Rozdział XVIII

484 21 0
                                    

Wyspy Karaibskie, kto nie był niech wie że traci bardzo dużo. Piękne widoki, piaszczyste plaże, palmy,woda ciepła i przejrzysta, po prostu czuję się jak w bajce. Leżę sobie w hamaku sącząc  drinka z parasolka, tak specjalnie takiego chciałam! Ubrana w bikini pochłaniam odpowiednią dawkę promieni słonecznych, zsuwam okulary a moim oczom ukazuje się cudowny widok mojego męża wychodzącego z morza, kropelki wody spływają po jego opalonym torsie, spodenki przyklejone do tego seksownego tyłeczka i ud. Widzę jak inne kobiety patrzą na niego wygłodniałym wzrokiem i w moich żyłach płynie ogień, nieznane dotąd uczucie ogarnia mnie i pali moje wnętrzności. Podnoszę się i pewnym krokiem zmierzam do mojego męża, obdarzam go namiętnym pocałunkiem zarzucając mu ręce na szyje, mruczy cicho w moje usta a ja wiem, że to mu się podoba.
- A czemu spotkał mnie taki zaszczyt.
-Zaznaczam swój teren.
-Ktoś tu jest zazdrosny.
-Nie jestem zazdrosna- fuknęłam na niego- Nie pozwolę się upokorzyć.
Zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do pokoju hotelowego, spłukałam z siebie olejek do opalania i ubrana w zwiewną sukienkę bez ramiączek, udałam się do stołówki na wczesną kolację. Zawsze po powrocie z plaży byłam strasznie głodna. Zdecydowałam się na sałatkę owocową i sok pomarańczowy, usiadłam przy ostatnim wolnym stoliku dwuosobowym i jedząc obserwowałam ludzi wokół. Pomimo wczesnej pory jak na kolacje był całkiem spory tłumek, kilka rodzin z dziećmi jak i pary w miesiącu miodowym, jak i ja... teoretycznie. Nie wiem gdzie podziewa się mój mąż ani z kim jest i kiedy myśl, że Nathaniel mógłby być z jakąś inna laską przebiega przez moja głowę, żółć podchodzi mi do gardła i nie jestem w stanie nic więcej przełknąć. Napiłam się soku a to spowodowało, że rzuciłam się biegiem w stronę łazienki, po drodze na kogoś wpadając.
-Przep..- nie zdążyłam dokończyć, a już żałowałam, że otworzyłam buzie bo chciałam być uprzejma. Puściłam pawia na całkowicie obcego człowieka. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na brudna koszule mężczyzny, nieśmiało uniosłam wzrok na jego twarz, nie był zbyt zadowolony, ale przecież to nic dziwnego, kto by chciał by ktoś puścił na niego pawia?
-Ja... bardzo pana przepraszam! Oczywiście oddam panu za koszule, odkupie, kupie dwie w zamian, ja na prawdę nie wiem jak, to znaczy wiem, źle się czułam i na pana wpadłam..
-Czyli to moja wina?
-Nie, nie to miałam na myśli, ja..
-Proszę pani- potrząsnął mną delikatnie za ramiona- Lepiej się pani czuje?
- CO?
-Pytam czy lepiej się pani czuje?
-Tak, dziękuję teraz lepiej już, ale zniszczyłam panu koszule.
-Proszę się nie martwić, to tylko koszula, ale może idźmy gdzieś w inne miejsce bo ludzie patrzą się na nas dość... specyficznie.
-Tak, ma pan racje, pewnie chciałby się pan umyć. Ma pan tutaj w hotelu pokój?
-Niestety nie, szedłem na spotkanie.
-Jeszcze przeze mnie pan nie dotarł na spotkanie.
-Spokojnie mam jeszcze 10 minut, ale napisze SMS, że się spóźnię i wrócę się przebrać.
-Nie ma mowy, zapraszam pana do mojego pokoju, umyje się pan a ja odkupię panu koszule, chociaż tak pragnę się zrekompensować.
- Pod warunkiem, że przejdziemy na ty, jestem Nick.
-Rose- podaliśmy sobie dłonie i ruszyliśmy do pokoju. Gdy Nick poszedł się umyć, ja na szybko poszłam do najbliższego sklepu odkupić mu koszule.
Gdy wróciłam do pokoju Nick wycierał włosy ręcznikiem, ubrany w spodnie garniturowe ale bez koszuli. Miał pięknie wyrzeźbione ciało, sześciopak, mięśnie kształtujące się w literkę v, ramiona rozbudowane ale nie przesadzone.
-Proszę, starałam się dobrać podobny kolor.
-Dziękuje, na prawdę nie musiałaś.
-Musiałam, tak trochę lepiej mi psychicznie.
Drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem, a progu stanął Nathaniel, który zamarł w pół kroku. Jego wzrok przeskakiwał to na mnie to na Nicka. Zaczęłam masować swoje skronie i 3....2....1......
-Co tu się kurwa dzieje?!
No i się zaczęło.
-Nick, pozwól że ci przedstawię mój mąż Nathaniel.
- Dzień dobry Nick Vuitton..- wyciągnął dłoń w kierunku Nathaniela, jednak on patrzył na niego tylko z mordem w oczach.
- Pytam jeszcze raz, co tu się dzieje?- akcentował każde słowo bardzo dobitnie.
-Nick przyszedł..
-To już jesteście na ty?
-Po tym co miedzy nami zaszło...- teraz ja mordowałam Nicka wzrokiem, po coś ty się odzywał....
-Co kurwa?!
-Nathaniel nie spaliśmy ze sobą.
-Doprawdy? A koszuli  mu brak bo co? Zapomniał? Robisz ze mnie głupca? Widać, że się z nim pieprzyłaś!
- Obrzygałam go do kurwy nędzy!
Nath aż się cofnął na moje słowa, usiadłam na łóżku bo znów zrobiło mi się słabo.
-To może ja już pójdę i tak jestem już spóźniony, moja narzeczona nie lubi czekać - Nick ubrał koszule i po chwili już go nie było. Opadłam na łóżko zakrywając oczy ręką, zaczęłam oddychać głęboko bo znów zrobiło mi się niedobrze.
-Rose, przepraszam, po prostu myśl, że ty z innym, że byłbym rogaczem a co najgorsze stracił bym ciebie..po prostu ogarnęła mnie furia. No kurwa! Zastałem cię z półnagim facetem! Co byś pomyślała na  moim miejscu?
Podniosłam się powoli na łóżku, popatrzyłam się na niego i ciężko westchnęłam.
-Nie ufasz mi?
-Ufam ale jestem zazdrosny o ciebie! Sama zrobiłaś przedstawienie na plaży.
I tu miał racje, też byłam o niego zazdrosna, na myśl o tych lafiryndach które pożerały go wzrokiem, moja krew znów wrze. 
-Masz racje.
-Słucham?
-Masz racje.Głuchy jesteś?
-Nie, po prostu przyznałaś mi racje, kobieta przyznająca rację mężczyźnie szok!
-Ha ha....
-Mam pomysł - chwycił mnie za ramiona, delikatnie do siebie przytulając- Chodźmy na spacer, pozwiedzamy miasto,zjemy lody i po prostu spędzimy czas razem, w końcu to nasz miesiąc miodowy.
Zarzuciłam sweterek na ramiona i ruszyliśmy w miasto. Dni mijały, chodziliśmy na wycieczki i robiliśmy szalone rzecze, skoczyliśmy z wodospadu, pływaliśmy z delfinami, ale też potrafiliśmy się lenić cały dzień.  
Niestety nasz "miesiąc" miodowy trwał tylko dwa tygodnie i właśnie znajdowaliśmy się w drodze do naszego domu. Skoczyłam się przebrać i od razu pojechałam do Lily z górą prezentów dla małej Susie i jej mamy. Obładowana torbami, zapukałam do drzwi przyjaciółki, cieszyłam się jak szalona by pokazać jakie cudowne ubranka kupiłam dla małej, jednak kiedy w progu stanęła moja przyjaciółka, uśmiech zszedł mi z twarzy. Nie powiedziała nic, weszłam za nią do salonu, gdzie blondynka usiadła na kanapie w stosie zużytych chusteczek. Jej twarz była czerwona, oczy spuchnięte i nadal pełne łez,chwyciła kolejną chusteczkę i zaczęła chlipać. Do porodu zostało jej nie wiele czasu i hormony jej szalały, jednak w takim złym stanie jej nie widziałam nigdy. Poszłam do kuchni, zrobiłam dwie herbaty, zgarnęłam kolejna paczkę chustek i wróciłam do salonu. Usiadłam obok i przyciągnęłam do siebie blondynkę, zaczęła mocniej płakać a ja czekałam aż sama wyzna mi co się dzieje. Po jakimś czasie dziewczyna się odezwała.
-Adam dowiedział się o naszym starym biznesie, nie wiem skąd, strasznie się pokłóciliśmy, jeszcze moje hormony pogorszyły sprawę, powiedziałam słowa których teraz tak żałuje. On też się wkurzył, wyszedł trzaskając drzwiami, nie wraca od wczorajszego wieczora, nie odbiera telefonu, nie dał żadnego znaku życia, Rose tak bardzo się martwię- znów wybuchła płaczem. Jedną ręką głaskałam pocieszająco po plecach dziewczynę, drugą pisałam SMS do Natha.
"Twój brat gdzieś zniknął, Lily odchodzi od zmysłów, znajdź go i daj mi znać jak najszybciej."
Odpowiedź przyszła szybko.
"Właśnie odbieram go z komisariatu, wdał się w jakąś bójkę. Zabieram go do nas, jak się ogarnie odstawie go do domu."
"Przypomnij mu, że jego żona jest w ciąży"
Podałam dziewczynie herbatę, od tego płaczu jeszcze się odwodni.
-Lily, Adam jest u Nathaniela. Pogadają i na pewno zaraz wróci do domu.
-Dzięki Bogu.- odstawiła kubek na stolik i podniosła się.- Pójdę trochę się ogarnąć.
- Lily powinnaś się napić, bo się odwodnisz!- wstałam gwałtownie z kanapy kiedy blondynka zatrzymała się i spojrzała w dół. Mój wzrok powędrował za jej i zobaczyłam kałużę.
-Nie takie odwodnienie miałam na myśli...
-Rose- blondynka patrzyła na mnie z przerażeniem- To za wcześnie.
-Spokojnie Lily, oddychaj, jedziemy do szpitala.
Narzuciłam jej kardigan na ramiona, wyprowadziłam z domu i pomogłam wsiąść do samochodu. Zanim ruszyłam wysłałam SMS do Nathaniela.
"Lily rodzi, szpital świętego Hieronima"*
Jechałam najszybciej jak się dało w akompaniamencie krzyków Lily, po niecałych 20 minutach blondynka została przewieziona na porodówkę. Już miała się ubierać w specjalny szpitalny kitel by towarzyszyć Lily, kiedy wbiegli Adam z Nathanielem. 
-Gdzie ona jest?- podałam Adamowi fartuch, który w pośpiechu ubierał, chwyciłam go za niego.
-Posłuchaj mnie, Lily jest za tymi drzwiami- wskazałam pierwsze drzwi po prawej stronie- Wejdziesz tam, padniesz na kolana i będziesz błagał by ci wybaczyła twoje głupie zachowanie, spieprzyłeś to, ona teraz drży o życie waszego dziecka wiec masz zrobić wszystko by być jak najlepszym wsparciem dla niej, szczególnie teraz. Powiedz jak bardzo ją kochasz i że zapomnisz o jej przeszłości, masz ostatnią szansę, spierdol to a poznasz inną wersję Rose i tak ci skopie dupe, że te siniaki co masz teraz na twarzy będą wspomnieniem miłego masażu.
-A ja jej pomogę- Nath chwycił mnie za ramiona delikatnie odciągając od brata.
-Wiem i doskonale rozumiem, więcej tego nie zawale.-wpadł na sale a nim drzwi się zamknęły widziałam  jak całują się z Lili na zgodę.
Po 6 godzinach siedzenia na korytarzu, usłyszeliśmy krzyk i płacz małego dziecka,  z sali wypadł Adam cały blady i z rozciętą wargą.
- Jest! Dziewczyna! Zdrowa! 10 w skali Abgar!
Nath przytulił brata i poklepał go w wyrazie gratulacji, ja również przytuliłam świeżo upieczonego ojca.
-Ale co ci się stało?- Nath wskazał na wargę Adama.
-Lily mnie ugryzła, gdy ją pocałowałem akurat dostała skurczu- wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Adam wrócił na sale do Lily, pół godziny później oficjalnie poznaliśmy małą Susie i złożyliśmy gratulacje młode mamie.  Zostawiliśmy świeżo upieczonych rodziców samych z  wróciliśmy do domu.

* Nazwa szpitala wymyślona.

Podryw dla sportuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz