Obudziłem się w niedzielę przed południem. Nie miałem na dziś żadnych konkretnych planów oprócz tego, że miałem zadzwonić do Daniela, aby się umówić, kiedy mam do niego jechać.
A w głowie miałem to, co powiedziała mi Weronika. Bo dziewczyna miała rację. I to, co robię jest trochę bez sensu, ale... Dlaczego nie? Przecież i tak nie szukam czegoś na stałe. Nie chcę teraz związku. Więc co za różnica czy będę żył w celibacie, czy pieprzył się z jakimiś laskami? Bo facetami sobie teraz głowy nie zawracam.
Leżałem chwilę, patrząc na biały sufit. Myślałem nad tym jeszcze chwilę. I… Wiadomo. Chyba każdy by chciał mieć osobę, którą kocha i która odwzajemnia to uczucie. Zasypiać i budzić się przy miłości swojego życia, ale… Ja do tej pory sądziłem, że to Marek jest miłością mojego życia. Oddałem mu całego siebie. Sądziłem, że moje serce jest bezpieczne w jego rękach. Że nigdy mnie nie zrani. Nie zrobi tego świadomie.
A on… Wbił mi nóż prosto w serce. Zranił mnie, doszczętnie niszcząc moje zaufanie, ale… Kochałem go. Chciałem próbować to naprawić. Zwłaszcza, że wydawało mi się, że on naprawdę tego żałuje. Ale tylko mi się wydawało. Bo już kilka tygodni później zdeptał moje serce. Świadomie i z premedytacją.
A takie osoby nie mogą liczyć na kolejną szansę. Nie ma takiej możliwości.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Podniosłem się na łokciach, a do sypialni weszła Karina.
— Hej — rzuciła i weszła w głąb pokoju. — Nie obudziłam cię?
— Nie — odparłem, a ona odsłoniła okna, więc do środka wpadło jasne światło.
— To dobrze — spojrzała na mnie. — Musimy pogadać — usiadła na łóżku.
— O czym? — podniosłem się i oparłem o wezgłowie.
— Nie możesz się tak zachowywać, Łukasz — szepnęła. — Oboje wiemy, że robisz to dlatego, aby…
— Aby co?! — podniosłem głos. — No co?! Zapomnieć o Marku?!
— Tak — oznajmiła. — I żeby zagłuszyć uczucia. Ale to nie działa w ten sposób, Łukasz. Nie tak… I wiem, że jesteś zły i na mnie, i na Daniela, że się wtrącamy, ale… My się o ciebie martwimy. Kochamy cię i chcemy dla ciebie jak najlepiej.
— Wiem, wiem… Przepraszam — szepnąłem i spojrzałem w jej zielone oczy. — Ja też cię kocham — przysunąłem się do niej i przytuliłem się. Szatynka objęła mnie ramionami, a ja się wtuliłem w jej ciało.
— Powinieneś przeprosić Daniela za to, jak na niego naskoczyłeś… On się o ciebie martwi po prostu.
— Wiem — poprawiłem głowę na jej ramieniu. — Zadzwonię do niego zaraz. Miałem do niego jechać w tygodniu… To z nim pogadam.
— Przeproś go. Bo jemu naprawdę było przykro — szepnęła i pogłaskała mnie po włosach.
— Ok… Myślisz, że jest na mnie bardzo zły? — odsunąłem się od szatynki i przejechałem dłonią po moich jasnych włosach.
— Nie. Myślę, że jest mu po prostu przykro — pocałowała mnie w policzek. — Zrobić ci śniadanie?
— Mhymm — przytaknąłem.
— To leć pod prysznic, ogarnij się i zejdź do mnie — wstała z łóżka i wyszła z sypialni.
Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się. Od razu złapałem telefon i wybrałem numer Daniela. Nie od razu odebrał.
— Znowu masz zamiar się ze mną kłócić? — westchnął, jak tylko odebrał.
— Nie. Chcę powiedzieć, że przepraszam… I że masz rację — dodałem.

CZYTASZ
And that I won't leave you
FanfictionŁukasz i Daniel przyjaźnią się od lat. Znają się na wylot i ufają sobie niemal bezgranicznie, bo wiedzą, że drugi nie zrobi celowo nic, aby zranić przyjaciela. Wiedzą, że mogą na sobie zawsze polegać, i że jeden odda za drugiego życie. Że są i już z...