Rozdział 14

74 9 8
                                    

Zrobiło się gorąco i bolało, a świat zlewał się w jedną kolorową breję.

Itachi był jedynie bezwładnym ciałem, ginącym w smolistej substancji, która go zewsząd obmywała. Czuł ją wszędzie, potrafiła dorwać się każdego zaułka, po czym wypełniała go uderzającym nerwy, nieprzyjemnym, jednak z pewnością upojnym ciepłem. Nie dało się mu oprzeć w żaden sposób. Jego kumulacja znajdowała się na górze. Chłopiec patrzył w tamtą stronę, ale jego starania były bezcelowe. Gorąc pienił się w głowie i niczym korzenie młodych drzew, rył się coraz głębiej i głębiej, powoli rozsadzał czaszkę i Uchiha krzyczał bezgłośnie z bólu, jednak nikt go nie słyszał. Za to on słyszał wyraźnie innych, skupiwszy ostatnie siły na jedynym z działających poprawnie zmysłów. Odgłosy przebijały się przez grubą warstwę nieokreślonej materii wokół niego niczym naostrzone igły i jego uszy przeszywał przejęty kobiecy głos:

– Niech pan doktor pomoże jakoś mojemu synowi! Gorączką nie schodzi mu od zeszłego wieczoru, po tym, jak poszedł z młodszym bratem, pobawić się na polu i złapała ich ulewa.

– Pański syn ma słaby organizm i słaby układ odpornościowy. Nic dziwnego, że po czymś takim tak choruje – głos uległ zmianie.

– Czy on się z tego wyliże?

– Musi dużo odpoczywać, natomiast my musimy zbić mu gorączkę. Przydałoby się też dużo leków i opieki nad nim inaczej jego stan może się jeszcze pogorszyć.

– Fugaku, wezmę zwolnienie z pracy na parę dni i zaopiekuje się Itachim.

– Jutro jest spotkanie z przedstawicielami tej firmy, ostatnia szansa na ubicie z nimi interesów… nie mam kogo wyznaczyć za ciebie, Mikoto.

– Nic na to nie poradzimy. Trzeba będzie zrezygnować, kochanie.
   
   
Kisame wpatrywał się w kolorowe kluseczki, nabite we trzy na patyczek i widniejące za idealnie wymytym szkłem. Po namyśle wybrał całe dziesięć takich sztuk. Zapłacił monetami, które brzęczały głośno, wysypane na blat, jednak nie przebiły się przez donośny dźwięk wiatraka. Wkrótce jednak pojawił się nowy odgłos — lekkie skrzypnięcie drzwi, przez co Hoshigakiego owiało w mig chłodne, suche powietrze.

Powiew zimy przestał wydawać się słodki, po tym, jak Itachi wrócił do szpitala. Znalazłszy upadłego Uchihę w kuchni, oczywiście wezwane zostało pogotowie, po czym transportowano go nieprzytomnego do szpitala. Kisame pamiętał, jakie uczucia targały nim wtedy. Krzyczał, że chce jechać z nimi, jednak mu nie pozwolono. Łzy cisnęły mu się do oczu, kiedy widział bezwładne ciało ukochanego, a potem leciały ciurkiem, gdy zdał sobie sprawę, że właściwie mógł zamienić z nim już ostatnie słowa. Dobijało go, że ich nie pamiętał. Jednak nie poświęcił im wystarczającej uwagi. Nie próbował nawet wyciągnąć emocjonalnych soków ze zwykłego zdarzenia, jakie zdarza się na co dzień. Nie czerpał 100% ze swojego szczęścia.

Czuł się nieco, jakby zrobił krok wstecz. Gdy jego przybrana matka umierała, mimo ponurej świadomości o jej przyszłym losie, nie potrafił wyciągnąć z pozostałego mu czasu wszystkich cennych chwili. Potem pomieszczenie zrobiło się puste, a należało rozłożyć czarne parasole, gdy niebo płakało po stracie pięknej anielicy w trakcie jej pogrzebu. Tym razem jednak miało być inaczej. Kisame potrafił wynieść coś ze swoich błędów. Postanowił, że będzie się starać z całych sił, aby wydusić z czasu spędzanego z Itachim tak dużo, jak tylko był w stanie.

Gorzej, że nie wiedział, ile tego czasu zostało, co właściwie się dzieje z ukochanym, czy to poważne, czy nie, czy może Uchiha opuści wkrótce szpital. Kisame nie był rodziną, a w każdym razie nieformalnie, więc lekarze nie chcieli się z nim dzielić podobnymi informacjami, natomiast z Itachiego nie dało się nic wyciągnąć. Brunet za żadne skarby nie pisnął nawet słowem na ten temat, oprócz narzekania na miejsce, w którym się znalazł i upartego powtarzania, że nie trzeba się nim martwić.

Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz