~Po porostu...kocham cię Mówili, że zakazany owoc smakuje najlepiej Dlaczego tak bardzo mieli racje?~
Cała trójka nie wiedziała, że aż tak stęskni się za tym zadupiem. Trzy miesiące to jednak długo nic się nie zmieniło, domy stały na swoich miejscach w takim samym stanie jak zostawili je wyjeżdżając.
Kiedy w końcu po długiej podróży dojechali na miejsce widząc tak dobrze znany sobie dom, po zaparkowaniu auta na podjeździe wysiali zaczynając kierować się w stronę drzwi prowadzących do wnętrza budynku, które uchyliły się ukazujące Davida czekającego na ich powrót.
- Stęskniłem się za tym miejscem. - powiedział Harry rozglądając się po tak dobrze znanym sobie salonie.. I opadając z westchnieniem na kanapę.
****
Kiedy kilka godzin później cała czwórka zasiadała do kolacji, rozległo się głośne pukanie do drzwi Reedwood czym prędzej poszła w stronę holu. Po uchyleniu drewnianej powłoki ujrzała zdyszaną Rose.
- Od kiedy ty pukasz? - zapytała ze śmiechem patrząc na blondynkę.
- Na ratuszu...łowcy - wysapała tyle wystarczyło aby Victoria domyśliła się co się dzieje wiedziała, że to sprawka Armandy to był ten czas, ta chwila kiedy musiała stanąć w obronie bruneta nie wiedziała co ją czeka, co tym razem zaplanowała była przyjaciółka. Wbiegła do jadalni posyłając Davidowi wszystko wiedzący wzrok i mówiąc jedynie.
- już czas.
Mężczyzna kiwną w geście zrozumienia Louis i Harry na początku nie wiedzieli co się dzieje, lecz po chwili oboje zrozumieli, że loczkowi zagraża niebezpieczeństwo David zabrał chłopaków w bezpieczne miejsce znajdujące się na polanie gdzie stał mały domek po to, aby ochronić ciężarnego natomiast, Reedwood razem z Onfroy pobiegły w stronę ratuszu.
Jeszcze nie wiedział, że to był ich największy błąd jaki mogły zrobić nie wiedziały, że kiedy trójka chłopaków wychodziła, sama Armanda śledziła ich do kryjówki dając znak łowcą gdzie znajduje się ich cel. Nie widzieli jeszcze wtedy, że łowcy uważają Harry'ego jak i nienarodzone dzieci za początek apokalipsy dla ludzkości.
Chłopcy dotarli do kryjówki a domek otoczony gęstym lasem na niewielkiej polanie nie wydawał się aż tak złym pomysłem. W tym samym czasie dwie przyjaciółki biegłych na ratusz a po dotarciu na miejsce widząc jedynie powybijane szyby i wyważone drzwi budynku.
Ze środka Wybieg Max razem z najlepszymi ludźmi, którzy byli gotowi bronić bruneta.Po patrzył się na przyjaciółki,mówiąc
- wiedzą.
W tym momencie zrozumiały jak ogromny błąd popełnili i jak źle ocenili możliwości swojego przeciwnika wszyscy znajdujący się w tym momencie koło budynku ratusza a w szczególności szatynka zerwali się biegiem stronę ukrytej polany mając nadzieje że zdążą na czas zanim stanie się tragedia.
W tym samym czasie David i Louis stojący przed drzwiami prowadzącymi do bruneta celowali z broni do 20 łowców na czele z Armandą i tylko myślach modli się, aby reszta zdążyła na czas. W momencie, w którym chłopcy mieli zaatakować na polane wbiegła że szatynka stając przed Armandą odpychając ją i sycząc.
- Zostaw go w spokoju! Nie dość krzywdy wyrządziłaś! Reedwood pchnęła brunetkę, która upadła na ziemię podniosła się szybko wstając na równe nogi, odpowiadając głosem pełnym złości i nienawiści.- Zabrałaś mi Rafaela, wiem jak bardzo kochasz Harry'ego jest dla Ciebie jak młodszy brat, dlatego chcę sprawić byś cierpiała już na wieczność wiedząc, że i jego nie mogłaś uratować.
Nim się nie Victoria zdołała odpowiedzieć rozpoczęła się walka ludzie broniący ciężarnego rzucili się na łowców ci natomiast odpowiedzieli ogniem zaczęła się wojna, wszyscy byli tak zjaęci tym co widzą, że i znów jeden malutki błąd jedno malutkie niedopatrzenie sprawiło, że nikt nie spodziewał się tego co nastąpi. Nie wiedzieli, że na jednym z drzew jest najlepszy łucznik, ze strzałami szczególnie z jedną zatrutą tylko po to by trafić nią loczka.
Walka była wyrównana toczyła się a przewagę mieli mieszkańcy Hidden Hills, łowcy ranieni odchodzili a niektórzy nie mieli tyle szczęścia ginąc z rąk wampirów lub wilkołaków, i kiedy na polanie została tylko klęcząca przed Reedwood Armanda.
W tym samym czasie z domku wyszedł Harry słysząc, że hałasy na dworze ucichły i tutaj w tym momencie tej chwili, której nikt się nie spodziewał słychać było tylko świst strzały i ciało loczka upadające na ziemie, Louis podbiegł w ostatniej chwili łapiąc bruneta za nim ten uderzył głową o ziemie.
Victoria podbiegła do Harry'ego, wcześniej karząc dwóm alfom postawić Blowers przed najwyższym sądem
- Harry, Harry - wyciągnęła strzałę tkwiąca w boku, z ulgą stwierdzając, że nie zraniła ona brzucha. Lecz zaraz na twarzy Loczka ujrzała czerniejące żyły.
- Vic co jest? - drżący głos Louisa, orzeźwił jej umysł popatrzyła na twarz, z której płynęły łzy.
- Trucizna, j-ja...bez antidotum on umrze.
- nie - szepnął słabym głosem Harry - wiem co chcesz zrobić i nie pozwolę ci oddać swojego serca nie ma mowy.
- Harry nie dyskutuj, nie możesz umrzeć nie pozwolę Ci na to rozumiesz nie ma mowy.
- Nie i koniec jeżeli to zrobisz nigdy ci nie wybaczę - po bladej twarzy szatynki spływały łzy to nie, mógł być koniec jeszcze nie. - Lou Lou, kochanie nie płacz, przecież zawsze będę w twoim sercu.
- Jak możesz mnie zostawiać znów?
- wybacz, opiekuj się Vic proszę
- Nie jestem na Ciebie zły, tylko to boli opiekuj się tam maluchami, dobrze?
- Bądź dzielny,- po wszystkich twarzach płynęły łzy - muszę ci coś jeszcze powiedzieć. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Już wtedy patrząc w Twoje oczy. Wiedziałem, że przepadłem.Co w Tobie kocham? Nie potrafię powiedzieć. Pokochałem Twoje oczy tak niebieskie jak jak niebo, przez które w moim sercu za każdym razem rozpala się żar. Twój dotyk dzięki, któremu czuje się bezpiecznie. Bo to w twoich ramionach jest mój dom. Głos będący melodią dla moich uszu. Mógłbym go słuchać przez wieczność. A kiedy pierwszy raz spróbowałem smaku twoich ust, stał on się dla mnie narkotykiem. Przepadłem. Przepadłem z miłości do Ciebie.
Z tych drobnych gestów. Jakie mi okazywałeś. Małego uśmiechu, bo to on rozjaśnia mi każdy dzień. To jak marszczysz nosek kiedy się denerwujesz. Jak patrzysz w niebo śpiewając piosenki dla twojej mamy. Wiesz, że ona tam jest, patrzy na Ciebie. Pokochałem Cię bez powodu. Tak bardzo. Na zawsze. Ta miłość nie miała prawa bytu. Nie w świcie Ludzi. Ale tu w tym świecie. Możemy stworzyć wszystko. Lub mogliśmy. Po porostu...Kocham Cię Mówili, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Dlaczego tak bardzo mieli racje?
Powieki opadają chowając zielone szmaragdy.
A roztrzaskane serca przestają pasować do innych...
####
To co Epilog i koniec...
CZYTASZ
𝐿𝑜𝑣𝑒 𝐴𝑔𝑎𝑖𝑛 ✔︎ || Larry
خيال (فانتازيا)- ...Dlaczego odszedłeś ? - Bo miłość do Ciebie mnie niszczyła... Bo rozum wolał by odszedł, a serce krzyczało zostań . Niestety posłuchał rozumu... Te oczy na nowo rozpaliły tak dawno uśpiony żar w jego martwym sercu... ~ Już raz idealnie dopasowa...