Słońce świeci jasno przez zaczarowane okna lochów, przedostając się nawet przez jego zamknięte powieki. Szepcze, aby się przebudził. Mężczyzna otwiera więc oczy i wpatruje się w sufit, rozkoszując chwilą spokoju. Jego powieki są ciężkie od zbyt małej dawki snu, ale jest wdzięczny, że udało mu się go zaznać choć trochę. Siada, zrzucając ciężką kołdrę. Drży, kiedy jego ciepłe, nagie ciało spotyka przejmujące zimno lochów. Wsuwa stopy w kapcie stojące obok łóżka, chroniąc się przed chłodem kamiennej podłogi. Sięga po różdżkę, zawijając się w szlafrok.
Jest piątkowy poranek, a on musi poprowadzić nieszczęsne podwójne eliksiry za około - zaklęciem sprawdza godzinę - czterdzieści pięć minut. Kieruje się w stronę łazienki, aby sobie ulżyć, odsłaniając swoje najwrażliwsze części ciała na działanie lodowatego powietrza. Załatwia potrzebę, a kiedy kończy, odwraca się w stronę umywalki, aby umyć ręce.
Wyciera umytą twarz. Wyciska pastę na szczoteczkę i zaczyna czyścić zęby. Jego oczy wędrują po pomieszczeniu w stronę drzwi prowadzących do salonu. Zatrzymuje się. Jest pewien, że były otwarte, kiedy wychodził stąd wczoraj w nocy. Podchodzi, otwierając je szerzej i rozgląda się po gabinecie. Drzwi do starego magazynu są uchylone. Przechodzi przez salon, aby to zbadać.
Ciągle ze szczoteczką w ustach przemierza składzik i zapala światło. Czujnie bada wzrokiem całe pomieszczenie, zdeterminowany by wybadać co jest nie tak, ponieważ z pewnością coś jest. Patrzy na gablotę, w której znalazł nieuchwytny jad akromantuli i zauważa pustkę w miejscu, gdzie wcześniej stał słój. Uświadamia sobie, że na podłodze widać ślady w kurzu wiodące od drzwi na korytarz, przechodzące przez cały magazyn i kończące się w wejściu do gabinetu.
Z zaskoczeniem ogląda się za siebie, niemal spodziewając się ujrzeć kogoś stojącego za plecami. Wyciąga szczoteczkę, zaciska usta, pełne pasty. Zapala światło w gabinecie i rozgląda się. Nie zauważa jednak nic niepokojącego. Zastanawia się, co spowodowało ślady, ale nie ma już czasu, ponieważ zaraz zaczyna lekcję.
Zamyka drzwi i idzie do sypialni, aby szybko się ubrać. Przegapił śniadanie. Opuszcza swoje komnaty, przypominając sobie drobiazgowo zdarzenia ostatniego wieczoru. Prawdopodobnie było to tylko jakieś zwierzę szukające schronienia. Zamek jest przecież stary, a w górach jest zimno. A może to poły jego szaty zostawiły ślad w grubej warstwie kurzu. Czy szukając wczoraj drogocennego składnika, przechodził tamtędy? Musiał. Wzrusza od niechcenia ramionami i uśmiecha się, przypominając sobie, że ma teraz zajęcia z piątym rokiem Slytherinu i Gryffindoru, co zapewni mu poprawę nastroju. Uśmiech poszerza się. Czeka z niecierpliwością na rozpoczęcie lekcji.
Marzy o tym, aby móc zamówić herbatę. Nie, lepiej kawę. Jest pewien, że solidna dawka kofeiny dobrzy by mu zrobiła. Przemierza prywatny korytarz prowadzący od jego komnat prosto do klasy. Wchodzi przez tylne drzwi, macha lekko różdżką i całe pomieszczenie rozświetla się blaskiem pochodni. Sala jest pogrążona w błogiej ciszy, ale nauczyciel wie, że już niedługo się to skończy. Podchodzi do składziku i szuka ingrediencji potrzebnych na dzisiejsze zajęcia. Bierze swój ulubiony kociołek z półki i ustawia wszystko na nauczycielskim biurku. Słyszy rozmowy dobiegające zza drzwi. Wzdycha, idąc na tył sali i machając dłonią. Na tablicy pojawia się instrukcja napisana jego charakterystycznym pismem.
Otwiera drzwi i uczniowie w ciszy wchodzą do sali. Upewnia się, że radość, którą czuje na widok ich strachu, nie jest widoczna na jego twarzy. Nadal stoi blisko drzwi, kiedy uczniowie przemykają obok niego. Ostatni w wejściu pojawia się Potter, a Snape zauważa rumieńce na jego policzkach. Czuje coś dziwnego w pachwinie, ale na pewno nie jest to istotne.
Rusza przez salę, aby zatrzymać się przed swoim biurkiem i jednym szybkim ruchem odwraca się twarzą do klasy, jego szaty wirują razem z nim. Znowu przywołuje na swoją twarz groźny wyraz, żeby nie zdradzić przed uczniami, ile małej radości przynosi mu ten ruch. Rozgląda się po sali, przygotowując składniki potrzebne do eliksiru i zauważając, że Malfoy uśmiecha się z wyższością, a Zabini wygląda na niewiarygodnie zadowolonego z siebie. Nie jest to dobry znak, więc mężczyzna postanawia mieć na nich oko.
Zaczyna instruować uczniów odnośnie prawidłowego przygotowania ingrediencji. Obserwuje uważnie, czy wszyscy poświęcają temu zadaniu należytą uwagę, kiedy zauważa ruch z tyłu klasy. Jest pod wrażeniem, iż jego umysł wypluwa słowo "Potter" równie skutecznie jak jego usta. Gryfon rozwija właśnie pergamin dany mu przez tą denerwującą, wyniosłą Wiem-To-Wszystko. Jego oczy zwężają się ze złości. Uwaga Pottera jest skupiona na wykładzie, całkowicie ignorując zachodzącą zmianę.
Snape podciąga rękaw swojej czarnej nauczycielskiej szaty, długo i prowokująco, bez rozpinania guzików. Wie, że Mroczny Znak na jego przedramieniu z pewnością spowodowałby niepokój. Nawet bez kawy zdaje sobie sprawę, że to nie skończyłoby się dobrze. Sięga do swojego kociołka, aby zademonstrować uczniom jak powinna wyglądać mandragora na tym etapie przygotowania, kiedy słyszy coś dziwnego. Patrzy na Malfoy'a, chcąc złapać go na gorącym uczynku. Ślizgon jednak tylko wściekle pisze. Snape uświadamia sobie, że to nie on jest źródłem hałasu.
Obserwuje uważnie uczniów i widzi, że zielone oczy Pottera wpatrują się w niego. Gryfon odchyla się do tyłu, rozciągając zesztywniałe mięśnie pleców. Jego szaty nie są zapięte i nauczyciel z zaskoczeniem zauważa zarys sutka odznaczający się pod cienką koszulką. Przełyka ciężko. Jego oczy zwężają się, patrząc na Pottera z nadzieją, że jego wygląd jest wystarczający, aby sprawić, że chłopiec zacznie kulić się ze strachu. Jest zadowolony, gdyż wygląda na to, że odniósł zamierzony skutek.
Kontynuuje wykład. Wie, jak użyteczny będzie ten eliksir w nadchodzących miesiącach. Jest zdeterminowany, aby nauczyć ich sposobu przyrządzania, ponieważ obawia się, że już niedługo mogą go potrzebować. To przypomina mu o jego zmęczeniu. Rozgląda się ponownie i zauważa, że ta zwariowana Brown patrzy uważnie na coś z głupim uśmiechem na twarzy. Dziewczyna opiera podbródek na dłoni, a Snape obejmuje wzrokiem cała klasę, chcąc znaleźć przedmiot jej zainteresowania, aby móc okazać swoją pogardę z maksymalną skutecznością. Łapie oddech w złośliwie radosnym oczekiwaniu. Zmęczenie pełzające pod skórą potrzebuje jakiegoś ujścia.
Śledzi wzrok Gryfonki i widzi... oczywiście. Potter. Zawsze skupiający na sobie całą uwagę. Dreszcz przebiega przez jego ciało, kiedy zauważa, że chłopak patrzy na niego. Naprawdę uważnie. Te zielone oczy przesuwają się po twarzy Snape'a i zatrzymują na czarnych oczach. Mężczyzna szybko kontroluje wyraz twarzy, aby zapewnić, że nie obchodzi go ten wbity w niego gryfoński wzrok. Czuje się... niewygodnie. Drwina odnajduje swoje miejsce.
- Czy ma pan jakiś problem, panie Potter?
Zaprzestaje ucierania w moździerzu ingrediencji i odkłada ciężki tłuczek na stół obok innych przyborów. Nachyla się po przodu nad swoim biurkiem. Harry siedzi prosto na krześle. Ze zdenerwowaniem mnie w dłoniach skrawek swojej szaty. Jedna brew nauczyciela wędruje w górę, kiedy zauważa to raczej dziwne zachowanie.
Harry uważnie obserwuje jego usta. Snape sumiennie postanawia nie zwilżać warg, kiedy kontynuuje.
- A może sądzisz, że uważanie na zajęciach jest poniżej twojej godności? Albo ten eliksir jest zbyt prosty jak na twoje umiejętności?
Jest pewien, że Potter wcale go nie słucha. Narasta w nim frustracja. Chłopak powinien trząść się ze strachu, a nie tylko kręcić niespokojnie na swoim krześle. Snape przerywa i podchodzi bliżej Gryfona.
- Być może uważasz, że uwarzysz go prawidłowo bez żadnych instrukcji? - Pochyla się jeszcze bardziej, próbując powstrzymać to irytujące wiercenie. - Więc dobrze, panie Potter. Zrobisz to po swojemu. Spakuj swoje rzeczy i wróć tutaj dzisiaj wieczorem, punktualnie o siódmej. - Jego dłonie są teraz oparte o biurko Harry'ego, a jego zimne spojrzenie przewierca się przez chłopca. Jego głos sączy się groźnie. - Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie uwarzysz go perfekcyjnie.
Wzrok Harry'ego spotyka jego spojrzenie. Nawet się nie wzdryga. Z jakiegoś powodu na Snapie robi to wrażenie, ale próbuje zwalczyć w sobie to uczucie. Krzywi się, wiedząc, że jest małostkowy. Ma przecież większe zmartwienia niż nowo odkryte męstwo tego chłopca, ale martwi się, że jeśli nie potrafi wygrać tej małej potyczki z młodzieńcem (dzieckiem, przypomina sobie) w klasie, to później nie będzie skutecznym przeciwnikiem w większej batalii.
Odwraca się, kiedy Potter zaczyna pakować swoje rzeczy, wdzięczny, że nie ma już w sobie tego... rozproszenia? Nie, jest wdzięczny, że może od razu zająć się przerwana lekcją. W myślach kiwa potwierdzająco głową. Stoi teraz za swoim biurkiem, patrząc jak Potter opuszcza salę. Zastanawia się przelotnie, dlaczego chłopak idąc, pochyla się do przodu, ale myśl znika tak szybko, jak się pojawia. Uważnie przesuwa wzrokiem po całej sali i zauważa, że klasa kurczy się niczym rafa koralowa pod wpływem ruchu. To sprawia, że opanowuje się lekko.
Lekcja mija bez zakłóceń. Snape wzdycha, kiedy ostatni uczeń opuszcza salę. Poświęca chwilę na uporządkowanie swojego biurka i również wychodzi tylnymi drzwiami. Idzie korytarzem prowadzącym prosto do jego prywatnych kwater. Przykładając dłoń do gładkiej powierzchni drzwi, mruczy hasło i wchodzi do salonu. Wzdycha, wiedząc, że resztę poranka ma wolną. Z przyjemnością stwierdza, że ogień w kominku pali się wesoło, więc podchodzi do paleniska i wrzucając w płomienie garść proszku Fiuu, zamawia kawę. Ściąga swoją roboczą pelerynę i wiesza ją na haczyku obok drzwi. Spogląda w stronę weiścia do magazynu i dopuszcza do swoich myśli obawy odkładane do tej pory na później. Siada ciężko w fotelu. Ze stolika stojącego obok bierze najnowsze wydanie czasopisma dotyczącego eliksirów. Choć przeczytał je już raz, to bezmyślne skakanie po stronach relaksuje go. Ogień płonący w kominku ogrzewa, a miękkie światło tańczy po pokoju. Jego powieki robią się coraz cięższe aż zasypia.
CZYTASZ
Lek na Sen
FanfictionHarry, nie mogąc zasnąć, znów wędruje po korytarzach. Głęboko w lochach na jednym ze swoich nocnych spacerów znajduje nieprzewidziane lekarstwo na bezsenność.