CALUM POV.
Przebudziłem się rano, czując coś ciężkiego na moich plecach. Zaspany, odwróciłem głowę w bok, zauważając głowę Ashtona i jego ramię, znajdujące się na moich łopatkach. Wstrzymałem powietrze, bojąc się, że czarnowłosy zaraz na mnie naskoczy, lecz tak się nie stało. Otworzył delikatnie powieki, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Już nie śpisz? - wyszeptał i zaspany, przycisnął głowę jeszcze bardziej do poduszki.
Pokręciłem przecząco głową, na co piwnooki niespodziewanie mnie do siebie przyciągnął. Byłem naprawdę zdezorientowany, biorąc pod uwagę nasze wczorajsze zachowanie. Przycisnął mnie do siebie, układając swoją brodę, na czubku mojej głowy. Zaciągnąłem się jego zapachem.
- Chyba będziemy musieli porozmawiać, co? - mruknął cicho.
- Yhym.... - mruknąłem.
Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale w końcu zadzwonił budzik Ashtona, co oznaczało, że już dziewiąta.
- Kurwa. - warknął i wyłączył na oślep denerwujący dźwięk, na co zaśmiałem się cicho. Przewrócił się na plecy, wbijając wzrok w sufit. - Wstajemy? - westchnął.
Schowałem głowę pod kołdrę, słysząc cichy chichot Irwina.
- Dawaj, musimy obudzić Amy i zejść na śniadanie. - zerwał ze mnie materiał z szerokim uśmiechem.
- Nie chce mi się... - mruknąłem leniwie.
- Ruszaj się, Cally. - usiadł na łóżku, sprawdzając coś w telefonie. Po chwili wstał i ruszył do łazienki.
Podniosłem się, siadając na tyłku i wgapiłem się w zgaszony telewizor. Co tu się właśnie stało?
Przetarłem zaspaną twarz piąstkami i podszedłem do łóżka obok.
- Słonko, wstawaj. - potrząsłem jej ramieniem. Usłyszałem jej ciche prychnięcie, na co się zaśmiałem. - Musimy zejść na śniadanie, chodź, bo pan odpowiedzialny nas pozabija...
Młoda usiadła na materacu jeszcze nie kontaktując, co wyglądało bardzo uroczo. Ukucnąłem obok mojej walizki i wyciągnąłem ubrania na dzisiaj. Nie chciało mi się tego wszystkiego wykładać do szafy, jak i tak za dwa dni mieliśmy się stąd zbierać. Klapnąłem na hotelowej wykładzinie, biorąc do ręki telefon, odczytując smsa.
Od: Luke głupia pinda
Do: Calum
Wiez jak js cuebie ko9xhan pdxyjavidlu ake chubs zaxyhałwm ci kiszylke
Zmarszczyłem zniesmaczony brwi. Z tego co napisał mi wczoraj pijany Luke, to zarzygał mi koszulkę, którą mu wczoraj pożyczyłem. Z dziwną miną, wbiłem wzrok w podłogę. Trudno, będzie ją prać, albo kupi mi nową. Tym razem nie mam zamiaru mu popuścić.
- Alkoholik. - prychnąłem i pokręciłem głową.
- Kto jest alkoholikiem? - zapytał Ash, wychodząc z łazienki w ciemnej koszuli i czarnych spodniach.
- Luke znowu zarzygał mi koszulkę... - założyłem ręce na piersi. Może zachowywałem się jak dziecko, ale jeśli tracilibyście już piątą koszulkę z rzędu, to zachowalibyście się identycznie.
Irwin zaśmiał się dźwięcznie.
- Cześć, kwiatuszku. - zwrócił się do Amy. - Jak się spało? - pocałował ją przelotnie w czoło, sięgając ładowarkę.
- Nie tak źle... - cmoknęła i znowu opadła na poduszki.
- Amy... - zganił ją starszy.
- Już wstaje... - mruknęłam cicho i ponownie usiadła pionowo.
Uśmiechnąłem się na ten widok. Ash miał podejście do dzieci, zdecydownie.
**
Amy wraz z Hemmingsem i Cliffordem poszła przejść się po Madrycie, a ja w tym czasie miałem porozmawiać z Ashtonem. Zagryzłem zestresowany wargę, czekając, aż piwnooki wróci z dołu. Nie miałem pojęcia do czego doprowadzi ta rozmowa. Nie chciałem wszystkiego między nami psuć.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, ukazując czarną czuprynę. Irwin oparł się o drewnianą powłokę, wbijając we mnie wzrok.
^^^
Jestem jak polsat, nie? hah
Chyba napiszę jeszcze jeden i kończę an dziś, bo moje oczy zaraz mi wypadną ze zmęczenia.
CZYTASZ
Adoptowana | 5sos
FanfictionAmy mieszka w sierocińcu od trzynastu lat. Przestała już wierzyć, że ktoś się nią zainteresuje. Nagle jednak dociera do niej wiadomość, która zmieni jej dotychczasowe życie.