24

3.9K 143 8
                                    

Za nim zaczniesz czytać polub stronę na Facebooku i dołącz do grupy na fb.

Scott
- Co wy tutaj robicie? - Odzywa się Step, kiedy wchodzę do samochodu, który wcześniej musieliśmy namierzyć.
- Nie zostawimy Cię z tym samym. Nawet Zack chce pomóc. Przyjechał z nami. Będzie czekał przy wjeździe w samochodzie. Kiedy wyjdziemy z tam tąt od razu wsiadamy do Suva. Ma podgląd z kamer i będzie nam mówił, gdzie mamy się kierować. - mówię podając mu słuchawkę, która jest połączona z Zackiem. Wącha się chwilę i w końcu odbiera ją ode mnie.
- Dobrze, że jesteście. - mówi i wkłada słuchawkę do ucha.
- Słuchawka ma wbudowany mikrofon, więc możemy gadać do siebie. - Tłumaczę.
- Witaj synu. - obaj słyszymy w słuchawce.
- Ojcze. - Odzywa się zaskoczony i patrzy na mnie. Wzruszam ramionami. Zabawę czas zacząć. Możecie wziąść wszystkich, ale Rufio jest mój. Powinien siedzieć w samym środku budynku. Dosłownie, albo na samej górze. Sprawdziłem wszystko dokładnie. Będzie otoczony przez maximum dziesięć osób. Żaden nie spuści z niego oka. Chyba, że wyłączymy światła. Gdy tylko to zrobimy uruchomi się alarm. Nie wiem jak go złamać. - Mówi.
- Okey już włamałem się do systemu i odłączyłem alarm. Kilka osób się pakuje, chyba gdzieś mają zamiar jechać. Zostają tylko jego przydupasy. - głos Zacka rozbrzmiewa w słuchawce.
- W takim razie. Po tym wchodzimy. - Mówię. Siedzimy w samochodzie i siedzimy, a ze środka wciąż nikt nie wychodzi.
- Czemu nikt nie wychodzi? - odzywam się w końcu.
- Coś omawiają. Zaraz dostanę się do ich komputera. Mam tu jakiś grafik. - mówi. - O cholera. - nagle się odzywa.
- Co się dzieje? - pyta Step.
- Oni wybierają się po Paulę.
- Ale przecież tam są dziewczyny. - zawieram głos. Patrzę przed siebie. Kilka goryli wychodzi z domu i pakują się do aut. Odjeżdżają. Cholera jasna. Szlag by go trafił. Step odpala samochód i z piskiem opon rusza. Nie obchodzi go czy nas usłyszą. Teraz chodzi o życie i dobro naszych kobiet.
- Co ty robisz? - pytam, kiedy zjeżdża w polną drogę.
- Jadę na skróty. - wjeżdża w las. Sto metrów dalej wyjeżdża na ulicę, gdzie znajduje się jego dom. Rzeczywiście, krócej się jechało niż wcześniej. Parkujemy od tyłu domu, bo z przodu stoją trzy suvy. Wchodzimy na posesję od polany, która znajduje się za domem i idziemy. Zatrzymujemy się przed wejściem przygotowując bronie. Jest nas za mało by dać radę, ale miejmy nadzieję, że wyjdziemy z tego cali. Wychylam głowę by sprawdzić, co dzieje się w środku.
- Chłopaki. - Po cichu do nas podchodzi Zack, z wyciągniętym pistoletem i szepcze. - Giną nie wie, czym zajmuje się nasza rodzina. Ona myśli, że przyjechaliśmy w odwiedziny.
- Nie powiedziałeś jej? - Pyta się Step. W sumie ja też jestem w szoku.
- Nie mamy wyjścia. I tak pewnie się zaraz wyda. Musimy tam wejść. - Mówię.

Celeste
Razem z dziewczynami siedzimy już od dwóch godzin. Rozmawiamy i się śmiejemy. Dawno nie gadałam z normalną dziewczyną. Kiedy byłam w burdelu, tam były dziewczyny z własnej woli, to zachowywały się jak dziwki. Od dziesięciu minut zastanawiam się z kąd kojarzę Paulę. Kogoś mi przypomina. Może się mylę, ale strasznie jest podobna do Agnes, która jest tam nie z własnej woli. Tylko ona była normalna. Tylko Paula ma czarne włosy, a Agnes ma rude. Znaczy tam każda chodziła w peruce. Później kontakt nam się urwał, bo wyjechała do Belina, można powiedzieć, że przenieśli. Moje myślenia przerwał wybuch drzwi. Do środka wbiegło pięciu typów, którzy od razu nas obezwładnili. Po paru minutach siedziałyśmy z dziewczynami przywiązane do krzesła. Serio? Znowu jakieś porwanie?
- O co tu chodzi? - pyta wystraszona Gina. Przecież ona noc nie wie. Kiedy siedzimy związane, do środka wchodzi on.
- Rufio. - szepcze widząc parszywy uśmiech swojego byłego męża. To by oznaczało,że... O cholera. Mój ślub ze Scottem jest nie ważny. Serio teraz?! Kiedy wszystko zaczyna się układać?
- O proszę. Przyszedłem po jedną, a w pakiecie mam cztery.
- Jakim cudem ty żyjesz? - pytam.
- Takim jak ty, przyszedłem tylko po Paulę, a teraz mam cztery, które będą zabawić gości w moim klubie.
- O czym on mówi? - pyta szeptem siedząca obok Ariana.
- On porywa kobiety i umieszcza je w swoich burdelach. - mówię.
- To prawda, teraz wy będziecie jednymi z dziwek. - Uśmiecha się niczym Joker. Przez te jego gębę, mam ciarki na ciele, nie podniecenia, ale strachu. Boję się go. Już tyle mi zrobić, że wszystkiego można się po nim spodziewać.
- Ich wypuść, weź tylko mnie. - odzywam się. - One nie mają nic z tym wspólnego.
- Szczerze to przyszedłem po tą dziwkę, ale chyba wolę moją żonkę.
- Co?! - krzyczą wszystkie na raz.
- Przecież jesteś żoną mojego brata. - odzywa się Ariana.
- To długa historia. - posyłam jej słaby uśmiech. Czuję luz w dłoniach. Rozwiązał mnie i pociągnął za ramię, bym wstała.
- Rozwiążcie je, a my Idziemy. - Ciągnie mnie w stronę drzwi i opuszczamy dom. Przy samochodzie wiąże mi dłonie sznurem, bym nie mogła nic zrobić i każe mi wsiąść do Suva. Robię to, bo gdy tego nie zrobię może stać się coś dziewczynom. Nie mogę im tego zrobić. Jestem w stanie się poświęcić, by one mogły być bezpieczne. Auto rusza, a Rufio patrzy w moją stronę zadowolony jak nigdy.
- Dylan jedz na lotnisko. Za piętnaście minut startuje nasz samolot. Lecimy do Rosji. - Mówi patrząc na mnie.
- Się robi szefie. - Jego uśmiech się poszerza. Łzy płyną po mojej twarzy. To koniec. To na prawdę koniec. Teraz gdy wszystko zaczęło się układać, gdy byłam szczęśliwa i bezpieczna. To wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Moje życie już zawsze będzie wisiało na włosku. Nigdy się nieuwolnie. Andrew prawdopodobnie nie żyje, on i Rufio byli jak bracia. Jeden za drugiego się mści. Mimo, że to ja byłam jego żoną to wolał mojego brata. Czasami zastanawiałam dr czy nie są gejami. Jeden i drugi bzykał dziewczyny i się z tym nie krył, a czasami łączyli się w grupki. Dla mnie to było chore, al jedyne co się liczyło to to, że mnie w to nie wciągali. Samochód zatrzymuje się pod lotniskiem.
- Teraz rozwiąże twoje ręce i wejdziesz do samolotu normalnie, nie zwracając na siebie uwagi. Z uśmiechem. Jeśli coś pójdzie nie tak pożałujesz. - Warczy. Rozwiązuje moje ręce i wychodzimy. Skończę sprawia, że zamykam oczy, gdyż w Suvie było ciemno, a wzrok zdążył się przyzwyczaić. Przy samolocie byliśmy po sześciu minutach. Kazali mi wsiąść, a sami czekali na coś lub na kogoś. Nie miałam nic przy sobie. Miałam tylko ciuchy, które mam na sobie w tej chwili. Kiedy samolot wystartował wiedziałam, że to już koniec.

Mafia Boss Tom lV •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz