazać, ale coś mi to przypomniało.



CylinderWhere stories live. Discover now