~♡~
Ray Manchester siedział na szarej kanapie w moim salonie i popijał cole z kobaltowej szklanki. Wzrok miał utkwiony z wiadomościach, w których jedna z reporterek zrobiła naprawdę długi wykład na temat Kapitana B i Niebezpiecznego, którzy nie zrobili żadnych postępów odnośnie Coldmana.
— Co u ciebie słychać? — zapytała moja rodzicielka, owijając ramiona wokół szyi partnera, tym samym wtulając się w niego.
— No wiesz, siedzę właśnie u pięknej kobiety i piję ulubiony napój. Jakoś nie narzekam na życie — uśmiechnął się uwodzicielsko.
Na twarzy kobiety pojawił się uroczy rumieniec, którego stłumił szeroki uśmiech posłany mężczyźnie. Była taka szczęśliwa.
— Masz piękny uśmiech...
— Dzię... — zaczęła, ale Manchester jej przerwał.
— Nie skończyłem! Masz piękny uśmiech, piękne włosy, śliczny dom, cudowny charakter i wiele więcej atutów, których nie chce mi się wymieniać.
— Za to ty jesteś umięśniony, szarmancki, kochany i leniwy — usiadła obok niego.
Ray nie zmarnował okazji i przeciągnął brunetkę, jeszcze bliżej siebie. Wbił się w jej usta, zachłannie całując. Miło jest widzieć jak bardzo są szczęśliwi, ale widok szefa moich przyjaciół, pożerającego moją mamę, jest dość niezręczny.
— Eghem — odchrząknęłam, siedząc na fotelu obok. — Nie zapomnijcie, że ja też tu jestem.
Para oderwała się od siebie i spojrzała na mnie roześmiana. Uśmiechy nie schodziły im z buzi, a oczy patrzyły na siebie z taką czułością. Wiem, że poznali się niedawno, ale myślę, że to co zdołało im się wspólnie stworzyć jest piękne i prawdziwe.
— Cieszę się, że cię poznałem — wyznał. — Ciebie Megan również — zaśmialiśmy się.
— My także — kobieta pogłaskała go po policzku, poszerzając swój uśmiech. — Nie jesteś bynajmniej kolejnym wariatem.
— Co jak co Bell, ale psychopatą nie jestem — bawił się kosmykiem jej ciemnych włosów.
— W to nie wątpię — cmoknęła go w usta. — Bell?
Także zwróciłam uwagę na zdrobnienie, jakiego użył Ray. Zdaje się, że nie słyszałam go od niemal ośmiu lat. Tato był jedyną osobą, która tak do niej mówiła.
— Nie podoba ci się? — zestresował się.
— Oczywiście, że podoba — uśmiechnęła się blado. — Po prostu nikt tak na mnie nie mówi — skłamała, zerkając na mnie.
Czasami trzeba przeszłość zostawić za sobą.
Ray zastygł i zaczął z przerażeniem wpatrywać się w ekran telewizora. Jeden z prowadzących ponownie tego dnia poruszył temat Coldmana.
— Przestępca oficjalnie został seryjnym mordercą — oznajmiła Mary. — Tego ranka w brutalny sposób pozbawił życia dwójce ludzi, a pomiędzy nimi zostawił liścik z dedykacją dla Kapitana B i Niebezpiecznego, zapieczętowany krwią ofiar.
— Zasrany bałwan! — wrzasnął zdenerwowany Ray.
— Przestępca grasuje na wolności zbyt długo, a bohaterowie nie robią nic w tym kierunku — kontynuował drugi prowadzący. — Każdy mieszkaniec miasta jest zdany tylko na siebie. Szczere kondolencje dla rodzin ofiar.
Przymknęłam oczy analizując zaczerpnięte informacje. Niemal zapomniałam o tym psychopacie wzbudzającym strach w mieszkańcach Swellview. Byłam przekonana, że wszystko powoli wracało do normy, ale po raz kolejny się myliłam. Nie ukrywam, że bałam się. Bałam się o siebie, rodzinę i przyjaciół.
Gdy zaczęło się robić na dworze ciemno, zadzwonił dzwonek do drzwi. Parsknęłam śmiechem widząc kuzynkę w okularach przeciwsłonecznych i z grymasem na twarzy.
— Kac morderca nie ma serca? — zapytałam ze śmiechem.
— Zamknij się — wysyczała i bez zbędnych słów weszła do domu, a następnie do mojego pokoju.
— Wczorajszy wieczór udany? — położyłyśmy się na moim łóżku.
Brunetka westchnęła delikatnie, uśmiechając się w kierunku sufitu.
— Czemu nie powiedziałaś mi, że Eleanor coś do mnie czuje? — zapytała cicho jakby bała się, że ktoś mógłby nas usłyszeć.
— Bo to nie była moja sprawa i ona powinna ci to powiedzieć. Ja jedynie wspierałam ją w jej pomyśle zbliżenia się do ciebie i trzymałam za was kciuki — wyjaśniłam.
Nie chciałam na siłę pchać ich do siebie. Jeśli między nimi ma coś zakwitnąć to zakwitnie. Jest to tylko i wyłącznie sprawa tej dwójki, a inne osoby nie powinny w to ingerować, w tym ja.
— Jestem na siebie tak cholernie zła, że wcześniej tego nie zauważyłam — zakryła twarz dłonią. — Eleanor jest naprawdę wspaniała, a traciłam czas na tego idiotę Wilson'a — zezłościła się. — Chcę z nią spróbować. I przepraszam cię, że musiałaś skłamać na temat wczorajszego wieczoru. Przez nas byłaś zmuszona siedzieć u tego idioty.
Mówiła całkowicie szczerze, co mnie zaniepokoiło. Dziewczyna już kiedyś wspominała, że przez pewną sytuację nie przepada za blondynem. Obiecała, że wkrótce mi wyjaśni, jednak za każdym razem jak poruszałam ten temat, zbywała mnie.
— Lubię Henryka — wyznałam. — Teraz powiedz, czemu ty go nie lubisz?
— Jak możesz go lubić — zmieniła temat.
— Abi! Czemu nie lubisz Hena!?
Wywróciła oczami i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
— Trochę wstyd mi teraz o tym mówić — zaczerwieniła się. — Kilka lat temu dużo gadaliśmy. Można powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Podobał mi się... — zawstydziła się. — Jak mu o tym powiedziałam, zbył mnie tym, że nie szuka dziewczyny. Tydzień później był z Bianką.
— Ojeju — przytuliłam ją. — Przykro mi.
— Nie no spoko, już od dawna mam na to wywalone — zaśmiałyśmy się. — Jeśli chcesz z nim coś spróbować, nie bierz pod uwagę moich dawnych uczuć — poklepała mnie po plecach.
— Co?
— To widać, że on do ciebie coś czuje...
— Boże, kolejna!
Wzięłam żółtą poduszkę, leżącą na łóżku i walnęłam nią brunetkę. Posłała mi swój morderczy wzrok, także sięgając po jaśka. Nasza mała bitwa skończyła się kilkoma siniakami i niekontrolowaną głupawką.
~♡~
CZYTASZ
The cold touch |Henry Danger| ✔
FanfictionMROZI Megan połowę swojego szesnastoletniego życia spędziła na walizkach, zwiedzając świat razem ze swoją mamą. Kiedy kobieta cieszyła się podróżniczym trybem życia, nastolatka była zmęczona ciągłymi przeprowadzkami. Przestała przywiązywać się do mi...