Rozdział 10

123 9 1
                                    

- Przepraszam - bąknął Knox i opadł na stojącą w pobliżu kanapę.

Rozparł się wygodnie i pociągnął duży łyk bourbona. Teraz już nie czuł pieczenia w gardle. Widać, w rozpaczy do wszystkiego można przywyknąć. Potoczył dookoła mętnym wzrokiem. Po swojej lewej stronie z pewnym trudem rozpoznał splecioną ciasno parę, której niewyraźne kontury przywodziły na myśl smoka z dziecięcej bajki, na dodatek wydającego z siebie gardłowe pomruki. Po drugiej stronie kanapy wciskała się w kąt inna para, zdając się tworzyć jedną całość z meblem. Knox postanowił nie zakłócać im spokoju, jednak kiedy próbował wstać, jedna z par przesunęła się, przygniatając go do oparcia, tak że nie mógł się swobodnie ruszyć. Spojrzał na lewą, później na prawą stronę i zachichotał. „Niech tam! Mnie wygodnie, a i oni nie powinni narzekać". Rozkochane parki były zbyt zajęte sobą, by zwracać na niego uwagę.

Kiedy muzyka umilkła na chwilę, pokój wypełniły odgłosy ciężkich oddechów.

„Cholera, czuję się, jakbym leżał na oddziale intensywnej terapii", pomyślał Knox, żałując w duchu, że nie ma obok niego kogoś, z kim mógłby pooddychać równie głośno. Zerknął na parę po prawej. „Kurczę, przecież ten facet odgryzie jej zaraz wargę", szepnął ze zdziwieniem i odwrócił głowę w drugą stronę.

- Ach, Chris, jesteś taka piękna - usłyszał namiętny szept.

„O Jezu! Chris! To Chet i Chris!" uprzytomnił sobie w panice. Serce zaczęło mu walić jak opętane. Obok niego, na tej samej kanapie, dosłownie centymetry od jego dłoni siedziała Chris Noel! Ktoś znowu puścił muzykę, słodki utwór Driftersów, „Ta magiczna chwila". Knox czuł, jak wszystko wokół wiruje w rozszalałym, zawrotnym tempie. Chciał odwrócić oczy, ale nie potrafił oderwać wzroku od włosów i twarzy ukochanej. Chris i Chet niczym się nie krępowali.

- Chris... - jęknął Chet - jesteś boska...

W przypływie namiętności przylgnął do niej całym ciałem, i Chris oparła się plecami o Knoxa, który wpatrzył się w profil jej twarzy, w łagodne zaokrąglenia piersi, w obnażony kark. Jednym haustem dopił bourbona i zmusił się, by spojrzeć w inną stronę.

„Boże, dopomóż, Boże, dopomóż", powtarzał w myślach, czując, jak Chris coraz mocniej przywiera do jego boku. Resztkami sił walczył z coraz silniejszą pokusą. Próbował jeszcze wstać i odejść, ale wiedział już, że przegrał wewnętrzną walkę.

Raptem odwrócił się do Chris. Zupełnie stracił panowanie nad rosnącym pożądaniem. Carpe piersiam - szepnął do siebie, zamykając oczy. - Chwytaj pierś!

- Hmm? - usłyszał, jak Chris mruczy do Cheta.

- Nic nie mówiłem - wyszeptał Chet.

Para znowu przylgnęła do siebie w gorącym pocałunku, a Knox poczuł, jak jego ręka, prowadzona jakąś niezależną od niego siłą, pełznie ku Chris i delikatnie dotyka jej ciepłego, nagiego karku, a potem powoli, powoli zsuwa się po ramieniu na dół, ku wspaniałej okrągłości piersi.

Przekonana, że to dłoń Cheta, Chris westchnęła z rozkoszą, na co Chet zaczął ją coraz mocniej tulić i coraz głośniej wzdychać.

- Och, Chet, to cudowne - jęknęła.

- Cudowne? - Chet wydawał się zaskoczony. - Co?

- ...wiesz co - szepnęła.

Knox prędko cofnął rękę. W tej samej chwili Chet podniósł głowę i rzucił szybkie spojrzenie ponad głową Chris, która natychmiast przyciągnęła go z powrotem ku sobie.

- Nie przestawaj, Chet. Nie przestawaj... - wzdychała.

- Nie przestawaj co?

- Chet...

Stowarzyszenie umarłych poetówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz