Rozdział 4

1.6K 178 352
                                    

Naegi wracał ze szpitala. Był u siostry w odwiedziny. Była 19:26. Miał mało czasu, ale jego pozytywne nastawienie mówiło mu że zdąży. Zauważył jakiś sportowy samochód który zatrzymał się obok niego.

- Siadasz? - z samochodu wyjrzał Togami.

- Jezu dzięki. - Naegi wsiadł do samochodu. Zdziwił się. Przecież on wcale nie miał tak daleko. A poza tym... Skąd on ma prawo jazdy?

- Ej, po co ty jedziesz autem? Przecież wcale nie masz daleko. - Togami przygryzł wargę.

- Mondo chciał żebym nas zawiózł do tego całego sierocińca.- Naegi pokiwał mu głową. Dojechali pod dom Makoto. Wysiedli z samochodu. Pod domem brązowo - włosego byli Leon, Mondo i Kirigiri.

- A gdzie Maizono? - zapytał Naegi.

- Powinna już być...- powiedział Mondo wzruszając ramionami.

- Jestem!!!!- krzyczała Maizono która biegła właśnie chodnikiem.

- No wreszcie. Jedziemy? - Mondo wskazał na samochód Togamiego. Inni mu przytaknęli. Wsiedli do samochodu. Z przodu siedział Mondo. Chociaż szczerze, Togami wolałby żeby siedział tam Naegi. A z tyłu cisnęła się reszta. Maizono siedziała u Kuwaty na kolanach, co niezbyt jej się podobało, a Kirigiri i Naegi cisnęli się obok nich.

- Czyli to jest tam za szkołą gdzieś? - spytał Togami który jechał ponad setką. Mondo pokiwał mu głową. W radiu właśnie puścili ulubioną piosenkę Naegiego i Togamiego. Zaczęli się wydzierać. Reszta zatykała uszy. Naegi jeszcze sobie jakoś radził, ale Togami? Śpiewał okropnie.

- Ludzie, zróbcie to dla muzyki. NIE ŚPIEWAJCIE PROSZĘ! - powiedziała w końcu Maizono. Naegi zaśmiał się. Dojechali do jakiegoś lasu, za którym był wielki budynek. Wszyscy wyszli z auta i popatrzyli na budynek. Był prawie nie naruszony. Gdyby nie szare ściany, można by było powiedzieć że jest nad w użytku.

- Chodźmy! - powiedział Mondo półgłosem. Znaleźli dziurę w ścianie, przez którą można było wejść. W środku było zupełnie inaczej niż na zewnątrz. Od ścian dołaziły resztki zakrwawionego tynku. Zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu w którym się znajdowali.

- Ej, tu jest... Strasznie... - odezwała się Kirigiri.

- Raczej...- Naegi rozglądał się po pomieszczeniu. Miał ze przeczucia. Od zawsze miał słabe nerwy. Bał się wielu rzeczy, ale nikomu o tym nie mówił, bo nie chciał wyjść na słabego.

- Dobrze że nie ma tu Ishimaru..
- odezwał się Mondo poddenerwowany. Na podłodze był zakrwawiony nóż, na ścianach odłażący tynk i resztki farby, i walący się pomału sufit. Wszyscy usłyszeli że coś się za nimi rusza. Odwrócili się.

- Kto to Ishimaru? - Za nimi stało około pięcioletnia dziewczynka z wbitym w szyję nożem! Zaczęli uciekać. Każdy w inną stronę. Budynek wyglądał strasznie. Naegi biegł prawie płacząc. Nie był słaby... Po prostu się bał. Usiadł gdzieś w kącie.

- Togami! Leon! Maizono..!- wołał na próżno. W telefonie miał jedną kreskę baterii. Usiadł pod pierwszą lepszą ze ścian. W telefonie ani kreski zasięgu.
- Weź się w garść!!- powiedział do siebie i wstał z podłogi. Nawoływał wszystkich, łaził po  budynku. Nikogo nie znalazł. Powoli zaczynał tracić nadzieję.

- Maizono! Kuwata! Togami! Ktokolwiek!!! - miał już zdarte gardło. Musiał jak najszybciej kogoś znaleźć. Jego sytuacja była tragiczna, pomimo to, miał jeszcze nadzieję. Odkąd pamięta jego jedynym talentem był optymizm.

- Halo!? - Naegi zerwał się na równe nogi. Był to znajomy głos, ale niezbyt mógł go rozpoznać.

- Kto tam?!?! - zawołał ostatkiem głosu. Miało być fajnie,a jest zupełnie inaczej. Dziś nauczył się jednego: nigdy nie ufać Mondo Owadzie.

- Togami!!- Naegi ruszył za głosem. Togami nawoływał co chwilę. Jego głos stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Nagle wreszcie zobaczył sylwetkę wysokiego chłopaka. Podbiegł do niego i go przytulił. Nie panował nad tym teraz. Z początku blondyn był zdziwiony, ale zaraz potem, oddał przytulas.

- Dzięki Bogu, że udało mi się znaleźć chociaż ciebie! - powiedział Makoto, kiedy już się od siebie oderwali. Togami miał przy sobie telefon i latarkę. Czyli nic nowego. On też nikogo nie odnalazł. Obydwaj postanowili kontynuować poszukiwania. Ostatecznie znaleźli się wszyscy.

- To co teraz? - powiedziała przestraszona Maizono, która aktualnie przytulała się do Leona. Wszyscy popatrzyli po sobie. Tak szczerze, byli w tragicznej sytuacji. Co z tego że byli wszyscy? Przecież nie wiedzieli w którym miejscu są i przede wszystkim gdzie jest wyjście? Wszyscy byli przerażeni.

- Nie wiem, ja jestem już cały zesrany... - powiedział po dłuższej chwili Mondo. Togami posłał mu mordercze spojrzenie. Przecież to on to wszystko wymyślił! Gdyby nie on, nie byłoby ich tu!

- Ty jebany głąbie!! Gdyby nie ty, nie bylibyśmy w taj chujowej sytuacji!! - Wykrzyczał Togami. Też miał tego dość. Mógł teraz spokojnie siedzieć w domu, słuchając muzyki. Naegi, który stał obok niego, odsunął się od niego o krok.

To się wkopaliśmy...

....................

Hai. Cóż...... Zauważyłam że kilku osobom się to chyba spodobało... ( Czego się tak szczerze nie spodziewałam xD)

No... Gwiazdką nie pogardzę xD

~ Nie kto inny jak ja xD

Ps. Za błędy jak będą przepraszam 😁

Melodia (Naegami) WZNOWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz