Папа

957 73 110
                                    

Wiosna, a właściwie preludium lata były dla ZSRR pracowitą porą z wielu powodów.

Nie chodziło tu o rząd oczywiście, on zawsze był utrapieniem niezależnie od pory dnia, nie mówiąc nawet o porze roku. Republiki oraz państwa satelickie również mogły potrzebować drobnej pomoc czy korekty w każdej możliwej chwili, a przy ich ilości i pomysłach często sprowadzało się to w mniejszym czy większym stopniu dosłownie do każdej sekundy ich życia. Nie chodziło również o przeklęty, kapitalistyczny zachód, ponieważ ten wymagał jakiś stosownych działań aż do chwili, w której przestałby istnieć, a do tego celu brakowało jeszcze bardzo wiele.

W tych ciepłych miesiącach bezsprzecznie wypadało mu starannie zadbać o ogród, więc z pozoru wolny od zmartwień dzień spędził w większości zajmując się roślinami, wcześniej grożąc większości polityków i państw, które mogły cokolwiek od niego chcieć, że jeśli nie wybuchnie wojna lub kataklizm globalny, to zakłócenie jego spokoju zakończy się co najmniej bardzo boleśnie dla śmiałka, który odważyłby się to zrobić.

Wszystko było w trakcie przygotowań do pełni lata. Na ulubionych słonecznikach powoli pojawiały się pierwsze pąki, drzewka rosły intensywnie, może nawet trochę zbyt intensywnie, podobnie kwiaty i niestety chwasty. Pojawiały się, trochę wcześniej niż zwykle, pierwsze owoce na dzikich odmianach roślin, choć nie tylko na nich. Szkodniki również nie próżnowały, pojawiając się w każdej możliwej postaci czy miejscu i prosząc się tylko o odpowiednią opiekę.

Komunista nie zajmował się tym wszystkim sam, dzieciaki pomagały mu, nawet nie z powinność, a z czystej chęci spędzenia z nim czasu, do czego nie miały przesadnie często okazji. Białoruś z całą mocą oraz entuzjazmem wyrywała chwasty, biegając w kółko po całym ogrodzie z koszem wiklinowym i co dwa, trzy kroki się zatrzymując lub cofając, żeby zerwać niepożądaną roślinę oraz zajmowała się swoim zielonymi podopiecznymi. Rosja doglądał drzewka owocowe, a dokładniej szczepione przez niego okazy i starał się dorwać kreta, który zadomowił się tam, gdzie nie powinien oraz wygładzić powstałe kretowiny, a ich rodzic zajmował się resztą, co sprowadzało się do przycinania krzewów i sprawdzania stanu większości roślin czy ich nawożenia. Nawet Polska, nie mając nic lepszego do roboty, starała się jakoś pomóc, lecz ostatecznie została przez pozostałych usadzona z boku jako bierny obserwator, który powinien czekać, a nie przeszkadzać. Wywołało to u niej urażony grymas i narzekania, iż chodzić już potrafi, a chwasty czy jagody przecież przed nią nie uciekną, gdy spróbuje je zbierać, lecz wyłącznie wywołało to kpinę ze strony ZSRR oraz drobne słowa troski i otuchy z ust młodzieży.

Zaczynając po obiedzie, wszystko skończyli przed siedemnastą, nieco ubrudzeni ziemią i zielenią, lecz względnie zadowoleni z efektów swojej pracy. Po krótkiej debacie nad dalszymi opcjami działania wszyscy zostali w już oporządzonym ogrodzie, tam świętując miłą chwilę wytchnienia.

Dzieciaki siedziały razem z Polską na końcu pod jednym z drzew, rozmawiając o wszystkim i o niczym, rozprawiając o minionym dniu oraz tych nadchodzących. Rosja cieszył się ze zbliżającego lata oraz towarzyszącemu mu braku lekcji, Białoruś chwaliła się wyhodowanym przez siebie kwiatami, które do przetrwania potrzebowały jednak niewielkiej pomocy osób trzecich, oraz cieszyła się, że jakieś ptaki założyły gniazdo w ogrodzie, dzięki czemu mogła się im przyglądać, a Laszka słuchała ich wiernie, czasem dając drobne anegdoty z własnego życia, tymczasem sam ZSRR siedział na drugim kocu obok, przysypiając nieco zmęczony, lecz zarazem przyglądając się i przysłuchując odrobinę temu, co działo się wokół niego.

Czy tego chciał, czy nie, ten sielankowy obrazek, radość bijąca od dzieciaków, ich wspólnie spędzony dzień powodowały w nim dziwną zadumę, która pojawiając się na granicy zamroczenia czy płytkiego snu, wprawiała go dziwny, refleksyjny, melancholijny nastrój.

Utopia / countryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz