Po obiedzie uczniowie udali się do sali gimnastycznej, na lekcję wychowania fizycznego.
- Uwaga! - krzyknął nauczyciel gimnastyki. - Biegamy dookoła sali. Po każdym okrążeniu zatrzymujemy się i sprawdzamy puls. Jeśli ktoś nie wyczuje pulsu, zgłasza się do mnie. No, jazda! Coś nam się chyba uda wycisnąć z tych ciałek, co, panowie?
Chłopcy pojękując i wzdychając rozpoczęli trucht dookoła ogromnej sali. Nauczyciel oparł się w kącie o ścianę i uważnie ich obserwował.
- Ruszaj się Hastings, ruszaj! Zrzuć z siebie trochę sadła! - krzyknął do jednego z chłopców. - Sprawdzać puls!
- Tak trzymać, Overstreet! - zawołał znowu. - Niezłe tempo! - Knox uśmiechnął się i przebiegając obok nauczyciela pomachał do niego ręką.
Żaden z chłopców nie przypuszczał, że będą w stanie wytrzymać takie bieganie przez całą lekcję, gdy więc zabrzmiał dzwonek, wielu zdziwiło się, że w ich mięśniach drzemią tak duże siły.
Po lekcji przyszedł czas na orzeźwiający prysznic.
- Zaraz chyba umrę - Pitts oddychał ciężko pod strugami wody. - Ten facet powinien prowadzić szkołę kadetów.
- Nie przesadzaj, Pitts - zaśmiał się Cameron. - Na pewno będziesz miał z tego pożytek.
- Łatwo ci mówić - odkrzyknął Pitts. - Nie na ciebie się uwziął. - Zamilkł i szybko zaczął się namydlać, widząc przechodzącego wzdłuż natrysków nauczyciela, który pilnował porządku.
- Co z grupą naukową? - wykrzyknął ze swojej kabiny Meeks. - Dziś wieczorem?
- Może być dziś wieczorem! Świetnie! Jeśli chodzi o mnie, pasuje! - dobiegły głosy spod innych pryszniców.
- Podnieś mydło, Harrison! Nie widzisz, że leży w wodzie? - pokrzykiwał nauczyciel gimnastyki. - Hej, ty! - zawołał do kogoś. - Wycieraj się, bo zmarzniesz, i pośpiesz się!
- Przykro mi, Meeks, ja nie będę mógł przyjść- powiedział Knox.- Danburry'owie zaprosili mnie na obiad. Zgłosiłem już wyjście poza teren szkoły.
- Danburry'owie? Kto to taki? - zdziwił się Meeks.
- Kurczę! - zawołał z podziwem Cameron. - To absolwencka śmietanka Akademii. Jakci się udało, Knox?
Knox wzruszył ramionami.
- To przyjaciele mojego ojca. Mają pewnie z dziewięćdziesiąt lat, albo coś koło tego.
- Nie przejmuj się - zaśmiał się Neil. - Cokolwiek dostaniesz tam na talerzu, na pewno będzie lepsze od tych tajemniczych kawałków mięsa, którymi karmią nas tutaj.
- Co prawda, to prawda - przytaknął Charlie.
Chłopcy skończyli się ubierać, wrzucili stroje gimnastyczne do szafek i zaczęli wychodzić z szatni. Jedynie milczący Todd siedział jeszcze na ławce i powoli naciągał skarpetki.
- Dam ci pensa, jeśli zdradzisz, o czym tak rozmyślasz - zagadnął go Neil.
- Moje myśli nie są warte nawet tyle - Todd pokręcił głową.
- Przyjdziesz wieczorem? - zapytał Neil.
- Dzięki, chyba nie... muszę pouczyć się historii.
- Jasne. Ale pamiętaj, że zawsze możesz zmienić zdanie - powiedział Neil, wychodząc z szatni.
Todd patrzył za nim przez chwilę, i znowu pogrążył się w myślach. Zawiązał buty, włożył swój strój do szafki, zapakował książki i powoli ruszył w kierunku bursy.