Siła niespodzianki

937 78 96
                                    

Zacisze ogrodu botanicznego było jednym z jego najukochańszych miejsc w całym mieście.

Całość pojawiła się jeszcze przed nim jako ogród zoologiczny, chyba w 1866 roku, tak się mu przynajmniej zdawało, czasem daty mu się myliły. Była to pierwsza tego typu placówka w jego kraju, no, wtedy jeszcze nie jego, bo jeszcze go nie było, ale to drobny szczegół. Na początku ludzie schodzili tu lawinowo, ciekawi niezwykłych zwierząt, jak na przykład żyrafy, która stała się twarzą zoo. Później to wyjątkowe miejsce miało kilka wzlotów i upadków, z czasem ludzie zaczęli się nudzić, pojawiły się różne próby przyciągnięcia ludności, choćby klub nocny, lecz ostatecznie ogród i tak zbankrutował. Budapeszt namówiła radę miasta na wykupienie pozostałości oraz ich odnowienie. Dzięki wkładowi jej i innych dobrych ludzi zoo stało się jeszcze piękniejsze niż wcześniej oraz wybudowano tę miłą mu część botaniczną, którą pokochał odwiedzać. Tę sielankę zniszczyła wojna, podczas której większość gatunków umarła, niejednokrotnie z głodu lub z powodu braku odpowiednich warunków.

Jednak teraz, kiedy udawało mu się wyprowadzić coraz więcej rzeczy na prostą, odbudować co potrafił i utrzymać to w miarę dobrym stanie, nie mógł nie stworzyć sobie w tym miejscu małego, ukrytego kąta, w którym mógłbym się schować i odpocząć, ciesząc się istnieniem.

Węgry szczególnie uwielbiał te chwile, w których jednak nie bywał w nim zupełnie sam. 

- To najprawdziwsza banda idiotów, zgodzisz się? - Polka zapytała zwracając się do Madziara, zdając sobie równocześnie sprawę, że mężczyzna nie siedzi już po drugiej stronie małego stolika, a krząta się po miejscu ich spotkania, przypominającym coś na wzór szklarni czy oranżerii, wypełnionej wieloma gatunkami roślin mniej lub bardziej znanych ziemiom jej słuchacza. Tak bardzo pochłonęło ją opowiadanie o jej rządzie, że nawet nie spostrzegła, kiedy ten oddalił się te kilka metrów. Chyba naprawdę powinna zacząć pić melisę.

Persze (Oczywiście) - potwierdził machinalnie, wielce skupiony nad wyborem kolorów, dobieranych do jego dzieła. - Kompletni imbecyle - dodał potępieńczo, chcąc upewnić rozmówczynię, że kojarzył, o czym mówiła. Ostatnio uskarżała się na to samo, więc nawet gdyby nie słuchał, to zbytnio nie mógłby się pomylić.

- No właśnie - zadowolona z odezwy postanowiła kontynuować. - Ja już naprawdę nie wiem, co mam zrobić, oni wszyscy żrą się jak psy, Sanacja i Piłsudski całkowicie negują innych, zamykają w więzieniach, a mnie traktują jak dziecko, które jeszcze nie zna życia i którym trzeba się opiekować, a ja muszę patrzeć na ich walki - marudziła dalej, jeszcze bardziej zrozpaczona i bezsilna. To wszystko miało wyglądać trochę inaczej, bardziej ugodowo.

- Boją się o ciebie, jesteś kobietą, może masz znacznie większe przywileje i możliwości niż zwykła niewiasta, ale dla nich dalej bardziej przypominasz ich córki, żony czy matki - Madziar odparł, wciąż będąc do niej tyłem i w końcu decydując się na pozostanie przy pierwotnej palecie barw oraz kontynuowaniu zamysłu, który był już coraz bliżej końca. Palce się mu już czasem plątały i coraz bardziej się bał, że dzieło nie przetrwa próby, ale był dobrej myśli. 

- Ja wiem, rozumiem, ale nie mam zamiaru być jak Francja, ładnie się uśmiechać i zostawić wszystko rządowi, bo ja już zrobiłam swoje, przecież to niedorzeczne! - Rzeczpospolita nieznacznie podniosła głos, nie godząc się na taki los. Ona chciała jak najlepiej, więc powinna mieć jakiś większy wpływ, tak?

- Nikt nie oczekuje całkowitego wycofania, ale żeby mieć pełny wpływ musiałabyś wprowadzić reżim na wzór swojego wschodniego sąsiada - odrzekł spokojnie, zerkając na nią przez ramię. Widząc, jak bezsilnie dziabie jedną z roślin, które były postawiane lub wiszące wszędzie dookoła nich, uśmiechnął się delikatnie.

Utopia / countryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz