Kolejny dzień. Kolejna udręka i stres. Kolejne łzy, kolejna nieprzespana noc.
Rutyna i melancholia z każdym dniem dopadały Charlotte. Gdyby nie zróżnicowanie planu lekcji dziewczyny, prawdopodobnie nie rozróżniałaby dni tygodnia.
Co można powiedzieć o jej ówczesnym stylu życia? Cóż, udało jej się wdrożyć w dawny sposób funkcjonowania, jednak nie mogła powiedzieć, iż wróciła do dawnej siebie. Nie była już tą pewną swego dziewczyną, realistką o zbyt praktycznym podejściu do życia. Nie była już tą samą pomocną, otwartą znajomą ze szkoły, o której tak naprawdę było niewiele wiadomo. Jej jasnych oczu nie zdobił już blask ciekawości i dobroci, został jedynie cień smutku. Jej usta rzadko układały się w szczery uśmiech, a ciemna karnacja zbladła. Zamknęła się w sobie. Zostały w niej tylko stres, nieufność oraz wręcz chory perfekcjonizm.
A brak odpowiedzi od Todda Andersona tylko ją dobijał. Może była zbyt natrętna? Może tylko udawali, że ją lubili? A może utrzymywali z nią kontakt tylko dlatego, że było im jej żal? Te pytania zamącały jej spokój. Tak bardzo starała się do nich nie przywiązywać, ale nie udawało jej się to. Nie płakała już tylko za Neilem, a za całym Stowarzyszeniem Umarłych Poetów.
***
Kolejny dzień zbliżał się ku końcowi. Odrabiała prace domowe, kolejno z każdego przedmiotu. W końcu doszła do filozofii. Westchnęła ciężko. Czekało ją pisanie kolejnego referatu o przemyśleniach Seneki. Niechętnie wzięła do rąk grubą książkę do owego przedmiotu. Już znalazła odpowiedni dział, gdy usłyszała ciche stukanie do szyby. Wstała flegmatycznie, gdzieś w głębi duszy mając nadzieję, że był to jej gołąb pocztowy.
Jakże wielka była jej euforia, gdy zobaczyła właśnie swojego ulubionego ptaka! Szybko otworzyła okno i wpuściła zwierzę do środka. Odwiązała z jego nóżki kartkę zwiniętą w rulonik. Trzęsącymi się z emocji rękoma rozwinęła ją.
Droga Charlotte Williams,
Wybacz długi brak odpowiedzi ode mnie. Zbliża się koniec semestru, wskutek czego mamy o wiele więcej nauki niż kiedykolwiek wcześniej. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Knox wydaje się czuć dużo lepiej. Ponownie zaczął chodzić na spotkania, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Dziękujemy Ci za to. To w końcu Twoja zasługa.
Przykro mi z powodu Twej "szkolnej samotni". Jednakże jestem zdania, że lepiej żyć w okrutnej rzeczywistości niż w pięknym kłamstwie. Potrzebowałem mnóstwo czasu, by to zrozumieć. Odnoszę wrażenie, że jesteś mądrzejsza niż ja i dojdziesz do tego szybciej.
Chcielibyśmy Cię w końcu zobaczyć. Dzięki Twojej osobie nasze spotkania stały się inne, bardziej żywe i radosne. Wiem, że w tej sytuacji pełnej cierpienia może to brzmieć wręcz absurdalnie, jednak ten świat to jeden wielki paradoks. Więc, jeśli masz chęć oraz czas, zapraszamy Cię pod placówkę Welton za dwa dni.
Pij soki z życia,
Todd Anderson.
Gdy skończyła czytać list, napawając się każdym słowem niczym słodką ambrozją podawaną tylko Zeusowi, uśmiechnęła się szeroko. Dawno nie cieszyła się na widok wiadomości od kogokolwiek. Dotychczas ten zaszczyt miały jedynie wiersze od Perry'ego. Choć obawiała się tego, w jej głowie rozbrzmiewała jedna myśl:
- Wszystko się zmienia - szepnęła. Jej uśmiech jakby zbladł. Jednak starała się zachować optymizm.
Przecież nie mogła przechodzić przez te zmiany sama. Na szczęście miała przyjaciół ze Stowarzyszenia, którzy jednak starali się jej pomóc. Czuła, że w nocy płakała mniej, starała lepiej się wysypiać. Częściej rozmawiała z rodzicami i ze znajomymi z klasy. Chętniej czytała książki obowiązkowe w szkole. Zaczęła w miarę normalnie jeść. Jednakże wciąż coś szeptało do jej ucha, przypominając o braku jej najbliższego, najukochańszego przyjaciela.
CZYTASZ
l e t t e r s || Dead Poets' Society ||
RandomKażdy przeżywa inaczej śmierć bliskiej osoby. Niektórzy upadają, niektórzy zapominają, a niektórzy udają, iż nieboszczyk dalej żyje. Po śmierci Neila Perry'ego, jednego z najlepszych uczniów Akademii Weltona, w rozpaczy nie tylko są jego przyjaciele...