Neil pędził na rowerze przez rozległy rynek miasta, śpiesząc się na próbę w Henley Hali. Minął budynek władz miejskich, rząd sklepików i skręcił w małą, spokojną ulicę Vermont, która zawiodła go przed biały gmach szkoły Henley Hall. Przejechał przez szeroką bramę i zatrzymał się przed wejściem do budynku. Zeskoczył szybko z siodełka, zatrzasnął na kole kłódkę i wbiegł do środka. Kiedy pojawił się w sali, reżyserka zaczęła ponaglać go niecierpliwymi gestami.
- Pośpiesz się, Neil. Bez Puka nie możemy dalej grać.
Neil uśmiechnął się i zwinnie wskoczył na scenę. Wziął z rąk garderobianej metalową pałeczkę, zakończoną główką w czapce błazna. Kaduceusz Puka.
Dopiero troje. Przybądź czwarta skoro,
Dwoje z płci każdej, a będzie ich czworo.
Otóż i ona, zła i smutna idzie.
Niecne twe figle, złośliwy Kupidzie,
Gdy rozum biednym niewiastom zabiorąPuk spojrzał ku bocznemu wejściu, gdzie miała się teraz pojawić oszalała Hermia. Ginny Danburry, która grała tę rolę, weszła na czworakach, wodząc dookoła obłąkanym wzrokiem.
Zanim Hermia zaczęła swoją kwestię, reżyserka, miła, jasnowłosa nauczycielka w średnim wieku zwróciła się do Neila.
- Bardzo dobrze, Neil - pochwaliła. - Kiedy grasz, mam wrażenie, że twój Puk wie, o co chodzi. Dobrze zapanowałeś nad tą postacią. Pamiętaj tylko, że Pukowi wszystko sprawia uciechę.
Neil pokiwał głową ze zrozumieniem.
Niecne twe figle, złośliwy Kupidzie, Gdy rozum biednym niewiastom zabiorą -powiedział, uśmiechając się przy tym tak figlarnie, jakby naprawdę był leśnym chochlikiem.
- Doskonale - reżyserka zaśmiała się. - Proszę, Ginny! Jedziemy dalej.
Ginny powtórzyła wejście.
Biedna jak nigdy, strudzona niezmiernie,
Przemokła rosą, odarta przez ciernie,
Już iść nie mogę, sił mi ciało skąpi.
Dłużej już chęciom nogi me nie starczą.Zajęcia trwały długo. Aktorzy kilkakrotnie powtarzali sceny i z uwagą słuchali wskazówek reżyserki, a ona, gestykulując żywo, pokazywała im dokładnie, w którym miejscu mają stanąć i kiedy zacząć mówić. Neil czuł się na scenie wyśmienicie.
- Do zobaczenia jutro - pożegnał się, gdy próba dobiegła końca.
Na dworze było chłodno, zapadał zmierzch. Mimo zimna Neil czuł, jak płoną mu policzki.
Wsiadł na rower i ruszył powoli w kierunku Akademii. Był szczęśliwy. Przez całą drogę powtarzał głośno tekst roli Puka, choć doskonale znał go już na pamięć.
W pobliżu Akademii rozejrzał się dookoła, nie chcąc, by ktoś go zauważył. Szybko przejechał przez dziedziniec i zatrzymał się przy bursie. Postawił rower na stojaku przy wejściu i wtedy zauważył Todda, który siedział w bezruchu na kamiennym murku, skulony, ze spuszczoną głową.
- Todd? - zawołał Neil niepewnie, podchodząc bliżej.
Todd miał na sobie tylko koszulę. Musiał tu siedzieć już od dłuższego czasu, bo trząsł się z zimna.
- Co się stało? - zapytał Neil. Todd nie odpowiadał.
- Todd, powiedz, co się stało - nalegał Neil, siadając obok. - Zimno jak cholera. Jak możesz tu wytrzymać w samej koszuli?
- Dzisiaj są moje urodziny - powiedział Todd ponuro.
- Naprawdę? - zdziwił się Neil. - Do licha, dlaczego nic nie powiedziałeś? Wszystkiego najlepszego! Dostałeś coś od rodziców?