Rozdział 4

165 24 0
                                    

W miarę jak mijały kolejne dni żar w piersi Itachiego rozwijał się nieubłaganie.

Uchiha wciąż nie mógł rozpoznać właściwej istoty tego zjawiska, a myślał nad tym dużo. Prędko zdał sobie sprawę, że to przemiłe uczucie pojawiało się, gdy integrował się intensywnie z Kisame. Ta informacja stała się podstawą jego kolejnych kalkulacji. Starał się porównywać cały ten fenomen do wszystkiego, czego dotychczas doświadczył w swym życiu, lecz nic go nie przypominało. Mimo tego, nie zaprzestawał poszukiwań w swoich wspomnieniach.

Równocześnie, obcował sobie w świecie jak zazwyczaj. Strasznie rutynowo. Razem ze swoim współlokatorem wstawał rano i brał jakieś leki, które wręczały mu pielęgniarki. Następnie jedli śniadanie, oczywiście wcześniej zaczepiając o automat z mlekiem. Potem głównie spędzali razem czas, włączając w to przerwę na posiłek w południe. Nie żeby on specjalnie korzystał z tego pożywienia. Nawet, jeśli mu smakowało, po prostu nie miał apetytu, toteż nie zmuszał się do niczego. Wieczorem jeszcze potrzebowali przetrwać obchód lekarzy i mieli wolny czas. Teoretycznie powinni dużo się wysypiać, lecz oni po prostu tego nie pilnowali. O porze spoczynku decydowała długość ich rozmów. Nieraz nie mieli ochoty na pogaduszki, więc od razu się kładli, a nieraz konwersowali sobie wesoło do późna w nocy.

Tak, mniej więcej, wyglądał ich każdy dzień. Dlatego też, starali go sobie urozmaicić. Wychodzili często na dach, by nakarmić ptactwo, przemykali się po różnych salach, bądź wzywali do siebie Sasuke, by przyniósł im najświeższe wiadomości.

– Twój brat jest taki kochany. Zawsze przychodzi, jak po niego zadzwonisz. – Skomentował Kisame, przerywając na moment opychanie się dango.

Te przepyszne smakołyki były drugim powodem, by Itachi prosił swojego brata o przybycie. Chłopak zawsze je tutaj znosił, wiedząc doskonale, że jego aniki wprost kocha te słodycze. A jak tylko ogarnął, że również Hoshigaki chętnie je wcina, to począł taszczyć ze sobą już nie jedno, ale dwa pokaźne pudełka.

Droga od domu młodszego Uchihy do szpitala wcale nie ciągnęła się nie wiadomo ile. Liczyła sobie zaledwie parę ulic i to umiarkowanie krótkich, więc można było całą trasę pokonać pieszo i nie zmęczyć się szczególnie. Tak właśnie postępował Sasuke. Odbywał spacer z miejsca zamieszkania do placówki medycznej. Zawsze lubił rozglądać się w trakcie swej wędrówki, toteż prędko wyłapał wzrokiem cukiernię.

Nie była to byle jaka cukiernia. Sklepik może i wydawał się, aż nazbyt skromny i niespecjalnie niezwykły, lecz sprzedawane tam łakocie miały iście niebiańskie smaki. Po prostu wydawały się idealne pod każdym względem. I szczęśliwy traf sprawił, że dango również tam rozprowadzano. Dzięki temu, brunet jak tylko chciał, kupował kuracjuszom świeże i wspaniałe frykasy.

Ale wracając, do tej specyficznej dwójki, która aktualnie objadała się owymi pysznościami.

– Wiem. – Odpowiedział Itachi. On również wcinał radośnie ulubione jedzenie i wcale przy tym nie narzekał. Można by stwierdzić, że dango było unikalne pod tym względem, bowiem na nie zawsze miał apetyt. No, jeszcze bardzo umiłował sobie picie mleka z automatu na dole, ale to raczej na tym się kończyło.

– Dlatego właśnie chciałbym mieć rodzeństwo! Najlepiej takie jak twoje. – Zaśmiał się Kisame.

Uchiha chciał mu coś odpowiedzieć, ale poczuł jak naprawdę coś drażni go w środku. To zdecydowanie nie było to przemiłe ciepło. Skrzywił się delikatnie, po czym zakaszlał, uprzednio zasłaniając usta ręką. Po chwili było mu już lepiej, więc kontynuował wsuwanie kolorowych smakołyków, jakby nic się takiego nie wydarzyło. To, co miał rzec wyleciało mu gdzieś bokiem, toteż stwierdził, że nie jest na tyle ważne, by musiał sobie przypomnieć.

Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz