Rozdział XIV

525 27 1
                                    

-Bosze szumiącego lasu a co tu się stało?! - podniesiony głos Lily wybudza mnie z przyjemnej drzemki, choć widok jej zszokowanej miny jest wart tego poświęcenia.
-Co się stało z tymi drzwiami? Mieliście jakiś napad?
-Nie Lily, to mój psychopatyczny mąż wyrypal drzwi siekierą bo nie chciałam spać z nim w jednym łóżku - wskazuję na leżące nadal w kącie narzędzie zbrodni. Na twarzy mojej przyjaciółki wymalowany jest jeszcze większy szok, oczy prawie wyszły jej z orbit, chwiejąc się trochę podchodzi do łóżka i opada na nie całym ciężarem.
-Adam miał rację że pozabijacie się pierwszej nocy.
-Jak widzisz żyje, ledwo ale jednak żyje, co do Nathaniela to nie mam pewności bo nie widziałam go od... jakiegoś czasu. A teraz wybacz ale idę umierać dalej - poprawiam poduszkę i mocniej okręcam się kołdrą.
-Nathaniel jest u nas - uchylam jedno oko obserwując blondynkę, licząc że są z siebie zacznie mówić i nie będę musiała pytać, ukrywając swoją ciekawość - W sumie to pije od południa wyklinajac to małżeństwo, przyszedł strasznie wkurwiony, Adam próbuję go ogarnąć ale tylko z whiskey dał radę wyciągnąć co się dzieje. Rose ja nie wiem co było i co jest między wami - zatrzymuje się i wzdycha przeciągle, odwraca się i kładzie obok mnie - Ale on chyba na prawdę coś do ciebie czuję, daj mu szanse, może nie zagrał fair zmuszając cię do małżeństwa, ale pierwszy raz coś poczuł. Jemu na tobie serio zależy słyszałam jak dziś mówił to do Adama.
-Lily na prawdę boli mnie głowa.
-To też wiem dlatego przyniosłam lody i ciastka i tabletki przeciwbólowe i liczę że pogadamy jak za dawnych czasów, wiesz tak szczerze.
Pół godziny później wróciłam w miarę do żywych, zjadłam najpierw normalny posiłek by później znów wtopić się w łóżko i razem z Lily opychać się niezdrowym jedzeniem, oglądałyśmy filmy i gadałyśmy jak za czasów gdy byłyśmy nastolatkami. Gdy wyszła dopadły mnie znów myśli i jej słowa grzmiały w mojej głowie.
Biłam się sama ze sobą, nie mogąc już znieść ciszy panującej wokół mnie zeszłam do salonu i włączyłam w tv jakiś film. Patrzyłam pusto w migające obrazy na ekranie, jednak nie mogłam się skupić na fabule filmu, wtem drzwi wejściowe otwarły się z hukiem a za chwilę był kolejny. Zerwałam się biegiem z kanapy a moim oczom ukazał się śmieszny i żałosny widok. Drzwi wejściowe szeroko otwarte a w progu  Nathaniel rozpłaszczony jak przejechana żaba na alfalcie, próbujący wrócić do pozycji pionowej, pokręciłam głową uśmiechając się pod nosem i podeszłam do niego.
-Kochanie! Wróciłem do domu!- czknął a ja próbowałam mu pomóc-Odjdz! Odejdź! Dam sobe radę sam! - starał się brzmieć jak trzeźwy, ale język plątał mu się niemiłosiernie.
-Nie kapryś, tylko daj sobie pomóc - jeszcze przez chwilę machał ręką próbując mnie odgonić, jednak skończyło się to uderzeniem barkiem o drzwi. Z sfrustrowana chwyciłam jego twarzy w dłonie i patrząc w jego mętne od nadmiernej ilości alkoholu oczy wysyczałam.
-Daj sobie pomóc do cholery i nie zachowuj się jak rozkapryszony bachor!
Patrzył na mnie przez chwilę, jednak chwycił moja rękę i wspomagając się na mnie i drzwiach wstał, oparty na moich barkach szedł powoli. Z nie małym trudem do szliśmy do kanapy gdzie usiadł z wielkim hukiem i opadł głową na oparcie, okryłam go kocem i poszłam po wodę do kuchni. Gdy wróciłam bym w pół śnie, jednak chwycił moja rękę zmuszając bym koło niego usiadła.
- Jak miałam 15 lat obiecałem sobie, że żadnej kobiecie nie dam się zniszczyć tak jak moja matka zniszczyła mojego ojca, aż pojawiłaś się ty. To miało być proste, a się wszystko pojebało- i zasnął. 
Spał z lekko uchylonymi wargami, jego klatka opadała w spokojnym oddechu, wyglądał tak niewinnie. Przyglądałam się jego twarzy, jest bardzo przystojny, usta idealnego kształtu, mocne męskie rysy ale bez przesady, szczęka z delikatnym zarostem, idealnie rozstawione oczy których kolor prześladuje mnie we śnie każdej nocy, włosy w nieładzie nadające mu chłopięcego wyrazu. Delikatnie opuszkami palców badam każda krzywiznę na jego twarzy, obserwuję i podziwiam, dostrzegam małą bliznę na prawej powiece.
Boże co ja robię! Ganie sama siebie w myślach, wstaje delikatnie z kanapy i zmierzam do kuchni, nalewam sobie kieliszek wina i wracam do sypialni. Biorę długą gorąca kąpiel sącząc wino i wyłączając myślenie do zera.
Rano budzę się dość wcześniej, nic dziwnego skoro wczoraj spałam prawie cały dzień. Schodzę na dół, Nathan ciągle śpi na kanapie, leżąc na brzuchu i zasłaniając rękę swoją twarzy, wchodzę do kuchni, biorę dwie aspiryny i butelkę wody, zostawiam na stoliku obok kanapy i wracam zrobić sobie śniadanie. Kończę smażyć naleśniki gdy z salonu rozbrzmiewa głośne "o kurwa",mimowolnie jeden kącik wędruje w górę, trochę się cieszę z jego cierpienia, z drugiej współczuję mu. Kiedy wchodzę do salonu z górą naleśników, mój mąż jest w trakcie opróżniania butelki.
-Proszę, jeszcze ciepłe, pewnie jesteś głodny- stawiam przed nim talerz, Nathaniel uważnie analizuje moje zachowanie, patrzy na mnie jak co najmniej na kosmitę,w końcu nie wytrzymuje.
-Co?
-Coś się stało? Podmienili cię?
-Ha ha, jedz póki ciepłe, wiem jak to jest mieć kaca, więc traktuj to jako dzień dobroci dla zwierząt.
- I wróciła moja żonka.
Przewracam oczami i idę po kawę, po chwili wracam a Nathan kończy swoją porcje naleśników, stawiam przed nim kubek, sama zasiadając w fotelu.
-Dosypałaś jakiejś trucizny prawda? Będziesz obserwować i napawać się jak umieram?
-Masz mnie za psychopatke?
-No tak trochę.
-Przypominam ci że to Ty wyrąbałeś drzwi siekierą do sypialni - unoszę sugestywnie brwi na co on się krzywi.
-Taaa... Trochę mnie poniosło...
-Rozumiem. Nath, skoro jesteśmy już małżeństwem i obstawiam że o rozwodzie nie ma mowy - jego skupienie na mojej twarzy jest przerażające - to może zacznijmy od nowa... Nie to złe słowo, może nauczmy się ze sobą żyć? Nie to też nie to... Jakby to powiedzieć...
-Rozumiem - przerywa mi w idealnym momencie. Mój mózg odmówił współpracy, akurat teraz zabrakło połączenia z językiem i wyszło dno.
Patrzymy na siebie, żadne z nas nic nie mówi, po prostu się na siebie gapimy. Po jakimś czasie Nathaniel przerywa kontakt, odchrzakuje i wstaje.
-Dzięki za śniadanie, pójdę się ogarnąć bo cuchnę gorzelnią.
-Jasne, nie ma za co - i zniknął na piętrze a ja posprzątałam i wstawiłam naczynia do zmywarki. Nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić, wracam do salonu i siadam na kanapie podciągając pod siebie nogi. Włączam tv i trafiam akurat na jakiś odcinek Castle, zawsze lubiłam kryminalne seriale czy filmy, przynajmniej fabuła była jakaś wciągająca.
-Masz jakieś plany na dziś? - wzgrygam się gdy słyszę tę chrypki głos tuż koło ucha, Nathan zakradł się do mnie jak duch, nie słyszałam jak schodził na dół.
- Żadnych konkretnych.
-Świetnie, więc bądź gotowa za godzinę.
-Na co?
-Zabieram cię na randkę.
Patrzę na niego osłupiała, kilka razy mrugając i trawiąc to co powiedział.
-Skarbie bo ci mucha wleci - palcem wskazującym delikatnie zamyka moje usta. - Może nie w tej kolejności ale skoro mamy zacząć od nowa to myślę że to dobry pomysł.
-Mogę wiedzieć gdzie? Nie wiem jak się ubrać.
- Wygodnie, nie zakładaj szpilek i sukienki też odradzam.
Wyszedł, zniknął za drzwiami swojego gabinetu jak gdyby nic. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam pod prysznic, odświeżona stałam przed szafa i nie wiedziałam co wybrać. Matko, jestem poddenerwowana jak nastolatka! Co się ze mną dzieje? Rose ogarnij się do cholery! Po mentalnym kopie decyduje się na jasnoniebieskie jegginsy i bordowa koszule na grubych ramiączkach, na nogi zakładam swoje ukochane bordowe trampki, włosy związuje w wysokiego kucyka, zakładam okulary przeciwsłoneczne na głowę i przerzucam torebkę przez jedno ramię. Schodzę na dół gdzie w salonie czeka na mnie mój mąż ubrany w dżinsy i czarny T - shirt idealnie podkreślający jego umięśnione ciało. Zrobiło mi się ciepło, na prawdę ciepło, mimowolnie przygryzłam wargę obserwując jak zmierza w moją stronę tym swoim drapieżnym krokiem.
-Nie rób tak skarbie bo przeskoczymy kilka etapów a mamy zacząć od początku - delikatnie wyciąga moja wargę z pomiędzy zębów. Jego oczy są ciemne, kciukiem delikatnie kreśli wzór moich ust, uważnie obserwując, jego wargi są rozchylone, oddech staje się urywany jak mój, o bosze szumiący, podnieca mnie mój własny mąż! I nie będę już dłużej udawać że tak nie jest.
-Pieprzyć początek - łączę nasze wargi razem, zarzucam mu ręce na szyję, a on obejmuje mnie swoimi ramionami, wciskam się w nie mocniej niż to chyba możliwe. Jego usta są cudowne, miękkie i soczyste, całuję cudownie, gdy delikatnie przesuwa językiem po dolnej wardze nie stawiam oporu, udzielam mu dostępu. Toczymy zacięta walkę o dominację, łączymy się w tym tańcu, pocałunek staje się coraz bardziej namiętny i żarliwy, czuję płomień który rozpala mnie do czerwoności.

Podryw dla sportuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz