Zamach od łazienki

790 67 77
                                    

- Ani kroku dalej! - Kraków krzyknął na cały głos, przyjmując postawę niejako obronną. Został napadnięty w swym najbardziej bezbronnym stanie, kiedy jego jedynym orężem pozostawały słowa i zagubione przedmioty znajdujące się wokół niego, lecz poddanie się głupim zachciankom nie było w jego planie.

- Ale ja tylko... - Warszawa mruknął jakby na granicy poczucia winy, jednak było mu do niego bardzo daleko, mimo to uniósł ręce do góry w geście obrony i zatrzymał się w miejscu, nieprzerwanie przyglądając się stolicy Małopolski, która wstrzymywała się od zrobienia mu krzywdy.

- Nie wkurwiaj mnie już dzisiaj bardziej... - drugie miasto syknęło jowiszowo, wyciągając groźnie palec w stronę pierwszego, na co ten zmrużył oczy trochę niepewny, niejako wycofany, lecz pozostał w miejscu. - Ile raz mam powtarzać, że nie?! - dodał, a Mazowszanin opuścił smutno głowę, na co ofiara westchnęła bezsilnie.

Warszawiak był niesamowicie natrętny od samego rana, prawda, ostatnio go olewał trochę, a odkąd mieszkali razem i do niedawna Kraków się nim niejako opiekował, ten już nie ukrywał zbytnio swojej potrzeby uwagi, co czasem zaczynało doprowadzać dawnego rezydenta Wawelu do szału.

Kiedy krakowianin się zamyślił, mieszkaniec Mazowsza podniósł wzrok i zrobił nieznaczny krok w przód, którego starsze miasto nie zauważyło. Warszawa lekko uśmiechnął się sam do siebie oraz ponownie zaczął się zbliżać, kiedy już był bardzo blisko, Małopolanin zbudził się z częstego dla siebie zadumania i jeszcze raz z przerażeniem było gotowe rzucić szczotką w twarz napastnika.

- Wypierdalaj ode mnie i mojej wanny! - miasto warknęło, unosząc wysoko rękę i szczotkę, równocześnie wzburzając taflę wody i piany, która jedynie zakrywała jego wrażliwe części.

- To nasza wanna! - warszawiak odparł rozpaczliwie, gotów się zasłonić, lecz nie odpuszczając. Za daleko zaszedł, aby się teraz wycofać bez próby walki o swoje.

- Mój dom, moja wanna! - dawna stolica Piastów odrzekła twardo, grożąc nieprzerwanie zboczeńcowi, który, jeszcze stojąc w ubraniu, lecz będąc gotowym je w każdej chwili zdjąć, myślał, że go ubłaga i wrąbie się ku niemu do kąpieli.

Niedoczekanie.

- Nasz dom, nasza wanna - niestrudzony napastnik poprawił drugiego, wskazując na fakt, iż co prawda mieszkali na krakowskim terytorium, acz mieszkali razem i jeszcze jakiś czas miało tak trwać.

Więc musiał korzystać, póki mógł.

- Ale kiedy się w niej kąpię, jest moja - krakowianin fuknął szorstko, stukając palcem w żeliwny mebel, który był jego twierdzą i ostoją. Och, ile by w tamtej chwili dał za taki żeliwny pręt.

- Dalej może być nasza - stolica rzuciła trochę niepewnie z głupkowatym, nacechowanym nadzieją uśmiechem.

- Wynocha - odrzekł bezdusznie, wskazując drzwi. - Wynocha, bo nawet podłoga ci się nie dostanie, tylko na korytarzu będziesz spać lub na polu snem wiecznym, bucu jeden! - Kraków krzyknął gniewnie, ukazując, iż granica została przekroczona i nie boi się spotkania z milicją w sprawie zakłócania ciszy oraz zmaltretowanego ciała w pobliskim jego domu śmietniku.

- No dobra, no! - Warszawa wycofał smutny i spanikowany, widząc oczyma wyobraźni, jak drewniana szczotka uderza w jego twarz, a w najgorszym wypadku mieszkaniec Małopolski bierze ręczni dla zasłonięcia się i rzuca się na niego, a on kończy gorzej, niż gdyby dopadli go Niemcy za ich dobrych czasów.

Warszawiak wychodził powoli, nie spuszczając wciąż nieco błagającego wzroku z Krakowa, który trwał bezlitośnie, niszcząc małe, mazowieckie marzenia, aż stolica wyszła z pomieszczenia i ostatecznie zamknęła za sobą drzwi.

Utopia / countryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz