#2 - Odór papierosów

145 22 7
                                    


Starałam się odpowiadać Serafinowi zdawkowo, odpisywałam mu co jakieś dziesięć minut. On w tym czasie zasypywał mnie mnóstwem wiadomości. Jednak kiedy nadszedł czas na obiad, pożegnałam się i już potem nie włączałam facebooka, nawet mobilnie.

Antek wreszcie wrócił do domu. Gdy siedzieliśmy wszyscy przy stole, miałam ochotę ułożyć mu te sterczące na wszystkie strony, rude włosy.

Antonii był moim bratem bliźniakiem, chociaż tak naprawdę nie istniało między nami żadne podobieństwo, nie licząc oddziedziczonego po ojcu kolorze włosów – rdzawo rudych kudłów – oraz oczu po matce – piwnych, kocich ślepi. Często porównywano nas do niesfornych kociaków, zwłaszcza wtedy, kiedy byliśmy mali i spędzaliśmy czas na przynoszeniu do domu porzuconych kłębków futerka. Wciąż pamiętałam, jak chowaliśmy bezdomne zwierzaki w garażu.

Antek poszedł do szkoły do innego miasta, spełniając swoje ambicje o zostaniu matematykiem. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego moją rodzinę tak bardzo pociągały liczby. Mama księgowa, ojciec architekt psich bud, brat przyszły matematyk... Tylko ja wolałam siedzieć w językach obcych.

— Babcia ma zamiar kupić kolejnego psa — rzucił tata.

— Niedługo nie wyrobi z tym, który jak się wabi — skomentował Antek, kręcąc głową z dezaprobatą.

— Przynajmniej nie jest samotna — stwierdziłam, wzruszając ramionami.

Wieczór upłynął mi na nauce na kartkówkę z rosyjskiego, nawet kiedy kładłam się już spać, przed oczami miałam słowa wypisane cyrylicą.

***

Do szkoły weszłam jak zwykle dwadzieścia minut przed pierwszym dzwonkiem. Rude kłaki związałam w kucyk, teraz już mokry od padającego śniegu. Nie nosiłam czapek, a jednak kawałek od przystanku przejść musiałam. Na moje nieszczęście w płaszczu nie miałam kaptura. Odcisnęłam część wilgoci w chusteczkę i postanowiłam usiąść na lekcji od strony grzejnika.

W szatni było już kilkoro zmoczonych osób, którzy podobnie jak ja nie przepadali za czapkami i szalikami. Nie zostałam jednak razem z nimi; zmieniwszy buty poczłapałam pod klasę.

Na korytarzach już siedziało mnóstwo dzieciaków, bardziej lub mniej mokrych. Wszyscy z kimś rozmawiali, nie zwracając na mnie żadnej uwagi.

Przysiadłam sobie na ławce dość sporo oddalonej od najbliższej parki i w końcu wyjęłam telefon, aby sprawdzić przeklętego facebooka.

Oczywiście Serafin wysłał mi kilka wiadomości, jednakże postanowiłam je zignorować. Przeglądałam sobie posty, aż nie usłyszałam krzyków dochodzących z męskiej toalety.

Odwróciłam wzrok w stronę zamkniętych drzwi, nie do końca wiedząc, co powinnam zrobić: zostać na miejscu, uciec, czy może zainterweniować? Nie miałam jednak czasu na wybór, ponieważ pomieszczenie opuścił zdenerwowany chłopiec. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. W przejściu stał nie kto inny, jak Serafin.

Mogłam iść do pokoju nauczycielskiego i naskarżyć, jednak czy cokolwiek by to dało? Najprawdopodobniej nie. W końcu syn dyrektora był bezkarny i nigdy niczego nie można mu było udowodnić.

Ciemnowłosy włożył do ust zapalonego papierosa i zaciągnął się, wychylając do tyłu, aby koledzy mogli przybić mu piątkę. Jednodniowy zarost dodawał mu pazura, lecz całokształt jego postaci prezentował się trochę upiornie, zwłaszcza w połączeniu z czarnymi ubraniami. Chłopak w końcu zgasił papierosa w – jak się domyśliłam – umywalce i trójka najbardziej buntowniczych typów wyszła ot tak podążając za Serafinem jak kaczuszki za matką, ale Gliński nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Siedziałam tak z uniesionymi brwiami, aż ostatni nie rzucił do mnie:

Nie taki #badboy strasznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz