Informacja, którą otrzymał z ust przyjaciela była niemałym zaskoczeniem.
– Wyrzucają cię…? – Po prostu nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Przecież byli tyle czasu razem. Odkąd poczęstował go tym nieszczęsnym dango niemalże każda minuta upływała mu w towarzystwie tego mężczyzny. A potem wraz z nastaniem następnych dni coraz bardziej Kisame stawał się bliski jego sercu. Po prostu chorobliwie uzależnił się od jego obecności, na tyle, by nie wyobrażać sobie zniknięcia przyjaciela. Tym bardziej, gdy ten powiedział mu, iż dostał wypis.
– Niestety. Też żałuję, że dłużej nie mogę tu z tobą siedzieć. Było naprawdę miło. W sumie nigdy wcześniej tak dobrze nie spędziłem miesiąca z ledwo co poznanym człowiekiem.
– Zastanów się co mówisz. Teraz już jesteśmy przyjaciółmi, a nie nieznajomymi. - Uśmiechnął się delikatnie na te słowa.
– Tak, masz rację. W każdym razie nie zamartwiaj się! Przyrzekam, będę cię odwiedzać przy najmniejszej okazji. Nawet nie zorientujesz się, że nie mieszkam w szpitalu. Tak często tutaj będę!
– Mam taką nadzieję. – Pokiwał głową. I cóż tu dużo mówić, pożegnali się, po czym Hoshigaki opuścił budynek.
I rzeczywiście, dotrzymał swej obietnicy. Przybywał w gości naprawdę wiele razy w ciągu tygodnia, aż niedoinformowani mogli mieć wrażenie, że wciąż zamieszkiwał to miejsce. Zazwyczaj również przynosił ze sobą pudełka dango i jedli razem smakołyki, tak jak mieli uprzednio w zwyczaju. Chętnie też wychodzili na dach przy każdej sposobności. Wprawdzie zrobiło się chłodno i czasem z nieba spływał deszcz, lecz nie przeszkadzało im to szczególnie. Po prostu zabezpieczali się w parasol i grubsze ubrania. Ten okres był owej parze błogi.
A przynajmniej do momentu, gdy musieli się rozstać. Działo się to przeważnie w godzinach wieczornych i ta rozłąka trwała mniej więcej do godziny dwunastej następnego dnia. Itachi szczególnie nad tym ubolewał. Strasznie tęsknił. Brakowało mu tej ciągłej obecności w sali, wspólnych posiłków, nie miał już komu oddać swojego jedzenia. Jednak najbardziej żałował utraty ich nocnych rozmów. Tak bardzo je sobie cenił, że z początku nie był w stanie spać. Po prostu leżał do którejś, aż udało mu się jakoś zmusić organizm do odpoczynku. Starał się nie mówić nikomu o tym problemie, lecz Kisame prędko wybadał, iż coś jest nie w porządku. I o dziwo udało mu się coś na to zaradzić. Aż pluł sobie w brodę, że wcześniej takie rozwiązanie nie przyszło mu do głowy.
Telefon. Krótka wymiana numerami i wrócili częściowo do starej rutyny. Znów gawędzili, gdy zapadł zmrok. Wprawdzie nie widzieli się już na żywo, lecz wystarczył im sam głos towarzysza. Nieważne, że trochę elektronicznie zniekształcony.
Tak właśnie spędzali czas owego wieczoru. Itachi leżał w łóżku, wdychając chłodne powietrze, które leciało z uchylonego okna. Jednocześnie toczył ze swoim towarzyszem istnie ciekawą konwersację o systemie edukacji tego wieku. Korzystając z okazji brunet dowiedział się też sporo o szkole, do której uczęszczał za dzieciaka jego przyjaciel. Jakoś po prostu przeszli tak z jednego tematu do drugiego, aż wspomnieli nieobecności i samo z siebie wynikło, że ostatecznie padło pewne pytanie. Czy raczej dwa pytania:
– A jak właściwie się aktualnie czujesz? Mówili coś, że cię wypuszczą ze szpitala?
– Czuję się dobrze. – Powiedział Uchiha spokojnie, jednocześnie przyglądając się swoim paznokciom. W sali panowały egipskie ciemności, więc w ostateczności niewiele szczegółów dostrzegał, lecz jednak jakieś tak. I szczerze mówiąc ich widok wcale mu się nie podobał.
– Na szczęście. Wiesz… Dzisiaj wydawałeś się w porządku, ale i tak wolę się upewnić. - Zaśmiał się Hoshigaki. – A więc pozostaje nam tylko twój wypis prawda? Dostaniesz go w ogóle?
CZYTASZ
Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓
FanfictionItachi uważa, że nic mu nie dolega, ale wyniki badań twierdzą co innego. Uchiha trafia do szpitala, lecz, zamiast zdrowiem, zawraca sobie głowę, by jego rodzice o niczym się nie dowiedzieli. W przerwach od martwienia się zajada sobie dango i zajmuje...