9

1K 44 12
                                    

Mam nadzieję, że wasze głowy nie wybuchną, a mózgi nie wyparują.

Xxxxx

Harry wymknął się z pogrążonego we śnie dormitorium. Owinięty szczelnie peleryną niewidką, przemierzał korytarze Hogwartu. Jego celem była sala numer 312 w dawno nieużywanym skrzydle. Drogę znał na pamięć. Odwiedzał to miejsce od dobrych 2 miesięcy w prawie co drugą noc.

Dźwięki jego kroków rozchodziły się w opustoszałych murach. Słuch wytężony był bardziej niż zwykle. Nikt nie mógł go nakryć.

Ogarnęła go ulga, kiedy skręcił we właściwy korytarz i ujrzał cel swojej nocnej wędrówki.

Złapał za klamkę i wślizgnął się do środka. Pusto. Dzisiaj był pierwszy.

Rzucił pelerynę na najbliższy blat. Sala była prawie pusta. Było tu tylko kilka ławek, dwa stare fotele, stolik i kilka krzeseł. Harry złapał za różdżkę i po wyszeptaniu kilku zaklęć, w rogu sali pojawił się materac, a na nim mnóstwo poduszek. Była też szkatułka ze specyfikami potrzebnymi na tę noc.

Gryfon ułożył się wygodnie na posłaniu i czekał. Przymknął oczy. Po kliku minutach usłyszał skrzypnięcie drzwi i cichutkie kroki. Szeroki uśmiech wpłynął na jego twarz.

-spóźniłeś się.

Zamiast usłyszeć odpowiedź, poczuł jak materac ugina się nieznacznie, a na jego ustach zostaje złożony delikatny pocałunek.

-wybacz. Musiałem coś załatwić w pokoju wspólnym.

Harry wyciągnął ręce i wplótł je we włosy swojego towarzysza.

-lepiej późno niż wcale. Teraz musisz mi to wynagrodzić. - zadowolony uśmieszek nie schodził z jego twarzy.

-co mam zrobić?

-na początek zrzuć z siebie te niepotrzebne ubrania.

Smukłe palce pozbyły się najpierw guzików koszuli, a następnie zabrały się za usuwanie dolnej części garderoby.

-dobrze, teraz odwróć się i wypnij swój apteczny tyłek.

-czyli chcesz być dzisiaj na górze?

-zgadłeś.

Harry nachylił się nad mlecznobiałą skórą. Rozchylił krągłe pośladki, a jego język wyczyniał cuda, wokół wejścia do słodkiego, ciepłego wnętrza.

Salę wypełniły westchnienia i pomruki rozkoszy.

Dwaj kochankowie byli tak pochłonięci sobą nawzajem, że nie zauważyli, że drzwi otworzyły się, a para zaskoczonych oczu przygląda im się uważnie.

-Potter, Malfoy?

Obaj chłopcy spłonęli ognistym rumieńcem. Malfoy odskoczył gwałtownie w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby zakryć nagość, natomias Harry wpatrywał się w intruza w oczekiwaniu.

-to chyba ostatnia rzecz, jaką spodziewałem się tutaj zastać.
Kto by pomyślał. Cały świat sądzi, że się nienawidzicie, a tu proszę, gdy nikt nie patrzy, wylizujecie sobie nawzajem tyłki.

-profesorze to nie tak.. - Ślizgon zaczął plątać się w słowach.

-ależ dokładnie tak. - Harry nie spuszczał wzroku z pary chebanowych oczu.

-powinienem dać wam szlaban.

-ale pan tego nie zrobi? - ton Harrego brzmiał wyjątkowo stanowczo.

-zastanawiam się.

Snape wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

Malfoy w międzyczasie odnalazł swoją bieliznę i zaczął ją zakładać.

Nasz Własny Świat Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz