Rozdział 1

455 26 24
                                    

Sasuke kręcił się po niewielkim pomieszczeniu.

Wcześniej był w nim nieskazitelny porządek, lecz jak tylko Uchiha postanowił przestąpić progi tego domu, zapanował tam istny chaos. Białe kartki, niedokończone projekty budynków oraz oceany papierów z przeróżnymi tabelkami latały we wszystkie strony i wsuwały się pod meble. Ciuchy leżały tam gdzie wcześniej nie miały nigdy okazji leżeć, a przypadkowe przedmioty, jakie znalazły się na drodze nadchodzącego tajfunu uległy wstępnemu zniszczeniu, bądź obmacaniu na każdy możliwy sposób.

Pojedyncze, wybrane ubrania i ważne rzeczy trafiały do obszernej, czarnej torby. Rzucono ją na sam środek pokoju i stała tam do tej pory, a z każdą kolejną minutą zwiększała się jej zawartość. To o parę skarpetek, czy przewodnik po ptakach Azji.

Innymi słowy, tak wyglądało prędkie pakowanie gratów Itachiego. Tylko dlaczego wyręczał go w tym jego brat? Otóż tamten nie miał żadnej sposobności, aby zająć się tym ważnym procesem. Zawdzięczał to złym wynikom, które powychodziły z badań. Jak się okazało, były na tyle tragiczne, że biednego bruneta w mig wysłano do szpitala. Nikogo nie obchodziły jego zapewnienia, że czuje się zupełnie dobrze.

Sasuke ogólnie wściekł się z tego powodu. Już dawno zauważył, iż jego krewniak ma się znacznie gorzej, jeśli chodzi o zdrowie. To tłumił kaszel, to z dupy wyskakiwał nagle stan podgorączkowy, to męczył się, nie przejechawszy nawet kilometra na rowerze. I utrzymywał, że trzyma się w jak najlepszym stanie. 

Możliwe, że nie chciał martwić nikogo. Rodzice aktualnie byli bardzo zajęci. Najistotniejszą dla nich sprawą, było utrzymanie rozpadającej się firmy w ryzach. Żeby to się udało, potrzeba było ogromu pracy, pieniędzy, cierpliwości i czasu. Nie, żeby byli biedni, a ich przedsiębiorstwo było niewielkie. Biznes ich wielkiej rodziny był gigantyczny i znany na całym świecie. Niestety, ostatnimi czasy podupadł, a każdy jego element zaczął się psuć. Nikt nie był pewny dlaczego. 

Młodszy z braci także nie wiedział czemu nagle taka stabilna korporacja zaczęła rozsypywać się w proch. Nie liczył też, że ktokolwiek przekaże mu taką informację. W końcu od zawsze stał w cieniu syna pierworodnego. Jednak mimo tego, nie czuł się specjalnie urażony czy zazdrosny. Nigdy nie interesowały go cyferki i finanse. Można by nawet uznać, że cieszył się gdy Itachi go wyręczał w tego typu sprawach. Również, od zawsze cenił sobie wszelkie więzi z bliskimi.

Właśnie dlatego to on dopilnował, na życzenie Uchihy, by ich rodziciele w żaden sposób nie dowiedzieli o jego położeniu. Tym sposobem byli świadomi tylko i wyłącznie, że rodzeństwo zaszyło się tymczasowo w tej mieścinie, zwanej nieoficjalnie Konohą. Tymczasem wszystko miało wrócić do normy, na wskutek opieki lekarskiej i troskliwej opieki nad bratem. No właśnie, miało.
  
   
  
Itachi siedział na białym, niczym śnieg, prześcieradle wpatrując się podobnego koloru ścianę. Aktualnie zajmował się robieniem niczego. Zwyczajnie czekał na brata, który na wpół żywy z marnie ukrywanego przestrachu popędził po jego rzeczy. 

Na nic zdały się wszelkie argumentację, że starszy z rodzeństwa czuje się w porządku. Próbował on pięknymi słowami przekonać lekarzy i krewniaka, lecz byli uparci jak chyba nigdy wcześniej. A to wszystko przez głupie wyniki badań. Uchiha nie wiedział, dlaczego los pokarał go w ten sposób, że mimo jego świetnego samopoczucia wylądował w szpitalnej sali.

Rzeczywiście, może i nie żyło mu się ostatnimi czasy najlepiej, aż niekiedy miał wrażenie, że organizm mu trochę szwankuje, lecz z jakiego powodu od razu zrobiło się takie poważne zamieszanie? Jego zdaniem, cała kompania medyków grubo przesadzała, ale niestety było już zbyt późno na wyplątywanie się z całej tej masakry.

Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz