|Rozdział IV|*

422 30 33
                                    

Stałam cicho, przypatrując się wszystkim zgromadzonym tu elfom. Mają nadzieję na zniszczenie pierścienia i przywrócenie pokoju? Jeszcze nie dzisiaj. 

Kątem ucha słuchałam słów Elronda, który zaczął opowiadać coś o tym, że nie trzyma nas tu żadna przysięga i w każdej chwili możemy opuścić drużynę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Już niedługo. 

-Powiernik Pierścienia wyrusza na wyprawę ku Górze Przeznaczenia-  dalej nie spuszczałam wzroku z jednego punktu przez sobą. Znowu poczułam na sobie czyjś wzrok, jednak to zignorowałam. Podniosłam dumnie głowę, a moją twarz zdobiła powaga.

-Drużyna czeka na powiernika pierścienia- usłyszałam słowa Gandalfa. Frodo ruszył przed siebie, a my tuż za nim. Wszyscy milczeli. Zupełnie jakby wyobrażali sobie najgorsze, a my mielibyśmy już nie wrócić. Niestety nie jest tak łatwo się mnie pozbyć.

---

Wędrowaliśmy tak już jakiś czas, jednak mimo to niebo dalej nie zamierzało iść na spoczynek. Słońce  świeciło ogrzewając mocno moje odsłonięte ramiona. Spojrzałam na idącego tuż obok mnie konia i stwierdziłam, że nie po to go brałam, żeby się tutaj zmarnował. 

Szybko na niego wskoczyłam i pociągnęłam za wodze, żeby nie ruszył do przodu, bez mojej zgody.

-Ruszę przodem, a jak tylko znajdę dobre miejsce na postój to zacznę je przygotowywać. Spotkamy się na miejscu. Jakby coś się działo przyjadę i was ostrzegę- powiedziałam, podjeżdżając na przód.

-W jakim miejscu się spotykamy?- zapytał, stojący obok mnie czarodziej.

-Jadę na wprost- wskazałam w tamtym kierunku dłonią.- Jak już coś znajdę to z łatwością mnie znajdziecie. 

-Chwila- powiedział Boromir- Jadę z tobą. We dwójkę będzie bezpieczniej.- wsiadł szybko na drugiego konia, jakiego wzięliśmy.

-Jak nadążysz- odparłam, a mój koń podniósł się na dwóch kopytach, zarżał i ruszył galopem przed siebie. Uniosła się za nami olbrzymia góra pyłu.

Kątem oka zauważyłam jak Boromir robi dokładnie to samo ze swoim koniem i już po chwili jedzie obok mnie. 

-Widzisz? Jestem wystarczająco szybki, a nawet szybszy.

-Ja się nawet nie staram- odparłam z chytrym uśmiechem i szepnęłam do konia coś po elficku. Zwierzę zarżało i niemal od razu przyspieszyło, zostawiając mężczyznę daleko w tyle. 

-Ej!- krzyknął. 

-O ile dobrze pamiętam nie ustalaliśmy żadnych zasad- zawołałam i jeszcze bardziej przyspieszyłam z uśmiechem na ustach. Już dawno się tak dobrze nie bawiłam. Ostatnio było to chyba...  Nagle moja mina się diametralnie zmieniła. Już nawet tego nie pamiętam. 

Poczułam lekkie ukłucie w sercu, jednak nie pozwoliłam sobie na nawet jedną łzę. Nie mogę pokazywać po sobie słabości. Mocno zacisnęłam obie dłonie na wodzach.

Nieco zwolniłam, dojeżdżając przy tym do wzgórza, które wydawało mi się być dość dobrym miejscem na postój. Po pierwsze było na nim sporo skał, gdzie niektóre były pochylone w idealny sposób na odłożenie rzeczy, żeby te w nocy nie zmokły od osiadającej o poranku rosy. Po drugie zaś tworzyły one dość dobrą ochronę, przed okolicznymi drapieżnikami i ciekawskimi spojrzeniami podróżników. 

Zatrzymałam konia, zsiadłam z niego i zaprowadziłam do pobliskiego lasku. Pod moimi nogami trzeszczały wysuszone liście, a drzewa układały się w jakąś już dawno zaniedbaną i zapomnianą ścieżkę. Przywiązałam swojego wierzchowca do jednego z drzew. 

✓ ROZWIŃ SKRZYDŁA • Władca Pierścieni | BoromirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz