(pisałam tego shota dawno, pewnie jest tam trochę błędów i polecałabym do przejścia już w drugi, który jest napisany moim zdaniem lepiej. mimo to zachęcam do zajrzenia w przypływ emocji)
Na wstępie zaznaczę, iż opisy wyglądu bohaterów będą zbliżone do tych z filmu.
czasy: międzywojnie, dwa lata przed II wojną światową
Lato tysiąc dziewięćset trzydziestego siódmego roku, dwudziesto sześcio stopniowe powietrze otulało nasze nagie sylwetki przyodziane jedynie cienką warstwą kąpielowek. Spędzam jedne z najlepszych wakacji mojego życia z moim najlepszym przyjacielem - Jankiem. Pośród plażowego piasku jesteśmy tylko my, nikt więcej. Cichy szum fal dobiega do naszych wyciszonych umysłów, które po zakończeniu roku szkolnego zostały w szkolnych ławkach.
- Zosiu - Rudy poruszył się tuż obok mnie. Jego głowę przysłaniał słomiany kapelusz, zrobiony przez jego ukochaną matkę. - Ile jeszcze tu zostaniemy? - spytał tym swoim charakterystycznym, delikatnym głosem, który poznałbym wszędzie.
- Sądzę, że tak długo, jak będziemy chcieli i mogli Janeczku, a zważywszy na nasze umysły, to do dwóch tygodni maksymalnie, nie ma tu zbytnio co robić.
- Lubię to - odparł, odsuwając odrobinę kupelusz. Cóż, tak sądziłem, że to robi, ponieważ nie patrzyłem na niego. Spoglądałem gdzieś w dal podziwiając naturę, bądź całkowicie zamykając powieki.
- Co takiego? - spytałem, po kilkunastu sekundach, nie wiedząc co ma na myśli mój towarzysz.
- Jak mnie tak nazywasz - odparł, a w jego głosie mogłem wyczuć nutę zawstydzenia. Znam go tak dobrze.
Odkręciłem się w jego stronę, umieszczając niekontrolowanie wzrok na opalonym torsie chłopaka. Nie wiedział, że go obserwuje, więc mogłem sobie pozwolić na chwilowe podziwianie sylwetki przyjaciela. Mogę nawet przyznać, że zawsze zazdrościłem mu ciała, bowiem wyćwiczył sobie lekko widoczne mięśnie na brzuchu i rękach. Nogi również nie odstawały. Pomimo, że był niższy, to czasami marzyłem by wyglądać jak on. Nie tylko miał wspaniałe ciało, ale również twarz. Duże, brązowe oczy, piegi porozrzucane po twarzy, zgrabny nosek albo te wąskie, malinowe wargi - był piękny. Nie uważam, że moja minimalna fascynacja wyglądem przyjaciela była nie na miejscu. Każdy może subiektywnie ocenić urodę drugiej osoby.
- Lubię Cię tak nazywać, Janeczku - dałem nacisk na ostatnie słowo, po czym zerknąłem na jego twarz, ukazującą uśmiech i lekkie rumieńce. - Czy ty się zarumieniłeś? - spytałem z uśmiechem, którego i tak nie mógł zobaczyć, ale wiem, że wyczuł.
- To przez słońce - odchrząknął - parzy.
- Jeśli tak, to chodźmy się schłodzić do domku - zaproponowałem i usiadłem zbierając porozrzucane wokół rzeczy.
- Musimy tyle przejść - zaczął marudzić.
- To tylko pół kilometra - westchnąłem - szybko wrócimy i napijemy się zimnej lemoniady.
- No okej, ale ja idę po tym spać.
- Ale wieczorem spędzisz czas ze mną, prawda? - spytałem niepewnie.
- Oczywiście Zosieńko, tylko z Tobą.
- Tu nie ma nikogo innego - parsknąłem.
- Jest, ta sąsiadka. Wydawała się całkiem w porządku.
- Tak - odparłem niemrawo biorąc kosz w dłoń - jednak i tak jesteśmy tu tylko na dwa, trzy tygodnie.
- Możemy zostać dłużej - złożył koc i wsadził pod pachę - wziąłem książki, których jeszcze nie mieliśmy okazji czytać, nie będzie nam się nudzić, jedzenia również mamy sporo.
