Rozdział 15

56 7 5
                                    

Sasuke wpadł do szpitala z hukiem.

Stukając płaskimi, ale dość grubymi obcasami po szpitalnej podłodze holu, skierował się prosto do recepcji. Tak, nosił buty z podwyższeniem. Był za niski. Naruto, żegnając go na stacji kolei Shinkansen, pośród wszelkich innych odgłosów ludzkich; rozmów, kroków, siorbania napoi, dzwoniących telefonów, głośnego oznajmiania kobiety, że jeden z pociągów spóźni się o całe piętnaście minut (za co przepraszała wszystkie szanowne osoby, które właśnie na ten przejazd czekały), stwierdził żartobliwie, że Uchiha wzrostem przypomina dziewczynę w krótkiej spódniczce, kojarzoną ze szkolnych romansów anime. Jakkolwiek powiedział tak, tylko aby rozśmieszyć swojego zdenerwowanego i przygnębionego partnera, ten opacznie wziął to za jakiś wyraz drwiny i załatwił sobie czarne, błyszczące buciki z podwyższeniem. Wyglądał w nich nieco zabawnie, jednak przybyło mu parę centymetrów i to się liczyło.

Dzięki temu górował dość nad kobietą w recepcji, która wyjaśniła mu, którędy powinien iść, aby dotrzeć do pokoju, w którym przebywał jego brat. Właśnie. Jego brat. Myśli Sasuke ostatnimi czasy kręciły się głównie wokół tej osoby i Naruto. To były jego dwie odskocznie od rzeczywistości, niekoniecznie objęte zdrowym tokiem myślenia.

Uzumaki, najjaśniejsze słońce, uśmiechające się do ucha przed dwadzieścia cztery godziny. Blondyn zawsze rozpościerał wokół siebie wesołą, słodką aurę, która była niczym drobne prześwity światła w trakcie uporczywego deszczu. Dzięki niej Sasuke nie czuł bezgranicznej rozpaczy, dowiadując się, że jego brat wrócił do szpitala. Wprawdzie zwaliło się to na niego, jakby co najmniej niebo zleciało mu na głowę. Teraz kiedy jechał windą i po wyjściu z niej, charakterystyczny smród tego miejsca drażnił jego nozdrza i skręcał mu kiszki z obrzydzenia i stresu, a każda spiesząca się gdzieś pielęgniarka, przyprawiała o dreszcze i zimny pot na plecach.

Był jednak w stanie zdzierżyć to wszystko. Wszakże ręce drżały, kiedy sięgał po klamkę, jednak udało mu się wmówić sobie, że to naturalna reakcja organizmu na nerwy. Wziął głęboki oddech. A potem następny. I dopiero po nich, wkroczył do drobnego pokoju.

Zastał Itachiego na łóżku w otoczeniu bieli. Na moment wydał mu się zmarłym, położonym z szacunkiem w trumnie. Młody mężczyzna miał bardzo blade, wychudłe lico, włosy luźno opadające na szczupłe ramiona, jednak oczy jak zawsze błyskające inteligencją i spokojem. Sasuke przestraszył się swoimi myślami, a wzrok utkwił w tej znajomej, gorzkiej postaci. Wszelkie słowa pouciekały mu z głowy. Poczuł ulgę, dopiero kiedy brat się poruszył. Drobny kosmyk włosów zsunął mu się na twarz, a ślepia zwęziły się.

– Co… co tu robisz, Sasuke? – był wyraźnie zdziwiony. Młodszy doszukiwał się w jego postawie i twarzy tej czułości oraz ciepła, z którymi zawsze był przez niego witany, zwłaszcza po długiej rozłące. Tym razem jednak brakowało ich, przez co chłopak poczuł się co najmniej nieswojo, lecz determinacja pchała go na tyle naprzód, aby mógł przezwyciężyć nieprzyjemne uczucia.

– A jak ci się wydaje? – jego głos delikatnie drżał, jednak krok miał pewny, kiedy zbliżył się do brata. – Kisame poinformował mnie o tym, że znów trafiłeś do szpitala, więc natychmiast przyjechałem. Martwiłem się i…

– I zignorowałeś pracę oraz ważne polecenia, które prawdopodobnie zdążyłeś otrzymać od naszej matki i naszego ojca?

– Ja…

– Nie powinieneś w ogóle się tutaj znaleźć – głos Itachiego zabrzmiał chłodno i stanowczo, co skojarzyło się Sasuke ze srogą powierzchnią brzytwy. – Nic mi nie jest. Doskonale radzę sobie tutaj bez ciebie i nie potrzebuję twojej pomocy. Ile jeszcze mam ci to wbijać do głowy, hm?

Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz