Przypatrywałam się wszystkim znakom na ścianach, ale za cholerę nie mogłam znaleźć drogi powrotu. Moje ręce trzęsły się jak nigdy. Od jakiegoś czasu słyszałam głośną muzykę dobiegającą z areny, czyli koncert już musiał się zacząć. Przygryzłam wargę, myśląc co mogę zrobić. Mogłabym pójść w stronę, skąd leciała muzyka, ale wszystko odbijało się od ścian i mieszało ze sobą. Usiadłam pod białym murkiem i schowałam twarz w dłoniach. Nienawidziłam zostawać sama. Czemu nie wzięłam mapki?
- Hey, ty! - podniosłam z prędkością światła głowę i zaskoczona, wbiłam swoje brązowe tęczówki w łysego ochroniarza.
Nie kojarzyłam go, więc zapewne nie należał to teamu.
- Co tu robisz? - podszedł do mnie z lekkim uśmiechem. Ukucnął obok mnie. - To chyba ciebie tak szukają, co? - otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale w końcu je zamknęłam. - Chodź, zaprowadzę cię do nich...
Wstał i chciał złapać mnie za rękę, lecz szybko się odsunęłam. Nie chciałam aby mnie dotykał. Zmarszczył niezrozumiale brwi. Zignorowałam to i poszłam w jego ślady, podnosząc tyłek z brudnej podłogi.
- Daleko zaszłaś, wiesz? - zaśmiał się cicho, co odwzajemniłam. - Jak się tu dostałaś? - zaczęliśmy iść jasnym korytarzem.
- Chciałam troszkę pozwiedzać to miejsce, zobaczyć co gdzie jest, ale zgubiłam się.
- Nie masz ze sobą mapki? Każdy miał ją nosić.
- Zapomniałam jej wziąć... - spuściłam wzrok na buty. - Koncert już się rozpoczął, tak?
- Tak, za... - spojrzał na złoty zegarek na ręku. - Za około piętnaście minut będą kończyć.
Wypuściłam cicho powietrze z ust. Szliśmy przez przeróżne, długie hole. Przez resztę czasu, dreptaliśmy w ciszy, nie chcąc się odzywać. W końcu rozpoznałam korytarz, gdzie znajdował się pokój Evelyn, więc szybko tam poleciałam. Brunetka siedziała na fotelu, wbijając wzrok w ścianę, lecz kiedy mignęłam jej przed oczami, prędko zgarnęła mnie w ramiona.
- Jezu Chryste, Amy... Kuźwa mać, nawet nie wiesz jak się martwiliśmy. - spojrzała mi w oczy. - Przeszukałam cały hol, reszta ekipy też cię szukała... - wzięła moją twarz w dłonie. Spojrzała za mnie. - Dzięki Ben, że ją zauważyłeś.
- Nie ma sprawy. - zaśmiał się przyjemnie i odszedł.
- Gdzieś ty była, co? - usiadła ponownie na brązowy fotel, a mi wskazując kanapę naprzeciwko.
- Z tego co mi wiadomo, to na końcu areny. - skrzywiłam się.
- Ashton latał jak głupi, chcąc cię znaleźć...
Czyli szukał mnie? Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nigdy nikt się o mnie tak nie martwił. Zawsze musiałam radzić sobie sama, jak każde dziecko w sierocińcu. Oczywiście, opiekunki były wspaniałe, ale to i tak nie to samo co rodzina.
Przesiedziałyśmy tak jeszcze jakiś czas, kiedy to pokoju wparował zdyszany Ash. Przytulił mnie z całej siły, po chwili łapiąc moją twarz i dokładnie ją oglądając, czy nic mi się nie stało. Spięłam się lekko na nagły dotyk.
- Amy, ja z tobą kiedyś na zawał zejdę. - zaśmiał się, całując mnie w czoło. - Gdzie ty byłaś? - usiadł obok mnie.
Opowiedziałam mu tą samą formułkę, co Benowi i Evelyn.
- Miałaś nosić tą mapkę ze sobą, Amy. - upomniał mnie.
- Wiem, ale zapomniałam...Przepraszam. - zagryzłam wargę i spuściłam wzrok.
CZYTASZ
Adoptowana | 5sos
FanfictionAmy mieszka w sierocińcu od trzynastu lat. Przestała już wierzyć, że ktoś się nią zainteresuje. Nagle jednak dociera do niej wiadomość, która zmieni jej dotychczasowe życie.