6

1.1K 36 1
                                    

Czarne tęczówki ujrzały brązowe zasłony otaczające łóżko.

Tempus. 5:30.
Jego zegar biologiczny działa bezbłędnie.

Szybki, zimny prysznic, mycie zębów. Wziął do ręki grzebień. Przeczesał czarne kosmyki z których na ramiona skapywała woda. Ubrania starannie ułożone w kostkę przygotowane dzień wcześniej znalazły się na bladym ciele.

Szybkie spojrzenie w lustro. Poranna wypukłość unosiła spodnie. Za pół godziny minie.

Dwa machniecia różdżka i na stole pojawiła się jajecznica z boczkiem a obok dwa tosty. Gorzka kawa wypełniła podniebienie mężczyzny.

Punktualnie o godzinie 6:30 do okna podleciała biała płomykówka i zastukała w szybę.

Za machnięciem ręki okiennica się otworzyła, a sowa usiadła na stole podając mu kopertę, po czym odleciała nie czekając na odpowiedź. Już nie. Pierwsze dwa miesiące godzinę zajęło mu wygnanie jej z domu. Doszło kilka razy do rękoczynów aż ptak zrozumiał że nie ma sensu na niego naciskać. W przeciwieństwie do jego właściciela.

Nie otwierając listu wyrzucił go do śmieci.

Reszta dnia aż do wieczora spędzona na warzeniu eliksirów.

Wieczorem kolacja. Twa tosty z serem i ketchupem, kubek zielonej herbaty.

Mycie zębów, zdjęcie ubrań, wrzucenie ich do kosza na brudy i uszykowanie nowych na jutro. Rutyna.

Pozostając w samych bokserkach o godzinie 22:06 wślizgnął się pod kołdrę wmawając sobie że zaśnie.

W ciągu dnia potrafił odpędzic od swojego umysłu natrętne myśli. Wieczorem szło mu to gorzej. Samemu w wielkim łóżku czuł się nadwyraz samotnie. Severus był bardzo samotnym człowiekiem lecz nie potrafił przyznać tego, ani przed sobą, ani przed nikim innym.

Po tym jak wojna się skończyła, a jemu cudem udało się przeżyć, uciekł z dala od wszystkich. Zdążył przekazać Potterowi swoje wspomnienia i wolał zapaść się pod ziemię niż oglądać litość w jego oczach i zapewne w oczach wszystkich innych którzy poznali jego okropną historię.

Kiedy pół roku temu sowa Pottera zastukała w jego szybę, poczuł wybuch emocji. Strach, nadzieja, zdenerwowanie. Wszystko uderzyło w niego gwałtownie.

Wziął list od ptaka, który przysiadł na oparciu od krzesła, czekając na odpowiedź.

Otworzył kopertę. Tyle słów. Tyle ciepłych, miłych słów spłynęło na niego. Słów, na które jak uważał nie zasługiwał. Słów, które zachęcały, by wrócił. By znów był profesorem Snape'm. Słów, które tłumaczyły, jak ciężko było go znaleźć. Ile trudnu ten durny Gryfon w to włożył i co najdziwniejsze, że go podziwia, szanuje i chciałby mu osobiście podziękować.

Snape prychnął sam do siebie na to wspomnienie. Żadnej litości. Nigdy. On wie jak wiele złych rzeczy zrobił. Sam z własnego wyboru. A teraz wszyscy mu to od tak zapomnieli i zrobili z niego bohatera. To nie był on. Severus Snape nie zasługiwał na wdzięczność. Już na pewno nie od tego dzieciaka.

Owszem chronił go. Obiecał sobie po śmierci Lily, że zrobi wszystko żeby Potter przeżył. Nie mógł patrzeć na twarz złudnie podobną do Jamesa, jednak oczy jego ukochanej które posiadał chłopak rekompensowały wszystko. Wiele razy łapał się na utęsknionym spoglądaniu w znajome tęczówki i miał nadzieję, że Gryfon tego nie dostrzegał. A jeśli nawet to dobrze to ukrywał.

Severus dałby wiele, aby móc znowu je ujrzeć. Psotny błysk, który zawsze w nich gościł. To Potter również odziedziczył.

Czasem w takie wieczory jak ten, kiedy wszystkie rozterki uderzały ze zdwojoną siła, pozwalał sobie zamknąć oczy. Wyobrazić jakby to było gdyby Harry tu przyszedł. Uśmiechnął się i potraktował po prostu jak człowieka. Nie jak byłego śmiercożercę. Nie jak byłego szpegia, czy bohatera wojennego. Po prostu spojrzał na niego, jak na Severusa Snape'a wrażliwego człowieka, samotnego do szpiku kości ukrytego pod maską cynizmu, szyderstwa i opryskliwości.

Nasz Własny Świat Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz