Po powrocie do Szczecina, byłem wściekły na siebie. Cały dzień spędziłem leżąc w łóżku z Nagini, która dotrzymywała mi towarzystwa.
W ciągu całego dnia ciągle dzwoniła do mnie Wiola z Kariną i Oskar. Ale nie odebrałem od żadnego z nich.
Nie chciałem z nikim rozmawiać.
Cholernie żałowałem, że pozwoliłem Markowi się pocałować. To nie powinno było się wydarzyć. Przecież doskonale wiedziałem, że Daniel się wścieknie. Doskonale wiedziałem co robię, ale... Chciałem go zranić. Nie miałem możliwości złamać mu serca, tak jak on mi, więc niech chociaż go poboli tamten niedoszły pocałunek.
Wieczorem, gdy już prawie dobiłem się wyrzutami sumienia, a telefon od dawna leżał wyłączony w sypialni, rozległo się pukanie do drzwi.
Westchnąłem zirytowany i poszedłem otworzyć. Nawet nie wyjrzałem przez wizjer, zanim uchyliłem drewnianą powierzchnię.
— Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? — zapytałem blondyna, stojącego na ganku. Oparłem głowę o krawędź drzwi.
— Możemy porozmawiać? — spytał Marek.
— Rozmawiamy. Do środka cię nie wpuszczę. Jeszcze nie oszalałem — mruknąłem.
— Daniel się zdenerwuje? — zakpił.
— Nie ma go. Czego ty chcesz, Marek?! Znowu wprowadzić chaos w moje życie?! — popatrzyłem mu prosto w oczy. — Przewrócić mi wszystko do góry nogami?! Gdy już sobie wszystko poukładałem, pogodziłem się z naszym rozstaniem, ty znowu wparowujesz w moje życie i robisz mi sajgon! Czego ty, kurwa, ode mnie jeszcze chcesz?!
— Zawalczyć o ciebie. O nas — podszedł do mnie gwałtownie i położył dłonie na mojej szyi.
— Nas już nie ma, Marek — odsunąłem od siebie jego rękce. — I nigdy nie będzie. Kocham Daniela. Zrozum.
— To gdzie jest teraz twój wspaniały Daniel? — zapytał. — Kiedy masz doła? Widzę, że płakałeś.
— To nie jest twoja sprawa — warknąłem.
— To przez niego, tak? Co ci zrobił? — pytał, a ja wyszedłem do niego na ganek, przymykając drzwi.
— Nie przez niego. Ale przez moją głupotę... Zostaw mnie w spokoju Marek. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego. Za wiele złego się między nami wydarzyło, żebyśmy mogli zachować koleżeńskie relacje — oznajmiłem i zobaczyłem auto podjeżdżające pod dom. W pierwszej chwili przestraszyłem się, że to Daniel. To by się źle skończyło, gdyby zobaczył tu Marka. Ale okazało się, że to Oskar i Karina.
— Co tu się dzieje? — szatynka podeszła do nas, a Oski wysiadł, nie gasząc silnika.
— Co on tu robi? — zapytał blondyn.
— Już idzie — odparłem. Marek popatrzył na mnie przez chwilę, a potem odwrócił się i odszedł, aby wsiąść do swojego auta.
Oski przywiózł Karinę, bo spędzili dziś dzień razem, a dziewczyna się o mnie martwiła, więc chciała sprawdzić co u mnie.
Oskar z nami nie został. Weszliśmy do domu we dwoje, a ja zamknąłem za nami drzwi.
— Co się dzieje? — zapytała moja przyjaciółka.
— Pokłóciłem się z Danielem — padłem na kanapę.
— Bardzo? — dziewczyna usiadła obok i ułożyła łokieć na oparciu sofy.
— Kazał mi się wynosić... Więc tak... Bardzo — westchnąłem.
— Co zrobiłeś? — sięgnęła i przeczesała palcami moje włosy.
— Coś bardzo głupiego... Niczego głupszego nie mogłem zrobić — patrzyłem przed siebie na ścianę, na której wisiał telewizor.
— Przespałeś się z Markiem? — zapytała wprost.
— Jezu, nie! Aż tak głupi to nie jestem... Ale pozwoliłem mu się pocałować... — nie zdążyłem dokończyć zdania, a Karina uderzyła mnie w tył głowy. — Wiem, że źle zrobiłem! Nie musisz mnie bić.
— Dlaczego?
— Uznałem, że bardziej go zranię, jeśli będę wobec niego obojętny, niż jeśli go odepchnę — wyjaśniłem.
— Myślę, że to oznacza, że nie jesteś gotowy na związek z Danielem... Nawet o nim nie pomyślałeś — szepnęła. — Gdzie ty miałeś głowę, do cholery?
— Wiem! Wiem! Zachowałem się jak debil! Nie powinienem na to pozwalać, ale...
— Jakie "ale", Łukasz! — podniosła na mnie głos. — Tak zapewniałeś, że kochasz Daniela. Mówiłeś mi to wiele razy, a zachowałeś się, jakby on się nie liczył w tamtej chwili. A może chciałeś tego pocałunku z Markiem? — zasugerowała.
— Nie. Ja nawet nie chciałem się z nim spotkać. Daniel mnie na to namówił. Że powinienem go wysłuchać — usiadłem wygodniej, patrząc na przyjaciółkę.
— Zachowałeś się jakbyś sam nie był pewien czego chcesz — szepnęła. — Co Daniel powiedział?
— Że w ogóle nie pomyślałem o jego uczuciach i o tym, jak on się poczuje z tym. I kazał mi się wynosić i powiedział, że może się odezwie za kilka dni... — oparłem łokcie o kolana i spuściłem głowę. — Jest na mnie tak bardzo wściekły...
— Dziwisz mu się? — spytała.
— Nie... Ale... — czułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. — Ja naprawdę bardzo go kocham — zerknąłem na przyjaciółkę, a po moim policzku spłonęła łza. — Nie mogę go stracić... Nie chcę...
— Spokojnie — dziewczyna przysunęła się do mnie i objęła mnie ramionami. — Daniel trochę ochłonie i sobie pogadacie — przytuliła mnie, a ja się w nią wtuliłem.
— A jak nie będzie chciał ze mną gadać? — mój głos się załamała.
— Nie znasz Daniela? Uspokoi się i tu przyjedzie. Daj mu to przemyśleć — pocałowała mnie w skroń.
— Masz rację... Muszę do niego zadzwonić — odsunąłem się od dziewczyny. — Niech nie myśli, że mi nie zależy — sięgnąłem po telefon. Wybrałem jego numer i przyłożyłem smartfon do ucha. Daniel oczywiście nie odebrał. Ale nie spodziewałem się niczego innego. — A jak mnie zostawi?
— Przez taką głupotę? On cię kocha. Niech sobie to poukłada wszystko i on zadzwoni. Zobaczysz — zapewniła mnie, a ja spojrzałem w jej oczy.
— Chyba jestem od niego uzależniony... Nie potrafię się na niczym skupić, kiedy wiem, że jest na mnie zły... I chciałbym do niego zadzwonić... Albo go zobaczyć... I... — urwałem, bo nie było sensu zadręczać tym Kariny. Ona nie miała z tym nic wspólnego.
— Co tu robił Marek? — zapytała cicho.
— Przyjechał, bo chce o mnie zawalczyć. O nas... Ale ja i on to skończona sprawa. Nie ma o co walczyć — zapewniłem ją. — Kocham Daniela i tylko jego chcę. Tylko mojego Daniela — wymamrotałem, wtulając się w przyjaciółkę, szukając jakiegokolwiek pocieszenia.
CZYTASZ
And that I won't leave you
Hayran KurguŁukasz i Daniel przyjaźnią się od lat. Znają się na wylot i ufają sobie niemal bezgranicznie, bo wiedzą, że drugi nie zrobi celowo nic, aby zranić przyjaciela. Wiedzą, że mogą na sobie zawsze polegać, i że jeden odda za drugiego życie. Że są i już z...