Dwóch uzbrojonych, młodych chłopaków opierało się o skały, patrząc na rozległy teren rozpościerający się przed nimi.
— Ani żywej duszy — prychnął jeden z nich, zakładając ręce na piersi. — Serio chce ci się tak tu sterczeć i czekać, aż jakieś głupie dzieciaki zapuszczą się do naszej nory?
— Grace jest ostrożna. — Hayden wyciągnął z kieszeni butelkę wody. Na szczęście, słońce już dawno zniknęło za horyzontem i powietrze było dużo chłodniejsze. — Lepiej dmuchać na zimne.
— Mhm. Przypomnę jednak, że znajdujemy się prawie na samym środku pustyni, we wraku starego laboratorium. Po cholerę komuś chciałoby się zapuszczać tak daleko?
— Denver padło i dobrze o tym wiesz. — Przewrócił oczami i upił łyk napoju. — Teraz mogą kręcić się tu wszyscy. Poparzeńcy, niedobitki cholernego DRESZCZ'u lub ich króliczki doświadczalne. Cholera wie, co.
Zapadła chwila ciszy.
— Hayden, patrz! — Jego przyjaciel wskazał na jakieś odległy, ledwo poruszający się punkt na horyzoncie. Shane wyjął lornetkę, chcąc sprawdzić co to takiego. — Ludzie... To są ludzie.
— Poparzeńcy?
— Nie. Zbyt prosto idą — mruknął. — Ale są chyba nieźle poturbowani.
— Ilu ich jest?
Shane ponownie wytężył wzrok.
— Chyba piątka lub szóstka — wymamrotał. — Kogoś niosą... Chyba.
— Chyba, chyba — prychnął Hayden, zabierając koledze lornetkę. Sam przez nią wyjrzał. — Chyba to jest wielka ryba. Pytam o konkrety, ciamajdo.
— I co? Masz coś konkretnego?
— Piątka ludzi... Raczej nieuzbrojeni. Jeden z nich wyraźnie utyka, podpierają go. Sami faceci. Nie, czekaj. Jedna dziewczyna jest z nimi.
— Trzeba zawiadomić Grace.
— Masz rację. — Oddał mu lornetkę. — Ja do niej pójdę. Ty ich zgarnij z chłopakami. Tylko zrób to skutecznie, żeby nam nie pouciekali.
— Dobra, dobra. — Shane przewrócił oczami, nadal wpatrując się w zmierzającą w ich stronę grupę.
***
Grace leżała na biurku, bawiąc się nabojami z pistoletu. Gdy usłyszała pukanie, oderwała wzrok od okna i wyprostowała się.
— Nie przeszkadzam? — Hayden zamknął za sobą drzwi.
— Nie, masz coś ważnego?
— Tak. Mamy jakiś niedobitków na naszym terenie.
— Ostrzelałeś ich? — spytała, znów wyglądając za okno.
— Nie, Shane najprawdopodobniej ich gdzieś zaraz pozamyka.
— Dajcie ich tu — powiedziała znudzonym tonem, podnosząc z ziemi swój pistolet. — Sama ich odstrzelę osobiście.
Hayden kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia. Grace wzięła kilka głębokich wdechów i przeładowała swoją broń.
— No to zabawę czas zacząć.
***
Gdy przyszła na główną salę, zebrali się tu już prawie wszyscy jej kompani.
— Intruzi, trzeba ich zabić. — Hayden założył ręce na piersi. — Bez litości.
— Daj jej wpierw tego kulawego — Wtórowali rozbawieni strażnicy. — Był zbyt pyskaty.
CZYTASZ
VIRUS • THE MAZE RUNNER ENDING STORY ✓
Tajemnica / Thriller❝Mówisz poważnie, Thomas? Wolność? Miłość? Rodzina? Naprawdę stuknij się w łeb, jeśli nadal wierzysz w takie bzdury.❞ DRESZCZ upadł. Denver padło. Świat umarł. Oni jednak nigdy nie przestali walczyć. __________________ thomas x oc perspektywa/pov...