Rozdział 11 [18+]

245 21 24
                                    

Następny ranek był przyjemny.

Itachiego obudziły jasne promienie słoneczne, wpadające do wnętrza jego pokoju, przerwą pomiędzy bladoszarymi firankami, jak i upojny zapach słodkich naleśników, który roznosił się po całym domu.

Brunet mimo faktu, że położył się spać dość późno, wstał w godzinach raczej wczesnych, a przynajmniej o tym święcie był przekonany. Pierwsze co uczynił po przebudzeniu i chwilowym wpatrywaniu się w sufit z jawnym otępieniem, było gwałtowne podniesienie się do siadu i wykaszlenie ze swojego organizmu całkiem sporej ilości krwi. Przy czym, starał się robić to po cichu, aby nie zwrócić uwagi swojej matki, która prawdopodobnie znajdowała się teraz w kuchni i pichciła śniadanie.

Gdy już jego płuca się w miarę uspokoiły, przetarł usta i brodę, upaćkane na czerwono, wierzchem dłoni. Aczkolwiek ręce również były zabrudzone szkarłatną cieczą, toteż dało mu to tyle, że rozmazał nieco sobie ją po dolnej części twarzy. Westchnął ciężko, przeklinając w myślach uporczywe dolegliwości chorobowe. Nie chcąc poplamić niczego bądź zostać przyłapanym w takim stanie, czym prędzej udał się do łazienki, w której zręcznie się zamknął.

Przy każdym ruchu towarzyszył mu piekący ból w klatce piersiowej, zwłaszcza w okolicach serca. Bynajmniej nie był on spowodowany uczuciami, bo Itachi pod tym względem był tylko i wyłącznie szczęśliwy obecnym stanem rzeczy w swoim życiu, nieco stęskniony za młodszym bratem i bezproblemową przeszłością oraz zmartwiony przyszłością, ale dominowała tu nieskazitelna miłość. Brunet kochał Kisame i to przyćmiewało wszelkie negatywne emocje, zrzucając je na dalszy plan. Świadomość, że w końcu zobaczy Hoshigakiego, dzień w dzień, dodawała mu wigoru do spierania się ze słabościami swojego organizmu, aż zdawało mu się, że nawet trapiące go choróbsko, nie jest w stanie obalić go w żadnym wypadku.

Takim tokiem myślenia kierował się też dzisiejszego poranka, wpatrując się uporczywie w swoje odbicie w lustrze. Widział przed sobą młodego mężczyznę, nieco przy kości, ale z żywymi ślepiami. Włosy, wolne od przyrządów fryzjerskich, spływały mu luźno po ramionach, niego pokołtonione, ale bujne i piękne, jednak Itachi wiedział, że dziś i tak będzie musiał je umyć porządnie. Zrzucił z siebie zbędne ubrania i wkroczył do prysznica, prosto na chłodną i nieprzyjemną podłogę.

Trochę majsterkowania przy mechanizmie kranów i słuchawek wystarczyło, aby na chłopaka polała się woda. Wprawdzie była ona chłodna, na tyle, aby wytworzyć gęsią skórkę na jego rękach, jednak taka właśnie przypadła mu do gustu. Pozwolił jej spływać łagodnie po plecach, obmywając wszystko wzdłuż kręgosłupa, od czubka głowy po blade pośladki bruneta. Taka drobna pieszczota rzeczy martwych, pozwoliła mu się odprężyć, aż stracił rachubę czasu, odnośnie do tego, ile spędził w tym prysznicu.

Jednak ostatecznie w końcu wychynął z pomieszczenia, obwinięty w pasie puchatym, białym ręcznikiem, który zasłaniał dobrze, wszystko, co należało. Z doszczętnie mokrych włosów, skapywały na podłogę drobne kropelki wody, a ciemne kosmyki uparcie przywierały do wszystkiego, na co tylko miały ochotę.

Itachi odłożył ścieranie kałuż z podłogi na późniejszy termin, więc zostawiał po sobie niewielkie wodne ślady stóp. Tymczasem zbliżył się do szafy, w której zaczął grzebać w poszukiwaniu jakiegoś wygodnego oraz miłego dla oka ubrania. Przemieszczał swoje spojrzenie po różnych, starannie wyprasowanych, koszulach, których nadmiar miał ze względu na pracę. Jednak znalazło się tu również nieco zwykłych, prostych koszulek, jak i parę swetrów, gdyby zaczęło doskwierać zimno.

Brunet nie zdążył podjąć żadnego wyboru na temat odzieży na dzień dzisiejszy, bowiem rozległo się wszem wobec pukanie do drzwi, które skutecznie odciągnęło go od wnętrza mebla. Spodziewając się swojej rodzicielki, przetarł tylko usta, tak na wszelki wypadek, po czym rzekł głośniejszym tonem:

Weź Mnie Do Akwarium (KisaIta) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz