Little Things

584 34 12
                                    

I won't let these little things
Slip out of my mouth
But if it's true
It's you
It's you
They add up to
I'm in love with you
And all your little things
*

Słowa: 6500

Poczułem niezrozumiały impuls, który wręcz nakazywał mi to zrobić. Nie żebym się mu sprzeciwił. Dla niego jestem wstanie zrobić wszystko.
To właśnie efekt mojej spontanicznej pracy. Nie potrzebowałem wielu godzin. Po prostu, kiedy usiadłem, to poczułem wszystko, czego potrzebowałem.
Byłem niezwykle dumny, ale nie dlatego, że coś stworzyłem. Byłem dumny, że to zostało stworzone dla niego i przez niego. Był moim jedynym natchnieniem.

Nie mogłem się doczekać, aby mu to pokazać. Nie denerwowałem się, wiedziałem, że nie będzie mnie źle oceniał. Jest najcudowniejszą osobą na świecie. Moim aniołem.

— Kochanie— wyszeptałem, pochylając się nad nim. Jego karmelowe włosy zajmowały całą poduszkę, a on leżał wtulony w jej lewy róg.— Obudź się, proszę...

Wiedziałem, że prawdopodobnie będzie marudził, bo ósma rano to zdecydowanie nie jego czas. Ale nie mogłem dużej czekać.

Szatyn mruknął coś w poduszkę i odwrócił głowę w moją stronę.
Jego długie rzęsy rzucały cień na policzki, a nosek marszczył się, intuicyjnie wyczuwając padające na niego światło.

— Wstajemy— podniosłem lekko głos i ściągnąłem z niego kołdrę. Natychmiast się przebudził, piszcząc wysoko i starając się ją przyciągnąć do siebie. Zaśmiałem się głośno na jego obruszoną i zaspaną minę.— Dzień dobry, kochanie— przywitałem go z uśmiechem.
— Nie rozmawiam z tobą— prychnął, przecierając swoje prawe oko.— Brutalnie obudziłeś mnie o...— spojrzał na zegarek—...o ósmej rano i jeszcze masz czelność się bezczelnie śmiać. Nie!— wytknął mi język i ponownie schował głowę w poduszce.

Moje trzydziestoletnie ukochane dziecko...

— Mam dla ciebie niespodziankę— zacząłem tajemniczo, wiedząc, że kocha prezenty. Patrzyłem, jak ukradkiem spojrzał na mnie jednym okiem.

— To nie jest powód, żeby budzić mnie o tak nieludzkiej porze— nie brzmiał przekonywująco.— Um... śniadanie do łóżka?— pytał z nadzieją.
Zaśmiałem się.
— Nie, kochanie, ale obiecuję ci, że po niespodziance zrobię twoje ukochane naleśniki. A teraz choć ze mną, dobrze?— wyciągnąłem do niego dłoń, którą pochwycił, przewracając oczami i marudząc coś o sadystach.

Zaprowadziłem go do naszego muzycznego pokoju, w którym ostatnio kochałem przebywać. Na środku pomieszania stał fortepian, a duże okna były zasłoniete szarymi zasłonami, nadając temu klimat. W kącie stały gitary, a na półkach walało się wiele przedmiotów. Rzadko tu sprzątaliśmy, mówiąc, że ten artystyczny nieład nadaje tylko natchnienia.

Posadziłem go na kanapie, która stała przy ścianie na prawo od drzwi. Okryłem go puchatym kocem, bo widziałem, że na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Biedaczek, był tylko w spodenkach od pidżamy.

Pocałowałem go w nos i z uśmiechem usiadłem przy fortepianie, osłaniając klawisze pod pokrywą.

— Coś ty znowu wymyślił, Styles?— uśmiechnął się łobuzersko i wtulił się bardziej w koc.
— Styles, tak?— zapytałem ironicznie.
— Nadal jestem obrażony— przyznał z wyższością, udając focha.

LARRY |muzyczne shoty|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz