List 6.

53 10 4
                                    

Tęsknota za Tobą,
Za zrozumieniem,
Za uczuciem,
Za troską.
Głupców z nas robią.
Nie były potwierdzone ni tchnieniem
Ich słowa; tylko oddechu kłuciem
Porwany zostałeś w otchłań, niby morską.

Ciebie już nie ma.
Płaczę za wspomnieniami
Z Tobą w roli głównej.
Przez nierealne pragnienia
Ten cierpień spektakl dalej trwa.
Nie przywrócę Cię mymi łkaniami!
Egzystuję w sytuacji trudnej...
Czy kiedyś się spełnią moje marzenia?

Dalej więzisz mnie.
Ale ja za marzeniami gnam,
Które są tak blisko.
Krzyczę 》tylko nie drwij
Ze mnie《;wyczyn Twój klnę,
Ale powód go znam.
Nie upadnę nisko,
Tylko, o, bólu, miń!

Musisz zostawić mnie,
Ale nie umiem Cię puścić.
Pamięć o Tobie niszczy
mnie; Jednak z każdym dniem
Ma nadzieja się ku górze pnie.
Za prosto jest rzucić
Cię do niepamięci zgliszczy,
Bo wciąż słyszę Twoje 》Pij soki z życia! Carpe diem!《.

***

Chaos, jaki nią zawładnął, był nie do zniesienia. Nie wiedziała co myśleć o Toddzie i reszcie, o sobie, o Neilu. Czy aktor był dla niej przyjacielem? Może był wrogiem? Przecież za życia był jedyną osobą, której mogła ufać. Jednak gdy umarł, pamięć o nim zabijała ją każdego dnia, każdej nocy. Czuła się źle, gdyż jej stara osobowość odeszła w zapomnienie. Która "ona" miała być tą prawdziwą?

Za dużo pytań krążyło w otchłaniach jej zmęczonego umysłu, który chciał już skończyć z tym chaotycznym cierpieniem.

Po długim analizowaniu sytuacji, postanowiła spotkać się z przyjaciółmi Perry'ego. Miała bowiem nadzieję, że ją to uratuje. Gdzieś w głębi duszy marzyła, że oni mogą jej dać to, co Neil zabrał jej, popełniając samobójstwo.

I z tymi właśnie myślami czuła się fatalnie.

Uciekła więc na chwilę od tego, co mówiło jej serce i postanowiła powrócić do swojego dawnego mentora - rozumu.

***

Stanęła przed lustrem w łazience. Wyglądała tak źle, jak się czuła. Pod oczami miała sine wory. Popękane usta piekły ją niemiłosiernie. Jej jasne oczy, które zawsze błyszczały, a iskra ciekawości nigdy ich nie opuszczała, właśnie zgasły. Jej ciemniejsza karnacja zbladła, co bardzo ją zaniepokoiło. Ciemnobrązowe, proste włosy zniszczyły się przy końcach.Zauważyła również, że są dłuższe. Znacznie też schudła. Co prawda, nigdy nie należała do tych chudych dziewczyn, za którymi oglądają się chłopcy. Nie była jednak gruba. Po prostu wolała nie wyróżniać się wizualnie. To intelektem chciała się popisać.

Porządnie się umyła. Po wykonaniu tej czynności, zaczęła zastanawiać się, co ubrać. Po niedługim namyśle (przecież nie zważała zbytnio na swój wygląd), wybrała. Ubrała granatowe spodnie, które okazały się luźniejsze przez to, że zrzuciła kilka kilogramów. Przywdziała też czarny golf, jej ulubiony. Szybko wysuszyła i uczesała włosy. Pomalowała niechlujnie rzęsy. Nie próbowała ukryć worów pod oczami, gdyż uważała, że to i tak nie poprawi jej wyglądu. W końcu, wybiegła z łazienki, by po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjść do rodziców oraz, co najważniejsze, na dwór.

Jakże wielkie było zdziwienie jej matki, gdy ujrzała swoją córkę! Rodzicielka pewnie zapomniała, jak jej dziecko wyglądało jeszcze przed tragedią.

- Kochanie? - zaczęła dorosła kobieta - Wszystko dobrze? Chcesz o czymś porozmawiać?

Te pytania ją dobiły. Czuła się zdeterminowana, ale gdy tylko ujrzała twarz i usłyszała głos swojej matki, coś w niej pękło. Jednak to nie spowodowało, że zechciała jej powiedzieć o śmierci Neila i o tym, jak ta śmierć na nią wpłynęła. Wstydziła się tego.

- Mamo... - mruknęła - nie mogę ci teraz powiedzieć...

- Oczywiście, że możesz! - jej rodzicielka podniosła się z kanapy, na której siedziała.

- Nie...ja - zaczęła. Nie dokończyła jednak, ponieważ ujrzała swojego ojca, który wyszedł z sypialni. Wyglądał tak źle, tak jak ona. Stracił pracę kilka miesięcy temu i do tej pory nie pogodził się z tym.

Popatrzyła na nich chwilę. Naprawdę ich kochała. Było jej przykro, że swoimi humorami powodowała u nich cierpienie. Uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła wiązać wysokie buty.

- Powiesz nam, co się stało? - głos ojca spowodował u niej jeszcze większe poczucie winy. Jednak nie zatrzymało jej to przed zarzuceniem na siebie długiego, czarnego płaszcza.

- Tak - odparła, chwytając klamkę - Jednakże, jeszcze nie teraz. Gdy tylko będę gotowa, porozmawiamy - odwróciła się i znowu się uśmiechnęła. Chciała im pokazać, że mówi prawdę.

Tym sposobem złożyła obietnicę, której nie chciała spełniać. Jednak musiała.

***
Po niedługiej podróży, była już na miejscu. Placówka Welton była naprawdę przepiękna. Okolica również zapierała dech w piersiach. Rozejrzała się. Po chwili ujrzała trzy sylwetki, idące w jej kierunku.

- Czy ty jesteś Rywalką? - zapytała jedna z postaci.

- Tak - odpowiedziała krótko, udając pewną siebie.

- Jestem Todd Anderson - jeden z nich przedstawił się, ściągając kaptur - To jest Steven Meeks, a to Gerard Pitts.

Spojrzała na chłopców. Wyglądali przyjaźnie. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Nie mieli sylwetek atletów ani ekstrawaganckiego ubioru. Wyglądali jak zwykli, nawet przystojni, uczniowie. Uśmiechnęła się delikatnie.

- Miło mi was poznać - odpowiedziała.

- Czekamy jeszcze na Daltona - mruknął Meeks - podobno urwał się ze swojej szkoły, by tu dotrzeć.

Nie musieli długo czekać. Po kilku minutach przyszedł kolejny "Umarły Poeta". Różnił się od reszty swoich przyjaciół. Jednak nie mogła dostrzec, czym dokładnie.

- Kopę lat! Jeszcze mnie nie zabili! - krzyknął Dalton - Och - uspokoił się, gdy ją zobaczył - Wybacz mi moje maniery. Jestem Charlie Dalton, choć możesz mówić na mnie Nuwanda.

Jego zachowanie bardzo ją onieśmieliło. Postanowiła jednak to ukryć.

- Miło cię poznać, Charlie - odparła.

- Jeszcze nie skończyłeś z tym "Nuwandą"? - Pitts przewrócił oczami. Naprawdę wyglądali jak dobrzy przyjaciele.

- A ty, jak się nazywasz? - zapytał ją Todd. Nie wiedziała czy się przedstawić. Wahała się chwilę, ale uznała, że powinni znać jej imię.

- Nazywam się Charlotte Williams - zaczęła - Uczę się w Ridgeway Hall.

l e t t e r s   || Dead Poets' Society ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz