𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐗𝐕𝐈𝐈

156 13 52
                                    

THOMAS PERSPECTIVE

Minął miesiąc od tamtych wydarzeń i miesiąc bez głosu należącego do blondyna. Bardzo mi go brakowało więc, przychodziłem do niego tak często ja tylko mogłem. Wciąż oddychał, a jego ciało wyglądało coraz lepiej choć, wciąż tylko spał. Przez ostatnie dni przychodziłem do niego, by móc go karmić moją krwią jak i ogólnym pożywieniem ponieważ, tylko z moich rąk cokolwiek jadł, bądź pił. To było dziwne, ale wyjątkowe dla mnie, bo po części był zależny ode mnie. W każdym razie przed treningiem również się udałem do pomieszczenia, w którym chłopak leżał. Miętowe ściany z białymi meblami kojarzyłem już tylko jako pomieszczenie szpitalne, w którym blondyn spoczywał. Zawiesiłem wzrok na monitorze, który pokazywał bicie jego kochanego serduszka. Nie rozumiałem jakim cudem potrafiło być takie normalne, skoro nie pokazywało innych funkcji życiowych niż oddech, czy potrzeba fizjologiczna. Mnóstwo kabelków o różnych kolorach były podłączone do jego drobnego ciała, leżącego w łóżku. Przykryty był białą pościelą do połowy jego ciała, natomiast twarz i klatka piersiowa były odsłonięte. Wciąż miałem przed oczami obraz, gdy wynosiłem go z jego pokoju, błagając o jakąkolwiek pomoc. Był cały poobijany, miał mnóstwo siniaków i blizn tych świeżych jak i nowych, ale i tak najbardziej bolały mnie słowa, które wypowiedział. On naprawdę wolał być martwy, niż żebym go uratował. Nie mogłem na to pozwolić, w dodatku miałem przeczucie, że to nie był pierwszy taki raz, gdy jego życie ledwo wisi na włosku. Bałem się o niego, bo nie chciałem go stracić. Zależało mi na nim i to bardzo, niestety widok go w takim stanie łamał mi serce.

Usiadłem na wolnym krzesełku, oczywiście jak wszystko inne w tym pokoju, było ono w kolorze białym. Chwyciłem pilota, którym podwyższyłem ułożenie łóżka, w końcu nie chciałem by aniołek się udłowił. Nim dałem mu się napoić, obserwowałem go przez dłuższą chwilę. Wyglądał jakby spał, właściwie tak było, ale nie do końca. Nie byłem nawet pewien, kiedy go usłyszę kolejny raz. To wszystko raniło mnie od środka, nawet nie poczułem jak po moich policzkach spłynęły łzy.

— Cześć, Newt. — powiedziałem smutno, niestety jedyne co mi odpowiedziało to głucha cisza, panująca w pokoju i iskrząca się lampa, której czasami miałem ochotę przywalić. — Chciałbym żebyś się odezwał, ale wiem, że tego nie zrobisz w każdym razie, wciąż nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłem by ktokolwiek Cię tak skrzywdził. — dodałem, chwytając jego zimną dłoń, co akurat było normalne, bo zazwyczaj taka była. Chciałem ją rozgrzać, ale łzy które spływały na nasze splątane dłonie nie pozwoliły na to. — Tak bardzo chciałbym, żebyś tu był. — wyszeptałem, zanosząc się ogromnym szlochem. I nieważne by było, czy ktoś by tu był, bo nie wstydziłem się tego że pokazuje słabość. Każdy człowiek musiał czasem się wypłakać, by móc w spokoju iść dalej i nikt nie powinien sobie odbierać szansy na łzy. Gdyby nie one, wypalilibyśmy sobie psychikę wewnątrz, udając że jest dobrze.

Zdziwiłem się, gdy poczułem jak chłopak ściska moją dłoń. Z nadzieją popatrzyłem na jego twarz, ale była tak samo kamienna jak wcześniej. To znowu był tylko odruch, a ja ponownie miałem nadzieję że, w końcu się obudzi, ale jak to mówią: „nadzieja matką głupich." W pewnym momencie wstałem i usiadłem na łóżku tak, aby blondyn mógł oprzeć się na moim ciele. Oplotłem jego posturę, kładąc moją rękę pod jego podbródkiem. Następnie zacząłem ją unosić, a potem przyłożyłem do jest ust.

— Jedz, proszę... — wyszeptałem, całując jego główkę.

Po chwili poczułem jak jego zęby wbijają się we moją skórę. Z początku zawsze się krzyczałem w tym momencie, ale teraz przywykłem do tego bólu. Widziałem jak kilka kropelek pojawia się w miejscu ugryzienia, co oznaczało że jadł. Isabelle mówiła, żebym dawał mu coraz mniej krwi, a zaczął normalne jedzenie. Dlatego też, po około minucie, kazałem mu przestać, oczywiście się mnie posłuchał. Spojrzałem na niego na niewinnie, patrząc jak jego dotąd idealnie białe zęby robią się czerwone. Wszystkim ten kolor ogólnie by pasował, ale widząc kolor czerwony na blondynie, moje serce automatycznie zatrzymywało się.

Wziąłem kanapki, które wcześniej przyszykowałem, by móc nimi go poczęstować. Powiedziałem tą samą regułkę, po czym patrzyłem jak chłopak z moją pomocą, otwiera buzie i mieli dany pokarm. To było intrygujące jak ta cała telepatia działała. Szkoda, że gdy mówiłem by się obudził, ani drgnął. W każdym razie ciemnooki skończył jeść, więc pogłaskałem go po jego blond czuprynce. Siedziałem tak jeszcze dłuższą chwilę, by potem pożegnać się z chłopakiem i udać się na trening do bruneta.

W tym celu musiałem przejść już dobrze znaną mi drogę i przebrać się w specjalny strój. Dotarłem tam po pięciu minutach drogi, przywitałem się z Alkiem i wbiegłem do szatni, gdzie szybko się przebrałem. Wziąłem ze sobą butelkę wody, po czym wróciłem do sali treningowej. Ciemnooki był dobrym trenerem, ale nie aż tak jak Newt, w dodatku chłopak tak samo jak ja miał brać udział w tych cholernych igrzyskach. Jeśli to co Magnus mówił jest prawdą, to każdy z nas może tam zginąć. Przez te dwa tygodnie uzgodniliśmy że, mamy się zachowywać normalnie, by nikt nie zauważył że coś kombinujemy. Poza tym otrzymaliśmy zadania, które miały by pomóc w ucieczce z tego budynku. Ja dostałem odnalezienie planu całej budowli, by dociec gdzie jest wyjście ewakuacyjne.

— Jak związek z Magnusem? — zapytałem ciekawsko, zmieniając kierunek mojego myślenia.

— Ja nie wiem jak, z nim wytrzymuje... — zaśmiał się wesoło, co odwzajemniłem.

Ta dwójka była słodka, ale nie umiała wytrzymać dnia bez kłótni o każdą głupotę, o jaką się tylko dało. Ale z drugiej strony miłość i pożądanie było ogromne, a gdy ktokolwiek na nich spojrzał, to wiedział że są sobie przeznaczeni. Ja wiedziałem i nawet wszedłem do ich sypialni, oczywiście całkowicie przypadkiem zobaczyłem ich w dwuznacznej sytuacji. Na nieszczęście, co moje oczy zobaczyły, to się już nie odwidzą.

— Po prostu go kochasz... — oświadczyłem, z czym brunet się zgodził. Naprawdę go kochał, co sprawiało że przypominał mi o leżącym chłopcu.

— Masz rację, a jak Newt? — podpytał, przez co posmutniałem. Tak bardzo chciałbym go teraz przytulić, że się popłakałem.

— Tak samo jak ostatnio.. — Alec widząc mój psychiczny stan, który trwał tak z dobre dwa tygodnie, mocno mnie do siebie przytulił. Był naprawdę dobrym przyjacielem, który wiedział jak pocieszyć.

— Przykro mi... — przyznał, spoglądając na mnie troskliwie. — Ale jest silny i wyjdzie z tego. — zapewnił mnie, a potem dodał. — No dobra, to od czego zaczynamy?

— Może strzelanie do celu, a potem trening na ostrza? — miałem ochotę się wyżyć, więc to była moja pierwsza myśl, gdy zadał pytanie.

— Bierzmy się do roboty... — wyrzucił pewny siebie, po czym zaprosił mnie do mniejszego pomieszczenia. Kazał się uzbroić, co również zrobił, a potem zaczęliśmy strzelać do celu. Szło mi dobrze, ale nie aż tak jak Alecowi. Był naprawdę dobrym strzelcem, natomiast ja wolałem trzymać się od pistoletu z daleko, choć sam do końca nie wiedziałem czemu.

Trafiłem trzy razy w żółte pole, cztery w pomarańczowe i dwa w czerwoną kropeczkę. Natomiast ciemnooki miał cztery czerwone kropki, dwie pomarańczowe i jedną żółta. Nie robiliśmy kolejnej serii, tylko z powrotem udaliśmy się do Sali treningowej by odbyć walkę. Wziąłem miecz tylko sobie, bo Lightwood zawsze nosił swój, a potem zaczęliśmy walczyć. Ja zadałem cios, on odepchnął, potem zaatakował a ja się broniłem. Tak było przez dłuższy czas, dopóki nie zadał ciosu z zaskoczenia, przez który opadłem na ziemię, tak że uderzyłem głową o ziemie. Potem jedyne, co pamiętam to głos Newt w mojej głowie i opadające, senne powieki.

✓ 𝐁𝐄𝐙 𝐍𝐈𝐄𝐆𝐎》𝐍𝐞𝐰𝐭𝐦𝐚𝐬&𝐒𝐡𝐚𝐝𝐨𝐰𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz