Rozdział 5

787 45 31
                                    

Remus

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
Tak jak sądziłem była to Wrzeszcząca Chata.
Leżałem pod ścianą w koncie, cały obolały, pocharatany i w postrzępionych ubraniach, ledwo czując swoje kończyny.
Czyli, poprostu klasyka pełni księżyca.
Spróbowałem się podnieść ale odrazu sobie odpuściłem, bo kręciło mi się w głowie niemiłosiernie.
Wtedy, do pokoju wszedł James i Peter.
Gdy zobaczyli, że już się obudziłem to podeszli do mnie a James podał mi rękę, żeby mi pomóc wstać.
Chwyciłem jego rękę i wstałem jakoś utrzymując się na nogach.
Jak zwykle nie pamiętałem zupełnie niczego z poprzedniej nocy a rany na klatce piersiowej i moich rękach krwawiły co oznaczało, że była dosyć ostra pełnia.
Wtedy, zauważyłem, że James i Peter stoją i są jakoś dziwnie przygnębieni i smutni i są ciszej niż zwykle.
Zdziwiło mnie to, bo oni nigdy się tak nie zachowywali.
Jednak jeszcze bardziej zaniepokoił mnie fakt, że nigdzie nie widziałem Syriusza.
- A co wy jesteście tacy, smutni? Coś się stało? I gdzie jest Syriusz? - w końcu niepewność o to co się stało, stała się zbyt silna i odwarzyłem się spytać o co chodzi.
Wtedy James spojrzał na mnie a Peter się trochę cofnął, jagby obawiał sie że mogę go pobić czy coś.
Teraz to już byłem zupełnie pewien, że coś się stało.
Coś złego...
- P-podczas pełni... - zaczął James ale widać było, że trudno było mu wypowiadać te słowa.
- Podczas pełni... Byłeś bardzo niespokojny... Był bardzo jasny księżyc a ty ciągle patrzyłeś na korytarz... Syriusz, chciał sprawdzić czy ktoś tam jest i się odwrócił... Ale... Potem... Gdy spojrzał na ciebie... Jeszcze wtedy był człowiekiem tak jak ja i Peter... I ty... Zaatakowałeś go... - odparł w końcu James.
Wtedy, poczułem jakby nogi się podemną ugieły.
Zakręciło mi sie w głowie i ledwo stałem, niedowierzając w to co mówił Rogacz.
- J-ja... Zaatakowałem go...?! - spytałem łamiącym się głosem, niedowierzając a James przytaknął.
- J-jednak on... Zamienił się w psa... I ci uciekł... My też się zamieniliśmy, ale ty nadal polowałeś na Syriusza...
Potem... Znowu go zaatakowałeś, ale on tym razem był psem... Podrapałeś go i rzuciłeś o ścianę a on się zamienił w człowieka i ty... - po tych słowach James zawiesił się na chwilę i przełknął gorączkowo ślinę jagby to co zaraz miał powiedzieć miało być wyrokiem skazującym kogoś dobrego na śmierć.
- I ty... Zacząłeś go znowu gryźć i drapać aż w końcu... On stracił przytomność... Potem dałeś mu spokój... Ja i Peter zmieniliśmy się w ludzi, ja wziołem Syriusza do Zamku a Peter został z tobą... - dokończył w końcu James.
W tej chwili poczułem, że zaraz stracę przytomność więc oparłem się o ścianę i spojrzałem na Jamesa.
- Aa-le... Co z Syriuszem...?! - spytałem w końcu.
Obawiałem się najgorszego i czułem się okropnie.
Jak ja mogłem wogóle go zaatakować?!
Jak ja mogłem mu zrobić coś takiego...
- Nie wiemy... Musiałem wrócić do ciebie, żebyś niczego nie zrobił Peterowi a Pani Pomfray powiedziałem, że zaatakował go jakiś Wilkołak a ona go zaczęła leczyć... - powiedział James.
- No to trzeba do niego pujść! - krzyknąłem i chciałem wybiec ale gdy się ruszyłem, rana na klatce piersiowej mnie strasznie zapiekła i ból był tak niemiłosierny, że zamiast wybiec zgiołem się w pół i jęknąłem.
- Narazie to trzeba cię opatrzeć a potem pójdziemy do Syriusza. Wracamy do zamku - odparł oschle James.
Wiedziałem, że bardzo przeżywał to wszystko bo w końcu Syriusz był jego najlepszym przyjacielem i pewnie musiał się o niego bardzo martwić.
Wsumie ja też się bardzo o niego martwiłem i do tego dochodziła jeszcze myśl, że to wszystko było moją winą...
- No dobrze... - niechętnie się zgodziłem i jakoś wraz z chłopakami wyszedłem z Wrzeszczącej Chaty.
Było to dość trudne, biorąc pod uwagę fakt, że wszystko mnie bolało a musiałem wyjść nie tylko z Wrzeszczącej Chaty jak i też z Bijącej Wierzby, jednak jakoś udało mi się to przeżyć.
Skierowaliśmy się w stronę zamku i gdy już po 20 minutach byliśmy przy drzwiach wejściowych do Hogwartu, James je otworzył i weszliśmy do środka.
Był dopiero wschód słońca, więc nikogo nie było na korytarzu.
Poszliśmy odrazu do naszego Dormitorium a potem do naszego pokoju, żeby nie tracić czasu.
James wzioł bandaże i wszystko co było potrzebne do opatrzenia mnie i zaczął to robić.
Czułem się trochę niezręcznie, bo zawsze to robił Syriusz a James niezbyt potrafił być delikatnym, ale jednak jakoś to przeżyłem.
Gdy po 30 minutach moje rany były już opatrzone i zaabandarzowane (no oprucz twarzy), usiedliśmy na swoich łóżkach i nikt się nie odzywał.
Wsumie to nie było o czym gadać, bo każdy z nas martwił się o Syriusza.
W końcu jednak postanowiłem, że wypadałoby go przeprosić i prosić o wybaczenie, bo nie chciałem przecież stracić przyjaciela.
- Dobra, idę zobaczyć czy z nim wszystko w porządku - stwierdziłem w końcu.
- Idziemy z tobą - powiedział James i wraz z Peter'em wstał.
Udaliśmy się więc do wyjścia, a gdy wyszliśmy poszliśmy w stronę Skrzydła Szpitalnego.
Gdy w końcu dotarliśmy do drzwi Skrzydła, otworzyłem je i weszliśmy do środka.
Skręciliśmy w prawo i zobaczyliśmy Syriusza, który leżał na łóżku, nieprzytomny.
Wyglądał jakby przejechał go pociąg.
Jego prawa ręka była w gipsie, na twarzy miał strasznie dużo ran a klatka piersiowa była zaabandarzowana.
Miałem takie wyrzuty sumienia, że to JA mu to zrobiłem, że nawet gdy podeszłem z chłopakami bliżej łóżka Łapy i usiadłem z nimi na krzesłach,
to czułem się bardzo niezręcznie.
Wtedy przyszła Pani Pomfray.
- A co wy tu tak wcześnie? - spytała Pielęgniarka.
- My... Przyszliśmy do Syriusza... - odparł James.
- A no tak. Mówiłeś, że zaatakował go jakiś Wilkołak tak? - odparła Pani Pomfray a James przytaknął.
- Naprawde współczuję chłopakowi. Ten Wilkołak go dosłownie zmasakrował. Ja od zawsze mówiłam, że Wilkołaki to potwory i kreatury! Naprawdę Dumbledore powinien na to zareagować, przecież ten potwór może zaatakować Zamek! Naprawdę, gdybym spotkała tego Wilkołaka, to już moja w tym głowa, że by już dawno nie żył! - powiedziała kobieta i zaczęła szukać jakiegoś leku w szafce obok łóżka Syriusza.
Wtedy poczułem się okropnie.
Przecież ona mówiła o mnie!
Zdałem sobie wtedy sprawę, że ludzie nienawiedzą ludzi takich jak ja i poprostu życzą nam śmierci.
Jesteś ptworem Remus ... Potworem... Potworem... Odezwał się jakiś głos w mojej głowie.
- No ale dobrze. Możecie jeszcze być 10 minut, potem musicie wyjść - Pielęgniarka skączyła szukać lekarstw i wyszła.
Wtedy zapadła krępująca cisza.
Chłopaki nie wiedzieli co powiedzieć, a ja wsumie byłem im za to wdzięczny, bo ja też nie wiedziałem jakie słowa byłyby teraz odpowiednie.
Spojrzałem na Syriusza.
Leżał i wyglądał jakby śnił mu się jakiś koszmar, bo miotał się lekko i mamrotał coś pod nosem jednak nadal był nieprzytomny.
Ogarnęło mnie uczucie współczucia, no naprawdę nie chciałem go zranić a jednak, zrobiłem to i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Przepraszam cię. Naprawdę cię przepraszam. Nie chciałem cię zaatakować. Wiem, pewnie jesteś na mnie zły, ale naprawdę tego nie chciałem... - wydukałem z jakąś nikłą nadzieją, że może on to słyszy.
Wtedy, stało się coś niewiarygodnego.
Nagle, powieki Syriusza zadrżały i nagle, Łapa otworzył oczy.
Na początku Syriusz miał wzrok zaskoczony i zdezorientowany, ale gdy spojrzał na mnie zmieniło się to w strach.
Ja i chłopaki, byliśmy tak zaskoczeni, że nawet poderwaliśmy się z krzeseł i z zaskoczeniem patrzyliśmy na Łape który dopiero po chwili zorientował się co się stało.
Ja, James i Peter byliśmy zaskoczeni, ale i szczęśliwi, że nasz przyjaciel się obudził, ale gdy Syriusz spojrzał na mnie z przerażeniem, to całe szczęście ze mnie uleciało.
Syriusz się podniusł, usiadł i się odemnie odsunął jakby obawiał się, że go zaatakuje.
To bardzo zabolało, jednak nie dziwiłem się mu, bo w końcu to przezemnie on trafił do Skrzydła Szpitalnego.
- Odsuń się! Nie dotykaj mnie! Nawet się nie zbliżaj! - krzyknął przestraszony Syriusz, co było u niego żadkością.
- Syriusz... - zacząłem jednak ten mi przerwał.
- Po co ty tu wogóle przyszedłeś?! Wynoś się! To wszystko jest przez ciebie! Przysięgam, jak stąd wyjdę to cię tak zleje, że się nie pozbierasz! Nie chce cię tu więcej widzieć! Nie chce cię znać! Nienawidzę cię! - nagle strach w Syriuszu wyparował i pojawiła się złość.
Poczułem się jak ostatni idiota, bo to co mówił Syriusz było zupełną prawdą.
Stałem więc tam jak kołek w płocie i patrzyłem na złego Syriusza, który nagle chwycił wypaloną świece (nieobandażowaną ręką) która stała na szafce nocnej i rzucił w moją stronę.
- Powiedziałem, wynoś się! - krzyknął a ja uniknąłem świecy i pobiegłem w stronę wyjścia, z obawą że Syriusz znowu we mnie czymś rzuci.
Jednak jeszcze gdy byłem przy drzwiach, usłyszałem głos Syriusza :
- Jesteś Potworem!
Wtedy, poczułem że to był cios prosto w serce.
Wybiegłem ze Skrzydła Szpitalnego i zacząłem biec przez korytarz czując, że łzy ciekną mi po policzkach.
I na domiar złego ciągle w głowie słyszałem głos Syriusza i jego słowa :
Jesteś Potworem! Potworem! Potworem...
---------------------------------------------------------
No witam!
No i jak widzicie, nasza opowieść nabiera barw hehe.
Od razu chce zaznaczyć, że w tej wersji historii Pani Pomfray NIE WIE o tym, że Remus jest Wilkołakiem.
Wiem, może to nie ma znaczenia, ale jednak chce uniknąć komentarzy typu : "Przecież Pani Pomfray wiedziała o tym, że Lupin to wilkołak!" "Wprowadzasz ludzi w błąd! Zepsułaś wszystko!".
No poprostu, ta historia jest moją wymyśloną historią Huncwotów, więc proszę oszczędźcie sobie takiego czegoś, bo ja wiem że w oryginalnej wersji Pani Pomfray wiedziała o Licantropi Remusa ale tutaj poprostu nie wie i już XD.
Wogóle, jak myślicie co się stanie dalej? Czy Syriusz wybaczy Remuskowi? I jak to się wogóle wszystko rozwinie?
No, więc będziecie musieli poczekać, żeby się dowiedzieć haha.
Następny rozdział najpewniej pojawi się w Sobotę, ale jeszcze nie wiem czy się wyrobię XD.
Ale, tymczasem się z wami żegnam, życzę miłego popołudnia i dozobaczenia!
Bayo!

Kiedy wzejdzie księżyc... ~ Wolfstar ️✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz