Wzięliśmy latarki, które spakowałem specjalnie ze sobą. Weszliśmy na teren, który nie był jakoś zabezpieczony i można tam było wejść tak po prostu przez to, co kiedyś było furtką.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przed budynkiem. Oświetliłem, ile mogłem, ścianę przed nami, która była z czerwonej cegły. Już miałem ciary na ciele.
— Jaka cisza — szepnąłem, bo tu nie było nic słychać.
— Trochę martwa — zauważył. I miał rację. To nie było naturalne. — Chodź — złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę wejścia do tego budynku.
Podążyłem za nim i rozglądałem się przez chwilę, czy na pewno nie ma tu żadnych kamer. Ale nic nie wiedziałem, więc miałem nadzieję, że ich nie ma, albo chociaż są ślepe w ciemności.
Główne drzwi ciężko było otworzyć. Wiadomo. Wszystko zardzewiałe i opuszczone na zawiasach. Więc obaj chwilę się siłowaliśmy, aby zrobić w nich taką szparę żebyśmy obaj mogli przejść.
W środku było kompletnie ciemno. Jedyne światło to było to, które wpadało przez okna, które niekoniecznie były w dobrym stanie, no i oczywiście nasze latarki.
— Może się nie zawali — mruknąłem, a Daniel zaśmiał się lekko.
Weszliśmy do jakiegoś pierwszego lepszego pomieszczenia. Było całkowicie puste, nie licząc jednego krzesła, stojącego na środku. Ciężko było określić cokolwiek w tym pomieszczeniu, bo farba na ścianach się łuszczyła, a podłoga była brudna.
Daniel puścił moją rękę i podszedł do tego krzesła. Obszedł je dookoła, oglądając.
— Ono jest nowe — zauważył.
— Jak nowe? — podszedłem i także przyjrzałem się meblowi. I rzeczywiście wyglądało jak nowe.
— Ktoś je musiał tu przynieść — stwierdził.
— Pewnie duch jednej z tysiąca zabitych tu osób — zakpiłem, a on uderzył mnie w ramię.
— Myślę, że bardziej prawdopodobne jest, że jednak właściciel — śmiał się i podszedł do mnie. — Idziemy dalej?
— Jasne — złapałem go za rękę i wróciliśmy na korytarz.
— Nieźle to wygląda — szepnął, gdy szliśmy korytarzem. Ściany były pokryte jakimiś graffiti i plamami.
Daniel puścił moją dłoń i złapał ją po chwili tak, że ta jego była z zewnątrz. Dla mnie to nie miało znaczenia, ale jak było mu tak wygodniej, to niech tak będzie.
— Zobacz — szepnął, kierując światło latarki na jedne z drzwi, które było na długim korytarzu. Był tam wydrapany w nich napis. "Uciekajcie". — To chyba nożem — blondyn puścił moją rękę i podszedł bliżej, a gdy uniósł rękę, aby dotknąć napisu, drzwi się uchyliły, więc od razu złapałem go za łokieć i pociągnąłem do tyłu, wręcz chowając za sobą, co nie do końca chyba mu odpowiadało, ale nie skomentował tego. — Wchodzimy tam — zrobił krok do przodu, ale ja złapałem go w pasie, aby zatrzymać w miejscu.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł — szepnąłem, a on odwrócił się twarzą w moją stronę.
— Myślę, że nic nam nie będzie — wyszeptał. — Następnym razem ja zabiorę ciebie w miejsce w twoim stylu. Ok?
— Zdecydowanie — zgodziłem się.
Daniel odsunął się i wszedł do pomieszczenia. Wziąłem głęboki oddech i dołączyłem do niego. Ale tam nic nie było.

CZYTASZ
And that I won't leave you
Fiksi PenggemarŁukasz i Daniel przyjaźnią się od lat. Znają się na wylot i ufają sobie niemal bezgranicznie, bo wiedzą, że drugi nie zrobi celowo nic, aby zranić przyjaciela. Wiedzą, że mogą na sobie zawsze polegać, i że jeden odda za drugiego życie. Że są i już z...