Radość z pomocy

738 69 82
                                    

Słońce świeciło jasno i żywo, na niebie nie można było dostrzec prawie żadnej chmury. Wiatr był silny, nieznacznie rozwiewał jego czarne włosy, zdawał się też świeży, przesiąknięty tchnieniem gór, jednak była w nim nuta spalenizny oraz prochu. Trawa dookoła niego była soczyście zielona, nieco wilgotna, a przynajmniej takie były te niezadeptane skrawki, których się trzymał. Jego ubranie było ciut ubrudzone od siedzenia na ziemi i opierania się o samochód, ale nie przeszkadzało mu to ani trochę, bowiem małe widowisko, które podziwiał już może za długo, było zbyt miłe, aby mógł się od niego oderwać.

Obserwowanie szkoleń jego nielegalnej armii było chyba najukochańszym zajęciem Republiki Weimarskiej.

Armia czy sprzęt nie były idealne, to oczywiste, jeszcze bardzo dużo im brakowało do perfekcji, jednak powoli, nieznacznie, wszystko stawało się lepsze, bardziej skuteczne, a on nareszcie przestawał czuć się bezbronny. Każdy wybuch, strzał, eksplozja napawały go nieopisaną radością, podobną satysfakcji i poczuciu spełnienia. Dawały osobliwą nadzieję oraz obietnicę, na której ziszczenie wiedział, że poczeka jeszcze bardzo długo, ale jej przyjemne szepty, jakie miały się zmienić w rozrywające krzyki, wydawały mu się warte czekania.

- I jak sobie dzisiaj radzisz? - nagle za nastolatkiem pojawił się inny, ludzki dźwięk, który wyrwał go z jego zachwytu.

Spojrzał do góry, aby dostrzec swojego gospodarza, Związek Radziecki, który bez większych emocji się mu przyglądał, powoli podchodząc i oczekując odpowiedzi.

- Na tyle, na ile mogę, to świetnie! - młody Niemiec odrzekł z entuzjazmem. - Próby pancerne się udały, poszło nawet lepiej, niż się spodziewałem, w Lipsku pilotom nauka też idzie nie najgorzej, muszę ich następnym razem odwiedzić, a Krupp również wszystko sobie chwali - streścił w wielkim skrócie wszystko, co się wydarzyło i czego się dowiedział o swoich zakładach zbrojeniowych i szkołach wojskowych. ZSRR w tym czasie podszedł do niego bliżej i oparł się o samochód, przy którym młodzieniec siedział. - Jeszcze raz dziękuję, Sowjetunion - gdy mężczyzna się zatrzymał, chłopak dodał wręcz machinalnie formułę, którą powtarzał przy niemal każdym ich spotkaniu.

- Nie ma potrzeby dziękować, to nasz mały biznes i współpraca przeciw tym zachodnim kapitalistom - bolszewik odpowiedział, nawet nie spoglądając na Germanina, tylko wbijając wzrok w testowane na polach maszyny.

- Sie haben Recht (Masz rację) - młodzieniec potwierdził, spuszczając głowę i wykrzywiając twarz w gniewnym, nieprzychylnym grymasie. - Francja już wie, gdyby nie to, że ta jędza woli obdzierać moich obywateli z pieniędzy, już dawno coś by z tym zrobiła, scheiß auf sie und ihren verdammten Vertrag (jebać ją i jej cholerny Traktat) - Niemiec syknął, zaciskając ręce w pięściach, gniotąc własne ubranie i napinając prawie wszystkie mięśnie.

Żył z piętnem tego przeklętego dokumentu niemal od początku, niszczyła mu wszystkie plany na każdy możliwy sposób. Nienawidził tej sterty papierów do wręcz niewyobrażalnych granic, a najchętniej zrobiłby z niego stos, na którym spaliłby jego autorów.

Tak, to byłby piękny widok.

Związek zerknął na chłopaka, który zdał się nieco nieobecny, emanujący wzburzeniem i postanowił się odezwać.

Utopia / countryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz