35

5.9K 189 22
                                    

Osiem miesięcy później...

Celeste
Ostatnio nasze życie było trudne. Najbardziej w pamięci zapadł mi tamten sen. Nigdy go nie zapomnę, najgorszy koszmar. Cieszę się, że to był sen, a Scott mnie nie zostawił. Było dużo wzlotów i upadków, ale żadne z nas nie traciło nadziei. Scott walczył, walczył o nas. Pokochał mnie mimo mojej przeszłości. Zaakceptował mnie i nie obchodziło go, nazwijmy to po prostu, że byłam dziwką. Kilka miesięcy temu, byłam załamana. Nie chciałam mówić Scottowi o ciąży. Bałam się, że coś mu się odwidzi. Wyszło na to, że znalazł wyniki badań krwi. Pokazał je swojemu lekarzowi, a on mu powiedział. Mówi się, że gdy człowiek planuje to pan Bóg się śmieje, ja nie planowałam ciąży. Gdybym wiedziała, co takiego zrobił Scott i sama planowała, to by to po prostu nie wyszło. Kiedy wróciłam od lekarza, weszłam do gabinetu Scotta bez pukania i nie patrząc na to, że jest jego ojciec i bracia oberwał. Jak gdyby nic wyszłam. Wtedy pierwszy raz go uderzyłam. No a przez zniewagę, o jaką mnie oskarżył znów nie mogłam wstać, przez dwa tygodnie. Znów mnie przeleciał tak samo jak wtedy w naszym miesiącu miodowym. Tylko tym razem mnie związał. Szczerze mówiąc spodobała mi się ta dominacja. To po tym wszystkim dostałam ochrzan, za to, że nic mu nie powiedziałam.
- Idziemy spać? - Pyta mnie mój mąż.
- Dobra, tylko pomóż mi wstać, bo wyglądam jak wieloryb. - Wyciągam dłonie.
- Ale piękny wieloryb. - Mówi jak do dziecka. Uderzam go pięścią, w klatkę piersiową. - Ała. - Łapię się w to miejsce udając, że go to zabolało.

***

Scott
W nocy obudził mnie krzyk. Szybko się zerwałem.
- Co się dzieje?! - Pytam wystraszony. Nigdy się tak nie bałem. Przysięgam.
- Zaczęło się.
- Ale termin masz, za dwa tygodnie!
- No sorry, ale dzieciom już teraz śpieszy się na ten świat. - Mówi szybko oddychając głęboko, a ja nie wiem co mam robić. Stoję tylko jak głupek. - Może byś mi tak pomógł, a nie stoisz. Ja tu rodzę! - To działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Chwyciłem szybko torbę, którą na szykowaliśmy już miesiąc temu. Biorę kluczyki w dłoń. Żonę biorę w stylu panny młodej i wychodzimy. Otwieram szybko drzwi, od auta pilotem. Na tylne siedzenie kładę, kobietę, by miała wygodnie i wsiadam za kółko, kładąc na siedzenie obok torbę.
- Pośpiesz się! - Warczy. Drżącymi dłońmi przekręcam kluczykiem stacyjkę i z piskiem opon ruszam w stronę szpitala.

***

Pod szpital dojeżdżam bardzo szybko. Wybiegam z samochodu i mam zamiar biec do szpitala, ale przypomniało mi się, że na tylnym siedzeniu żona mi rodzi. Wracam i wyciągam ją z tylnego siedzenia. Nie przejmuję się nawet tym czy zamknąłem samochód czy nie. Biegnę do wejścia szpitalnego.
- Co się stało? - Pyta pielęgniarka. Ona chyba ślepa jest by, nie widzieć rodzącej kobiety!
- Nie widzi pani? Moja żona mi rodzi, a pani się pyta co się dzieje. - Warczę zirytowany. Przyprowadza wózek, na który sadzam Celeste i pielęgniarka rusza z nią do windy, a ja za nimi. Winda jedzie na odpowiednie piętro. Trzymam Celeste za dłoń, by dodać jej otuchy, że z nią jestem. Jednak kobieta, przy porodzie jest bardzo silna. Choć i tak w porównaniu do niej, ten ból to nic. Drzwi windy się otwierają i pielęgniarka pędzi do ogromnych drzwi.
- Proszę tu chwilę zostać, zaraz pana poprosimy. - Mówi zamykając przede mną drzwi. Czekam chwilę chodząc w tą i z powrotem. Przypomniało mi się, że nikt nie wie. Postanowiłem zadzwonić do mamy, a ona z pewnością pochwali się wszystkim.
- Tak?
- Mamo. - odzywam się.
- Synku? Co się stało, że dzwonisz tak późno?
- Zaczęło się. Celeste rodzi, nie dawno przyjechaliśmy na porodówkę. - Rozłączam się, bo pielęgniarka powiedziała, że mogę wejść. Kiedy szedłem korytarzem coś do mnie dotarło. Celeste nie powiedziała, że dziecko śpieszy się na świat, a dzieci. Wcześniej nie chciała mi zdradzić jaka płeć, bo uznała, że to będzie dla nas niespodzianka, ale nawet nie powiedziała mi, że będzie ich więcej. Adrenalina we mnie wrzała. Wręcz kipiała, ale gdy zobaczyłem kobietę krzyczącą w niebo głosy, od razu do niej podbiegłem i złapałem za rękę.
- Dasz radę kochanie. - Staram się dodaj jej otuchy.
- Nie mów mi, że dam radę. Przysięgam nigdy więcej dzieci! - Wydaje z siebie krzyk. - Nigdy mnie nie dotkniesz. Przysięgam!
- Masz rację, obrażaj mnie, mów wszystko co śliną na język przyniesie. - Rozumiem ją. Cierpi, a ja nawet nie biorę tego do siebie. Wręcz przeciwnie, każde jej to zrobić, bo tak może choć trochę sobie ulżyć.
- Widzę główkę! Przyj mocniej! - Krzyczy pani doktor. Kobieta przy mocno krzycząc. W pomieszczeniu rozlega się cisza, a po chwili płacz dziecka. - Chłopiec dziesięć na dziesięć. Chce pan przeciąć pępowinę? - Pyta a ja kiwam głową jak w amoku. Wykonuje polecenie, i przecinam we wskazanym miejscu. W pomieszczeniu rozlega się ponowny krzyk. Patrze przerażony na żonę. - Dobra, teraz kolejne. Nie możemy zostawić reszty w środku. - Odzywa się.
- Reszty? - Pytam oszołomiony.
- A tak, pan nic nie wie. To czworaczki. - Mój poziom szczęścia znacznie wzrósł, a myślałem, że to nie możliwe. Czworaczki. O ja pierdole. Za jednym zamachem spłodziłem czwórkę. Mój ojciec chyba padnie, że tak bardzo nasza rodzina się powiększyła. Po kolejnych pięciu godzinach usłyszałem. - Jeden chłopiec i trzy dziewczynki. Zapraszam pana, wypełni pan papiery, a panią przewieziemy na salę po porodową, gdzie pani odpocznie. - Idę za pielęgniarką. Wychodzimy z sali porodowej, widzę siedzących rodziców. Informuję ich, że zaraz wrócę. - Proszę usiąść. - Pokazuje krzesło za biurkiem. - Jak maluszki mają na imię?
- Chłopczyk Rickardo a dziewczynki Melissa, Melanie i Marianne Lawrence.
- Przepraszam, że zapytam, ale muszę. Ojciec?
- Scott Lawrece.
- Dobrze, pana żona zostanie na obserwacji razem z dziećmi przez trzy dni. Jeśli wszystko będzie w porzątku z dziećmi i żoną, nie będzie przeciw wskazań by dalej byli tu.
- Dobrze dziękuję, a jakieś diety dla żony?
- Myślę, że to nie będzie potrzebne, pana żona ma się świetnie.
- Dobrze w takim razie dziękuję. - Opuszczam gabinet i od razu napadają na mnie rodzice i rodzeństwo.
- I co? - Pyta mama. Jednak ja nic nie mówię, bo wciąż to do mnie nie dociera. Słyszę wszystko, ale jak przez mgłę. Na pierwszym miejscu słyszę same myśli.
- Chłopczyk i trzy dziewczynki. - Odzywam się do siebie, ale na tyle głośno, że reszta może usłyszeć.

Koniec

Mafia Boss Tom lV •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz