Stole My Heart

601 40 8
                                    

Under the lights tonight
You turned around
And you stole my heart
With just one look
When I saw your face
I fell in love

Słowa: 5000
   —Liam, obiecuję ci, że popamiętasz! Jeszcze się odegram za ten cudowny pomysł!— Louis złorzeczył w stronę przyjaciela z tylnego siedzenia taksówki.
   —  Przesadzasz, Tommo. To nic strasznego. Od tygodnia snujesz się po mieszkaniu jak duch, więc chciałem tylko pomóc! A ty jak zawsze masz to gdzieś!— przyjaciel popatrzył przepraszająco na kierowcę, było mu głupio, że musi być świadkiem ich kłótni.
   — No i oczywiście, wielki Pan Dobry Pomysł wymyślił co... werble proszę— chłopak poklepał się rytmicznie po udach—... wieczór karaoke! Ot, co! Przyjaciel... phi.
   — Lou— Liam spojrzał na niego z politowaniem.— Obije wiemy, że kochasz śpiewać, ale zawsze chcesz gwiazdorzyć. Tak naprawdę cieszysz się, że tam idziemy.
   — Jasne, chciałbyś!— odgryzł się starszy.
   — Może poznasz kogoś ciekawego.
   — Pewnie, teraz to co, stawać mnie chcesz ?— oburzył się Louis.— Nie wystarczy ci, że się upokorzę, nie, ty potrzebujesz...
   — Zamknij się, jesteśmy na miejscu— przerwał mu przyjaciel i zapłacił za kurs, zostawiając napiwek.

Wysiedli, stając przed klubem, o którym Liam opowiadał już od kilku dni. Polecił mu go znajomy z pracy, mówiąc, że są tam niezłe imprezy. Louis był jednak sceptycznie nastawiony, widząc tandetne, w jego opinii, napisy na oknach. Jakieś dobroduszne cytaty. Nie był zbytnim fanem takich rzeczy.
Liam pociągnął go za rękaw i weszli do środka. W nozdrza uderzył ich lekki zapach waniliowych świeczuszek. Panował tu półmrok. Nie było
zbyt dużo ludzi, a z radia płynęła spokojna melodia. Klub siadał się z trzech części. Pierwsza to okrągłe stoliki, na każdym z nich ustawione były kolorowe lampki. Druga cześć to scena, najbardzej oddalona od wejścia. Stał na niej mikrofon na stojaku, a obok stolik z laptopem i głośniki. Ostatnia cześć to bar, ustawiony rownolegle do stolików. I to właśnie była cześć, która najbardzej przypadła do gustu Louisa. Nie zważając na Liama, starszy ruszył w tamtą stronę i po chwili siedział już na wysokim stołku przy ladzie. Przejechał wzrokiem po pułkach, świecących szklanymi butelkami i kolorowymi alkoholami.
   —Cześć, co podać?— zjawił się barman. Był mniej więcej w wieku Louisa, miał blond włosy i szeroko się uśmiechał. Słychać było irlandzki akcent.
   —Proszę Cuba Libre raz— zamówił Louis.— I możesz przygotwać tacę Kamikadze na potem.

Jeśli Liam chce zrobić z niego pośmiewisko, to napewno nie na trzeźwo. Nie ma takiej opcji, musi zachować jeszcze pozory honoru.
   —Się robi!— zawołał wesoło chłopak.— Ciężki dzień?— zagadał, wyciągając szklankę na drinka. Louisa zawsze śmieszyło, że barmanie bawią się w psychologów.
   —Ciężki to dopiero będzie.—Blondyn spojrzał na niego zaciekawiony.— Urządzacie tu karaoke, prawda?
   —To nasza cotygodniowa tradycja— chłopak wypiął dumnie pierś, nalewając sporą ilość rumu do coli.
   —No właśnie. I mój, pożal się Boże, przyjaciel ubzdurał sobie, że poprawi mi humor, wyciągając mnie tutaj.
   —A co, nie lubisz śpiewać?— zapytał barman, dodając limonkę do drinka.
   —Lubię, ale nie jestem jakimś geniuszem i zwyczajnie nie uśmiecha mi się występować przed ludźmi. Przynajmniej nie na trzeźwo...— zaśmiał się szatyn.
   —To proszę, na odwagę— chłopak postawił przed nim szklankę z drinkiem.— Napewno pójdzie ci świetnie, pamiętaj, że to tylko wygłupy. Tak poza tym, jestem Niall.
   —Louis— chłopak upił łyk alkoholu.— Bardzo dobry.
   —Tajemnica mocnego rumu— wyszczerzył się Niall, a Louis prychnął śmiechem.
   —Jasne, oczywiście, a ty już przy barze.— Obok starszego usiadł Liam.
   —A co mam niby robić?! Muszę się psychicznie przygotować!— krzyknął Louis, śmiejąc się lekko. Drink powoli go rozluźniał.
   —Jak zwykle dramatyzujesz— odgryzł drugi i spojrzał na barmana.
   —To ty musisz być tym okropnie złowieszczym przyjacielem, który nie daje żyć, tylko wyciąga ludzi na karaoke.— zaśmiał się Niall.
   —Po co tak oficjalnie, Liam wystarczy— chłopak mu zawtórował.
  — Niall. Tak więc to podać, Liam?— zapytał wesoło blondyn.
   — Tequila bez soli. Założę się, że on— wskazał głową na przyjaciela— zamówił już tacę shotów.
Niall odpowiedział mu głośnym śmiechem.
Siedzieli tak chwile w ciszy, Liam czekał na swój drink, a Louis popijając własny alkohol, udawał święcie obrażonego i obserwował salę. Przy kilku stoikach siedziały grupki znajomych, czasami głośno się śmiejąc lub rozmawiając. Przeniósł się spojrzeniem na scenę. Jakiś chłopak montował kable mikrofonu.
   —Paul przygotowuje scenę na wasze popisy— usłyszał śmiech Nialla, który zauważył, kogo szatyn obserwuje.
   —Bardzo śmieszne.
   —Louis, przestań się tak zachowywać. Słyszałem wiele razy, jak wydzierasz się pod prysznicem albo w kuchni. Naprawdę masz się czym pochwalić— Liam delikatnie sączył swojego drinka.
   — Masz niezły głos, stary— Niall przytaknął chłopakowi.
   — Zamknięcie się?— Louis przechylił swoją szklankę, wypijając na raz jej zawartość.
   — Oczywiście, Louis— zaśmiał się Niall i zniknął gdzieś za drzwiami kantorka.
   — Dobry wieczór! Witamy Was na karaoke!— rozległ się donośny głos. Louis przewrócił oczami i spojrzał w stronę sceny. Przy mikrofonie stał ten sam chłopak, o którym wcześniej mówił blondyn, ten Paul.— Mam nadzieję, że wszyscy będziecie się bawić wyśmienicie! Zapraszam pierwszego ochotnika na scenę, a resztę do baru po pyszne drinki i napoje! Czas na zabawę!—chłopak zszedł ze sceny, by prawdopobnie porozmawiać z tym ochotnikiem.

LARRY |muzyczne shoty|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz