Rozdział 13

89 11 17
                                    

Kolejne kilka dni minęło spokojnie.

Itachi czuł się wprawdzie nieszczególnie dobrze fizycznie. Przekonał się, że rzeczywiście coś mu dolega, dopiero kiedy z natężenia bólu musiał wręcz zamówić sobie kolejne opakowanie środków przeciwbólowych. Wtedy obiecał sobie mentalnie, że zadba o siebie… w jakimś stopniu. W każdym razie więcej odpoczywał i częściej próbował coś spożywać, choć jego menu ograniczało się do dango, gorącej herbaty, mleka i pomidorów pokrojonych na plasterki. Pomidory przypominały o Sasuke.

Natomiast psychicznie czuł się wyśmienicie. Ostatnie słowa matki i spotkanie z nią dało mu dużo nadziei na przyszłość. W końcu owa kobieta była bardzo ważną częścią jego życia przez większość dzieciństwa. Jej słowa, czyny czy opinie obchodziły go, a zwłaszcza jeśli chodziło o takie ważne sprawy. Tym razem miał z czego się cieszyć. Poza tym wróciła do niego na pewien czas słodka nuta przeszłości, dzięki czemu kąciki ust mimowolnie podnosiły mu się w górę.

Tymczasem nastał chłód. Pogoda pokazała nareszcie swoje piękne, zimowe oblicze i obdarzyła ziemię białym puchem. Itachi bardzo zapalił się do wyjścia na śnieg. Uderzające zimno odciągało jego zmysły od bólu, a zabawa na zewnątrz teraz wydawała mu się na swój sposób zabawna, nawet jeśli infantylna. Zdążył z samego ranka poinformować swojego chłopaka o swoich zamiarach. Kisame przystał na to z radością.

Godzina spotkania została wyznaczona na dwunastą. Nim ona nastała, Uchiha zdążył uczesać swoje włosy dwukrotnie, zaparzyć sobie herbatę (która o dziwo mu smakowała), oraz domalować sobie paznokcie. Krew nie przestawała się pod nimi pojawiać, a chciał zachować swoje dolegliwości w tajemnicy, więc takie działanie było niezbędne.

Hoshigaki wpadł do niego punktualnie, a Itachi otworzył drzwi tak szybko, jak usłyszał dzwonek. Nim zdążył się zorientować, został szczelnie objęty ramionami przez swojego ukochanego.

– Cześć. Promiennie dziś wyglądasz. – powiedział wesołym głosem rybi mężczyzna, na co niższy brunet objął go też rękami.

– Dziękuję. – mruknął. – Ubrałeś się wystarczająco ciepło? Gdzie podziałeś szalik?

– Oh… jakoś tak musiał mi umknąć. – stwierdził Kisame, bezsilnie wzruszając ramionami. Uchiha jedynie westchnął cicho. Opuścił na moment swego gościa, a po momencie pojawił się znowu. W rękach trzymał puchaty granatowy szalik, którym zaczął obwijać troskliwie szyję swego chłopaka. Ukochany teraz był dla niego równie ważny, co młodszy braciszek. Oznaczało to, że należało wprowadzić w system równe traktowanie o obydwu. I o obu troszczyć się tak samo.

– Teraz z pewnością będzie mi ciepło i się nie zaziębie — rzekł radośnie Hoshigaki, muskając palcami gruby materiał. Przy okazji przyglądał się młodemu brunetowi, który teraz zajął się wkładaniem butów i kurtki.

Kiedy oboje byli jak najlepiej gotowi na wyjście na zewnątrz, Itachi zgarnął klucze do domu i opuścili budynek. Oczywiście drzwi zostały starannie zamknięte, a po tej czynności można było już w pełni nacieszyć się zimą.

Uchiha był wniebowzięty tym, co widział. Niemalże od razu schylił się i wziął trochę śniegu w dłonie. Poczuł wyraźnie jaki jest on lodowaty, ale podobało mu się to uczucie. Myśli mimowolnie skupiały się na zimnie przeszywającym jego dłonie, a nie uporczywym bólu w klatce piersiowej. Było więc to coś na kształt chwilowego wybawienia od dolegliwości.

– Och, Itachi. Nie podnoś brudnego śniegu z chodnika – zaśmiał się cicho Hoshigaki, patrząc uważnie na swego towarzysza. – Przejdźmy się do parku. Tam znajdzie się o wiele więcej śniegu i to czystego. Raczej czystego.

Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz