Epilog

751 27 7
                                    

*****4 miesiące później*********
- Zabiję cię! Uduszę własnymi rękami! Wykastruje! Coś ty mi zrobił! 
***dwie godziny wcześniej****
Wiedzieliście, że ciążowy brzuszek to idealny stolik? Nie trzeba trzymać talerzyka i można na wpół leżąc a na pół siedząc nie martwić się że upadnie ci jakiś okruszek na kanapę. Tak spędzała  ostatni tydzień, leżąc na kanapie i nic nie robiąc do tego jeszcze zajadając lody z ogórkami kiszonymi lub  pyszności, które przygotowała Greta, przecież to dla dziecka. Widać za bardzo rozpieszczam mojego synka,ponieważ jak na razie nie ma zamiaru opuszczać mojego brzucha, dokładnie tydzień temu minął termin wyznaczony przez lekarza. 
- A ty znów na kanapie?- Nathaniel przywitał mnie buziakiem w policzek.
-A co mam robić? Twój syn nie chce opuścić tego miejsca- wskazałam na brzuch- A ja jestem taka gruba i ciężka,że nie mam sił się ruszać.
-Kochanie jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, a w ciąży jeszcze piękniejsza.
- Nie czytaj więcej tych poradników. 
-Nie wiem o czym mówisz- uśmiechnął się i wyszedł do kuchni.  
Westchnęłam pod nosem i obierając swoją specjalną taktykę wstałam z kanapy, był już wieczór należało się powoli przyszykować spać. Niestety schody to kolejne wyzwanie dla takiej kulki jak ja, każde wejście to trochę jak zdobywanie Everstu, łatwiej zejść niż wejść, ale po 4 miesiącach noszenia brzucha,znalazłam swój sposób na wszystko. Stanęłam bokiem przed lustrem, które znajdowało się w drzwiach szafy w garderobie i delikatnie głaskałam brzuch.
- Dobrze ci tam w środku co?- jedno kopnięcie- Uznam to za tak.
Zabrałam swoje rzeczy i poszłam pod prysznic.
Wiecie co jest jeszcze minusem w ciąży? Jak ci coś upadnie na podłogę to nie ma bata byś to podniosła sama, a szczególnie w ostatnim miesiącu ciąży.  Patrzyłam na szczotkę do włosów leżącą na podłodze,którą zrzuciłam z toaletki, ostatnio byłam straszną niezdarą.  Odruchowo chciałam ją podnieść, wyciągnęłam rękę i gwałtownie się schyliłam, wtedy poczułam ten przeszywający ból w podbrzuszu a po chwili ciepła ciecz spłynęła po moich nogach. Złapałam się za brzuch, pojawił się kolejny skurcz, bolało jak cholera.
-Nathaniel!! 
Po minucie słyszałam kroki męża na schodach.
-Rose, wołałaś...- odnalazł moją postać kulącą się w kącie pokoju, jednak musiała minąć chwila nim załapał co się dzieje- O cholera....
Odwrócił się na pięcie i wpadł do garderoby, na szczęście torbę do szpitala przygotowaliśmy już wcześniej, za radą tych przeklętych poradników. Wypadł z pokoju jak z procy tylko z torba, a ja nadal kuliłam się z bólu w rogu pokoju. Nie planowałam tego ale mój krzyk przerodził się we wrzask.
-NATH!!!!
Cały rozgorączkowany wpadł do pokoju z miną zbitego szczeniaczka.
-Przepraszam skarbie, nerwy.
Chwyciłam go za ramie i małym kroczkami dotarłam do samochodu. Ból zabrał cała moją uwagę, dzięki Bogu dojechaliśmy cało do szpitala, gdy znalazłam się na wózku wiozącym mnie na porodówkę, skurcze stały się częstsze i mocniejsze. Nie myślałam że może jeszcze bardziej boleć, gdy Nath wpadł na salę ubrany w niebieski fartuch ochronny, powstała we mnie chęć mordu.
- Zabiję cię! Uduszę własnymi rękami! Wykastruje! Coś ty mi zrobił!
A później zaczęłam płakać, ból, hormony i emocje wszystko mieszało się we mnie. Miałam wrażenie, że trwało to wieczność, Nathaniel dzielnie trzymał mnie za rękę, doktor krzyczała, że mam oddychać i przeć, a ja miałam ochotę tylko wyć z bólu. W końcu usłyszałam najpiękniejszy dźwięk, płacz mojego dziecka, Nathaniel na miękkich nogach podszedł do pani doktor i trzęsącymi się dłońmi przeciął pępowinę a później.... zemdlał.
-Gratuluję ma pani pięknego, zdrowego synka.
Położna położyła mi mojego synka na piersi, nieznane dotąd uczucie rozlało się wewnątrz mnie. Łzy szczęścia płynęły z oczu, jednak po chwili zabrali mi go na salę noworodków. Spojrzałam w dół gdzie jakaś pielęgniarka zajmowała się Nathanielem, który nadal był biały jak kartka papieru. 
-Pani doktor, wszystko z nim w porządku?
-Tak, zwykłe omdlenie jak w większości przypadków, proszę się nie martwić. Zaraz przewieziemy panią na sale i będzie mogła pani nakarmić synka.
-Dziękuję.
Gdy się obudziłam dostrzegłam na stoliku piękny bukiet kwiatów, uśmiech sam wpłynął na moją twarz, odwróciłam głowę i zobaczyłam trzy postacie pochylające się na moim synkiem. Blondy włosy Lily i drobna postura odznaczała się na tle dwóch wielkich wysportowanych facetów, z postaci Natha biła duma,stał bardziej wyprostowany a na twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Czy mogę potrzymać mojego syna?
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie, Lily razem z Adamem podeszli i uściskali mnie składając gratulacje. Po chwili w ramionach trzymałam już mojego synka, którego podał mi Nathaniel. Był śliczny, mały puszek ciemnych włosów, niebieskie oczka i te malutkie rączki i stópki, do tego tak cudownie pachniał.
-My już pójdziemy, odpoczywaj, odwiedzimy was z Susie jak wrócisz do domu.- Lily pocałowała mnie w policzek, Adam z Nathem uścisnęli sobie dłonie i małżeństwo wyszło zostawiając nas samych.
-Wiesz, że nie wybraliśmy jeszcze imienia?- Nath usiadł na łóżku i objął mnie ramieniem delikatnie głaskając główkę syna.
-Wiem, masz już może coś na myśli?
- Co byś powiedziała na Aiden?
- Aiden Koster.....brzmi idealnie.- ucałowałam męża.
-Witaj na świecie Aidenie.

Podryw dla sportuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz