XI

228 11 4
                                    

Kendra jechała na grzbiecie Glorii tak szybko, że przez wiatr smagajacy jej twarz, miała już w oczach łzy, a palce u rąk całkowicue jej już zdrętwiały. Ale nie mogła zwolnić ani na chwilę. Gnała tak, odkąd usłyszała mrożący krew w żyłach ryk smoków, który przeszył niebo niczym niewidoczna śmiercionośna błyskawica. Co jakiś czas sądziła już, że widzi blisko jakieś wściekłe smoki, ale na szczęście za każdym jej wydawało. Zzwsze był to tylko jakiś cień drzewa, albo jakiej nie agresywne zwierze. Nie odjechała jeszcze zbyt daleko, gdyż wciąż gdy się odwróciła umiała dostrzec w oddali kapliczkę Królowej Wróżek. Gdy już zaczęła odrobinę się odprężać i wmawiać sobie, że to może wcale nie był ryk smoków, a nawet jeśli to może wcale nie miał on z nią nic wspólnego. Na choryzoncie pojawiło się coś strasznego. Trzy wielkie smoki leciały prosto w jej kierunku. Gloria widocznie też je zauważyła, bo zaczęła galopować tak szybko jak jeszcze nigdy wcześniej. Dziewczyna musiała chwytać się jej grzywy, aby nie wypaść z siodła za każdym razem na ostrych zakrętach. Smoki nadciągały niestety ze strony twierdzy Czarnodół i głównej drogi, przez co musiały zmienić trasę, odbijając w stronę skalnego zbocza. Smoki leciały niewyobrażalnie szybko i z każdą chwilą zmniejszał się dystans pomiędzy nimi a Kendra na grzbiecie klaczy. Gdy były już blisko wysokich skał jeden ze smoków odłączył się od pozostałych i przeciął im drogę tak szybko, że Gloria, aż stanęła dęba. Kendra miała tak zdrętwiały ręce, że nie utrzymała się w siodle i upadła na ziemię. Przez chwilę czuła się jakby nie miała płuc i nie mogła oddychać. Ale kto wie, może to smoczy strach, aż tak ją sparaliżował? Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ dwa pozostałe smoki już do nich doleciały. Dziewczyna że zgrozą stwierdziła, że się myliła. One nie były wielkie, ani tym bardziej duże, one były wprost ogromne, a wręcz gigantyczne! Gdyby się nad tym chwilę zastanowiła zrozumiałaby, że są niemal tak duże jak Celebrant,albo i nawet nieco większe. Jednak ona nie zastanawiała się nad tym ani przez moment. Poczuła tylko w jednej chwili jak drętwieje jej każdy mięsień, jednak starała się z całych sił odegnać od siebie te myśli jak najdalej. Dwa smoki osaczyły Glorię i było jasne, że sama sobie z nimi nie poradzi, ale było coś co jeszcze bardziej przerażało Kendre. Trzeci smok wylądował pomiędzy nią, a klaczą odcinając jej drogę ucieczki. Dziewczyna zmuszając się cały czas do ruchu i nie poddaniu się smoczemu strachowi, powoli wycofała się pod samą skałę. To koniec, pomyślała. Jestem przyparta do muru i nikt nie ma pojęcia gdzie jestem, więc nikt mi nie pomoże. Dopiero teraz zobaczyła jak bardzo jej plan był lekkomyślny, nieodpowiedzialny i o zgrozo, ta myśl przyprawiła ją o okropny pełen smutku ból serca, tak podobny do planu jej brata! Ochh! Gdyby Seth tu teraz ze mną był, pomyślała, a łza pełna żalu stoczyła się po jej prawym lekko różowym policzku. Gigantyczny żółto-złoty smok podchodził coraz bliżej, wtedy nagle dziewczyna dostrzegła być może swoją jedyną szansę. W zboczu zauważyła wąską szczelinę skalną, która wydawała się dość długa i na tyle szeroka aby dziewczyna zdołała się tam wczołgać bez większych trudności. Jeśli się posieszy, powinno jej się udać do niej dostać, więc zebrała w sobie całą swoją odwagę i ruszyła biegiem. Smok był tuż za nią,ale ona w ostatniej chwili rzuciła się w stronę szczeliny. Smok już prawie ją miał. Na próżno wpychał on pazury do szczeliny, była ona dla niego zdecydowanie za wąska. W tej chwili dziewczyna zrozumiała coś jeszcze. Gloria! Co teraz z nią będzie! Ona też się przecież tutaj nie zmieści! Wyciągnęła głowę jak najdalej mogła i zobaczyła jak odważna klacz, wciąż próbuje się bronić przed dwoma ogromnymi smokami. Kendra nie miała wyboru. Jakoś sobie sama poradzi. Krzyknęła więc na całe gardło.
-Gloria! Uciekaj! Wracaj do twierdzy!
Klaczy widocznie bardzo nie spodobał się ten pomysł. Ale dziewczyna dodała szybko.
-Sprowadzisz pomoc! No już! Leć! Leć!
Po chwili klacz zrozumiała z niezadowoleniem, że jest to niestety jedyne rozwiązanie. A nawet gdyby istniało inne, ona sama nic lepszego teraz nie wymyśli, chociaż jako Luwianin była bardzo pomysłowa, mądra i sprytna. Po chwili oderwała się od ziemi, a jeden ze smoków poleciał za nią. Kendra patrzyła jeszcze przez chwilę jak znika w oddali, a potem uświadomiła sobie, że sama też ma niezłe, jeśli nawet nie większe kłopoty. Została sama, praktycznie bez niczego, bo większość rzeczy miała w torbie na grzbiecie Glorii, nie pomyślała jednak niestety gdy się szykowała się w tajemnicy na tę wyprawę, że może rozdzielić się ze swoją klaczą. Teraz dwa smoki próbowały wedrzeć się do środka szczeliny. Z jakiegoś powodu nie użyły, jednak broni w oddechu, i nie spopielily jej na miejscu. Ani nie zrobiły nic gorszego! Przynajmniej na razie.. Przeleciało Kendrze przez myśl, ale wtedy. Przecież one mogą przybrać ludzkie awatary, przyszło jej do głowy. Jej ręka machinalnie powędrowała do rogu jednorożca, który zawsze miała przy sobie. Od razu poczuła się nieco raźniej, a smoczy strach przestał tak ograniczać jej ruchy. Postanowiła przeczołgać się w głąb jaskini, mając nadzieję i dziwne przeczucie, że może jej to pomoże. Była już tak daleko, że praktycznie wszystko zrobiło się czarne, ale nie aż tak, by nic nie widziała. Było to spowodowane tym, że odkąd została wróżkokrewna, dzięki swoim zdolnościom, żaden mrok nie był dla niej całkowity. Usłyszała wtem cichy, ale mocny głos.
-Kendra! Tutaj!
Znała ten głos, ale nie mogła sobie przypomnieć do kogo należy. Dochodził on gdzieś z głębi wąskiej i ciemnej szczeliny. Chwila! Przecież ona wcale nie była ciemna! Na końcu dziewczyna dostrzegała blade światło, światło księżyca! Ale czy to oznacza, że jest z tąd drugie wyjście? Długo się nad tym nie zastanawiała. Co prawda nie mogła rozpoznać owego głosu, ale nie brzmiał on jakoś bardzo groźnie. W każdym razie musiała spróbować, bo z pewnością nie mogła się wydostać tą samą drogą która tu przybyła. Smocze pazury wydzierały się coraz dalej i dzieliły ją od już od nich jedynie centymetry. Dziewczyna zaczęła szybko, ale ostrożnie cofać się w głąb szczeliny. Chyba jednak na swoje pechowe szczęście miała rację! Z tąd było inne wyjście. Poczuła zapach świeżego powietrza i była prawie wniebowzięta. A prawi tylko dlatego, że rzeczywiście, być może udało jej się uciec dwóm smokom, ale tam na końcu przy wyjściu z tunelu czekał ktoś inny. Czy to inny smok? Może przybrał ludzki awatar? Może czeka tam żeby ją porwać, albo zgładzić na miejscu?! Kendra miała wielką nadzieję, że nie. Ostatecznie postanowiła, że woli chyba wszystko od dwóch wściekłych smoków, które chcą ją rozerwać na strzępy. Ostrożnie wyczołgała się z waskiej rozpadliny i.. O zgrozo! Znalazła się na półce skalnej, nad urwiskiem tak głębokim, że nie widziała nawet jego dna! Rozejrzała się szukając wzrokiem tego, kto ją wcześniej wolał i pomógł jej się wydostać
z opresji. Nikogo jednak nie zauważyła. Czy miała omamy? Czy to jej się przyśniło, gdy być może zasłabła na chwilę od smoczego strachu, zmęczenia i cuchnących smoczych oddechów?! Miała już w głowie tysiące czarnych scenariuszy, gdy nagle usłyszała głos. Ten sam głos! Teraz już była pewna do kogo należy!
-Kendra! Prędzej!
Nic dziwnego, że wcześniej nikogo nie zauważyła. Dopiero teraz jej się ukazał.
-Raxtus!-krzyknęła cicho z radości.- To ty?! Gdzie byłeś co się z tobą działo?!         Martwiłam się!
-To wszystko potem - odparł- teraz musimy się stąd zbierać, póki jeszcze nie odkryli, że im uciekłaś.
-Ale..
-Żadnego ale! No lećmy już! Szybko!
Powiedziawszy to, chwycił ją delikatnie pazurami, stał się niewidzialny i poszybował ponad chmurami jak strzała.
A Kendra nadal, mimo szumu wiatru, słyszała wściekłe smoki, które próbowały dostać się do wąskiej szczeliny w skale.

Smocza Straż 3, moja opowieść |Wolno Pisane|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz